Autor: xc (---.158.216.98.pat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data: 2013-06-30 08:11
Po pierwsze, to nawrócenie musi mieć charakter wewnętrzny. Ktoś musi być przekonany o tym, że jego dotychczasowy sposób myslenia, postrzegania świata, relacja z samym sobą i otoczeniem wymaga natychmiastowej, radykalnej i nieodwracalnej zmiany. Jest takie przekonanie, idziemy dalej. Nie ma go, nie ma o czym gadać. Przecież nikt nikogo tak naprawdę nie nawróci, nie zmusi, nie poustawia mu komórek mózgowych, nie naprawi sumienia. Może pomóc, może wskazać sposoby, może dać przykład i tak dalej ale nie jest mną samym.
Jeśli jest taki impuls wewnętrzny a nie wiadomo jak, to trzeba w otoczeniu poszukać kogoś pomocnego. W zasadzie każdy chrześcijanin ale nie każdy ma charyzmat, zdolności i dostateczne umiejętności. Warto poszukać duchowych zajmujących się "trudnymi" przypadkami, gromadzących wokół siebie ludzi z problemami tego typu, posiadających wiedzę i tzw. zdolności interpersonalne.
"Chciał wyrżnąć księży" co to znaczy? Pogadał, pobluzgał na "czarnych", powiedział kumplom przy piwie "trzeba byłoby tych nierobów w sutannach powywieszać na latarniach" czy też posunął się dalej? Podżegał do przestępstw? Organizował? Złamał prawo? Zrobił komuś krzywdę? Jeśli tak, to wypadałoby pogadać z adwokatem. Nawrócenie zakłada również rozliczenie przeszłości, bez tego się nie da. Także na płaszczyźnie cywilno i karno-prawnej.
Na marginesie: czytałem jakiś czas temu wywiad z pewnym człowiekiem. Pisarzem, który jakiś czas temu nawrócił się na islam. Zachwycał się nad samym sobą i światem nowiej wiary. Jaka to piękna, dobra, prawdziwa. Jak to tam się szanuje człowieka, brata w Bogu (ze szczególnym uwzględnieniem młodych chłopców), jaki to świat chrześcijański zepsuty, zgniły, zły, niemoralny. Jaki to on teraz szczęśliwy i spokojny. Wszystko ładnie, pięknie. Normalne zachwyty neofity, nic niezwykłego. Sęk w tym, że pan ów był jednym ze współtwórców najgłupszej produkcji telewizyjnej na terenie Polski z jaką miałem (nie)przyjemność mieć kontakt w czasach, gdy miałem jeszcze telewizor. Serial-makabra ukazujący niby w krzywym zwierciadle, niby satyrycznie Polaków nowych czasów. Serial, który powielał i kreował stereotypy, wzorce, typy myślenia będące absolutnym zaprzeczeniem tego co ja wyniosłem z domu, z (komunistycznej skądinąd) szkoły i Kościoła. Bezmózgowie, kretynizm, prymitywizm, powielanie obrzydliwych wzorców, "szaletowy" humor, z bekaniem i puszczaniem bąków w tle. Nie wiem jak teraz, ale kiedyś serial ten cieszył się szaloną popularnością, jego grepsy przeszły do powszechnego języka, aktorzy (w większości beznadziejni, w zasadzie nie zrobili żadnej kariery poza nim), awansowali do statusu megagwiazd (na naszą żytnio-kartoflaną miarę). Ale fakt faktem, popularny i cieszący sie wysoką oglądalnością przyniósl jego "tfurcom" (nota bene reżyser pochodzi z kraju tradycyjnie islamskiego) splendor i kasę. I jeden z nich, nazywający się teraz Islam al Mohamed ibn Jusuf (czy jakoś tak) nawet słowem się nie zająknął, że przez wiele, wiele lat (jak rozumiem "dla chleba, panie, dla chleba", i to grubo posmarowanego masłem i z grubym plastrem szynki) sam wcielał w życie (i to na skalę bardzo masową) wszystko to, czym teraz się publicznie, głośno brzydzi. To wszystko "be" a teraz ja, czysty i wspaniały, kroczę nową drogą, której wy, niewierni obrzydliwcy nie macie szans doświadczyć. Hipokryzja? Cynizm? Głupota? Krótka pamięć? Narcyzm? Nie wiem, nie moja sprawa. Niech ten pan żyje sobie jak chce, byle mnie nie dotykał. Dla mnie jest jasne: nie ma prawdziwego nawrócenia, nie ma zerwania z dotychczasowym myśleniem, wejścia na drogę prawdy, piękna, światła, dobra i mądrości bez uczciwego spojrzenia w lustro, kontemplowania własnego oblicza przez dłużej niż moment i rozliczenia się z samym sobą oraz własną przeszłością. Nie po to aby chwalić się przed niefachowymi dziennikarzami ale po to aby całe to nawrócenie miało sens. Koniec (przydługiego) marginesu.
|
|