Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2013-07-01 09:46
"Czy Bóg już na samym początku oczekuje ode mnie, że wszystko będzie idealnie? :( "
Ej, Dawid, Dawid :)) Pan Bóg przecież i na końcu drogi nie wymaga, by było idealnie :))
Kiedy wracasz do Boga, musisz po kolei odgruzowywać drogę do Niego. To trwa całe życie. Ale jeśli ma to być 50 km gruzu, to nie znaczy, że musisz oczyścić całe 50 km. Masz dzisiaj robić tyle, ile dzisiaj możesz. W pewnym momencie Bóg nas zabiera do siebie. I nie jest ważne czy na piątym, czy czterdziestym kilometrze. Jeśli odgruzowywałeś tę drogę z miłości do Niego, to nawet jeden metr wystarczy.
Popatrz na "dobrego łotra". Nawrócił się tuż przed śmiercią, wisząc obok Jezusa na krzyżu. Co on mógł teraz zrobić? Ile rzeczy naprawić? Ile modlitw zmówić? A Jezus mu powiedział: dziś będziesz ze mną w raju. Umrzesz już dziś, bez zadośćuczynienia, ale pójdziesz do nieba, bo wewnętrznie zmieniłeś się naprawdę, a nie tylko na pół gwizdka.
Każdy z nas chce być święty już tydzień po nawróceniu, naprawdę :))) Ale normalnie jest tak, że ta praca nad sobą trwa, i trwa, i trwa. To właśnie jest najtrudniejsze: wytrwałość. Wytrzymać z samym sobą. Ale Bóg patrzy raczej na miłość, niż na upadki. Niegrzeszenie jest tylko jedną z wielu odsłon miłości. Nie tańcz wokół swojego zła, raczej zajmij się jakimś dobrem. Miłość to nie tylko "nie zrobię". To także "zrobię, pójdę, powiem, pomogę". Zbieraj dobro. Im więcej w Tobie dobra, tym mniej zła.
Ale wiesz? To są piękne problemy, te które teraz masz. To bardzo boli, ta Twoja nieświętość, niedoskonałość - bo już kochasz Boga. I to jest piękne, że tak boli. Nie bój się swojej słabości. Idź do Boga krok po kroku. Kiedy już przestanie boleć własna słabość, to wcale nie musi znaczyć, że jesteś doskonały. To może znaczyć, że Bóg przestał być dla Ciebie ważny.
|
|