Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2014-05-06 10:19
Ad G_JP
Dziękuję za ciepłe słowa i modlitwę Jest jednak pewne "ale" bez którego moja pisanina nie jest pełna.
Po pierwsze, to jest to mój punkt widzenia. Co powiedziałaby druga strona, druga połówka? Ona tu się nie produkuje, więc trudno powiedzieć.
Po drugie, jak mogę uciekam od banalizowania małżeństwa. Jakiś czas temu jadać autem słyszałem pewną audycję religijną poświęconą sprawą małżeńskim. Prowadzący ją ksiądz wymądrzał się, doprowadzając mnie do wściekłości. Bo gadał banały, cukrzył i zasypywał słuchaczy "receptami" typu: "Wystarczy tylko być w Chrystusie a reszta się sama ułoży i małżeństwo będzie udane!".
Znam tabuny ludzi, porządnych, prawych, uczciwych, wrażliwych, pobożnych i głęboko przeżywających swoją wiarę. Takich co to mają wszystko, oprócz udanej relacji małżeńskiej. Nie żeby to byli alkoholicy, rozpustnicy, hazardziści, brutale, rozrzutnicy i tak dalej (żeby wymienić najczęstsze przyczyny rozpadu związków) a małżeństwa im się albo posypały, albo posypią, albo już się sypią.
Co mam opowiedzieć o moich przyjaciołach, areligijnych lub wręcz wrogo nastawionych do religii, którym w małżeństwie się darzy? Wszystko w tych związkach jest ale chrześcijaństwa to tam nie uświadczysz, a idzie im super jako parze.
Podkreślam na każdym kroku: małżeństwo to jest długodystansowy bieg z przeszkodami, który do tego trzeba odbyć w parze. Bywa raz tak, raz owak. I to "owak" potrafi być bardzo, bardzo, bardzo nieprzyjemne. Ileż to razy...."? Nie będę kończył tej frazy, bo każdy, kto trochę pobył w związku wie o czym mowa.
Nie, proszę nie brać mojego związku i mojej relacji z moją żoną za wzór! Nie ma sensu. Każdy ma sobie wypracować swój własny wzór. I to nie abstrakcyjny, hipotetyczny, idealny, serialowo-telewizyjny ale praktyczny, performace , w którym sam bierze udział będąc jednocześnie reżyserem, aktorem i widzem.
Żeby nie popadać w skrajność, to wolę akcentować to co piękne, do czego pamięć sama wraca, co ciągle tkwi pod powiekami. Bo, w biegu tym wygrywa się także lotne premie. Przyspiesza się i rosną nam skrzydła a nogi same niosą. Po latach widzimy jak miałkie były nasze spory, jak bez sensu i jak bolą nas błędy, których nie naprawimy. Nie jest to widzenie spraw w różowych okularach ale perspektywa, którą uzyskuje się z wiekiem. K
Na sam koniec przytoczę dwie bardzo mądre (moim zdaniem) opowieści, które usłyszałem od mądrych ludzi.
Pierwszym moim rozmówcą był pewien bardzo znany zakonnik, profesor, opowiadał mi o tym, jak prowadził konferencje dla małżonków. Pojawił się wątek kompromisu w małżeństwie i rozwiązywania konfliktów wynikłych z różnicy zdań.
Pewna pani, która przysłuchiwała się naukom o.profesora powiedziała mniej więcje tak: "wie ksiądz co? my jesteśmy małżeństwem już prawie 40 lat i u nas, nigdy nie było żadnego konfliktu, zawsze bez problemu uzgadniamy wszystko, szybko i bezboleśnie".
"A jak Państwo to robicie?". "No jest to tak: najpierw ja mówię swoje zdanie, potem mój mąż wyraża swoje zdanie, a potem robimy tak jak ja mówię".
O. profesor powiedział do mnie: "Święty człowiek, ten facet, ja to na jego miejscu, bym jej przynajmniej ze sto razy kark skręcił"
Drugim moim interlokutorem była pewna aktorka, która przez pewien czas pozostawała w głośnym związku z wybitnym muzykiem. Kiedyś zorientowała się, że jej facet regularnie zdradza ją z pewną panią z ich otoczenia. Zrobiła wściekłą awanturę i pokazała muzykowi drzwi. Ten zabrał ze sobą przysłowiową szczoteczkę do zębów i poszedł sobie do nowej wybranki. Założył z nią rodzinę, wzięli ślub i mieli dzieci i żyli sobie razem, na prowincji, aż do nagłej śmierci artysty.
Tak pierwsza pani, porzucona, powiedziała mi kiedyś: "Źle zrobiłam. Dałam upust emocjom, Zagrałam rolę zdradzonej żony, uniosłam się honorem, pokazałam światu mój ból i przegrałam. Dopiero po jakimś czasie zastanowiło mnie, dlaczego ten człowiek. którego tak kochałam i który mnie kochał tak postąpił. Bo przecież to nie był drań, rozpustnik, imprezowicz ale wrażliwy, czuły i piękny człowiek. I doszłam do wniosku, że w naszym związku zepchnęłam na margines. Tworzyłam dom i rodzinę taką jaką mi się wydawało, że on chce ale nie wiedziałam czego on chce; w pędzie życia nie dowiedziałam się jakie są jego potrzeby. Trzeba było mu wybaczyć, otrzeć ślinę z twarzy i zacząć budować nasz związek od podstaw. Głupio zrobiłam, szkoda."
Dwie różne opowieści, ale wątek wspólny. Nie ma abstrakcyjnych kobiet i mężczyzn, które stwarza Bóg. Bóg stworzył i stwarza konkretne, żywe istoty. Każda z nich ma swoje imię, swoją indywidualność. Każda z nich może nam coś dać i może coś wziąć. Jest szansą. A jak tę szansę się wykorzysta, to już inna sprawa.
|
|