Autor: Gosia (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2014-03-09 22:14
Magdo, piszesz "AŻ tak ufać Bogu?". Co to znaczy? Że do Boga można mieć tylko trochę zaufania? Że "racjonalnie" jest polegać tylko na sobie, że tylko tego mogę być pewnym, co widzę, czuję, czego dotykam? Że to nierozsądne polegać na Duchu, dziecinada? Nie rozumiesz tego. Tak. To widać, że nie rozumiesz. Ale od kiedy złamana tragediami oddałam swoje życie Bogu, On prowadzi mnie za rękę. I daje obietnice. I ich dotrzymuje. A im więcej zaufania Mu okazuję, tym więcej łask na mnie spływa. Bóg jest jedyną istotą, do której można mieć zaufanie bezgraniczne! Zawsze, kiedy powierzam mój kłopot Bogu, kończy się on dla mnie najlepiej, jak tylko można... Kiedy zapominam o Jego Obecności przy mnie i załatwiam problemy po swojemu, zwyczajnie brnę w kłopoty. Bóg jest żywym, troskliwym i czułym ojcem, który nieustannie czuwa nad nami, a nie odległym, siwym starcem, oderwanym od naszej rzeczywistości. Pytasz, skąd się bierze takie obietnice? Z obcowania ze Słowem Bożym. Tak najprędzej można poznać Jego wolę i otrzymać obietnicę. Ale mnie ostatnio zdarzyło się jeszcze coś innego. Miałam swoje dylematy, nie wiedziałam jak postąpić, nie chciałam być zbytnią skrupulantką, ale i nie chciałam obrazić Boga. Po długim czasie dręczenia się problemem, w końcu powiedziałam Mu: Boże ja sama z siebie nic nie wymyślę. Oddaję ten problem Tobie. Albo kieruj moim postępowaniem sam, albo powiedz mi, jak mam postępować? I wtedy w głowie usłyszałam słowa: "Z miłością..." Nie był to głos. To jakby zaistniała w mojej głowie myśl, bardzo wyraźna. A na drugi albo trzeci dzień po tym, znalazłam internecie na stronie katolickiej artykuł dokładnie wyjaśniający mój problem... Magdo, życzę Ci abyś i Ty stała się prawdziwym Dzieckiem Bożym, na co dzień doświadczającym Jego żywej Miłości. Z Panem Bogiem.
|
|