Autor: Kamil (---.dabnet.pl)
Data: 2013-12-16 11:27
Szczęść Boże,
Chciałbym krótko napisać o moim wczorajszym doświadczeniu z kościoła dominikanów na Służewie w Warszawie.
Co drugą niedzielę jestem tam na mszy św o godz. 14. Zwykle przeżywam tam wspaniałe chwile. Jak ktoś chce zobaczyć zachwyt na twarzy kapłana trzymającego Najświętszy Sakrament - to to jest właśnie to miejsce. Wspaniała muzyka, spokój, cisza, kontemplacja.
Ale wczoraj zostałem na czymś, co nazwano adoracją z modlitwą, po tej właśnie mszy. Nie chcę opisywać, jak to przebiegało. Ale w trakcie trwania tego spotkania najpierw poczułem ogromne rozproszenie a później narastający strach, czy jakieś ciśnienie... Zaczęło się to w momencie, gdy ojciec prowadzący to spotkanie kazał wstać, mimo wystawienia Najświętszego Sakramentu a później On oraz wszyscy ludzie naokoło mnie zaczęli po prostu bełkotać. To się powtarzało kilka razy. Ja się czułem coraz gorzej - w końcu wyszedłem. Czułem się strasznie - jakbym uciekł przed Panem Jezusem...
Nie rozumiem, co się ze mną działo. Od wczoraj jestem zupełnie rozbity duchowo. W nocy targały mną straszne pokusy, jakich już nie miałem bardzo długo. Kilka godzin z różańcem. Czegoś takiego nie miałem chyba nigdy w życiu (nie różańca - pokus. Wszystkie części różańca staram się odmawiać co dzień; wychodzi oczywiście różnie. Dlatego zacząłem odmawiać różaniec jak to się zaczęło dziać). A na dodatek sam nie wiem jaka jest przyczyna, skąd to się we mnie wzięło...
Ja nawróciłem się półtora roku temu. Przemawia do mnie duchowość kontemplacji, spokoju, ciszy. Coś takiego (na taką skalę) widziałem pierwszy raz...
Nie wiem co o tym wszystkim wszystkim myśleć. Czy brałem udział w jakiejś zbiorowej głupocie, świętokradztwie? Czy może to grzech, że tak myślę o współbraciach w wierze?
Co tym myślicie? Skąd te pokusy i takie poruszenie duchowe?
Pozdrawiam i szczęść Boże.
|
|