Autor: wyszywaczek (93.175.167.---)
Data: 2014-09-12 19:44
A miałaś jakiegoś, nie potencjalnego tylko prawdziwego kandydata?
Widzisz, u mnie to było tak, że wybór konsekracji łączył się z odrzuceniem kilku mniej lub bardziej bezpośrednich oświadczyn, a na pewno kilku relacji, które w tle miały propozycję/możliwość małżeństwa. Żeby było śmieszniej, odrzuciłam to wszystko zanim zaczęłam formalną drogę formacyjną. Po prostu wiedziałam, że tego nie chcę, że chcę Boga i koniec. A jeśli nie konsekracja, to samotność dla Niego, nawet niesformalizowana.
To się tak pisze. Ale tak naprawdę to był wybór między Bogiem a Andrzejem, między Bogiem a Pawłem, między Bogiem a Tomkiem - widzę konkretnych mężczyzn, jak to piszę teraz. Nie między Bogiem a moim abstrakcyjnym marzeniem o facecie, który mnie będzie kochał tak, jak sobie wymarzyłam. Podejrzewam, że taki ktoś nie istnieje...
Oczywiście, że to było bolesne. W kilku przypadkach z litości, bo naprawdę mi było żal mówić "koniec" albo "nie" wspaniałym skądinąd facetom. W kilku przypadkach serducho bolało, bo przecież i ja nie z kamienia :P, podkochiwałam się w jednym czy w drugim. Ale zawsze gdzieś na dnie tego ludzkiego znajdowałam dużo, dużo większą miłość do Boga. I wybór był oczywisty, nawet jeśli niełatwy.
Pan Jezus nie wystarczy. Musisz się liczyć z tym, że będzie głód. Droga konsekracji jest drogą radości, ale i wyrzeczenia. Zdrowy celibat, zdrowa czystość musi się łączyć z niezaspokojeniem. Seksualności, emocjonalności, pragnienia, żeby obok zwyczajnie był ktoś, kto się uśmiechnie, przytuli, odezwie się. Z drugiej strony jeśli to rzeczywiście jest to twoje - to odkryjesz, że dostajesz o wiele więcej.
Czy to jest to? Nie wiem. Myślę, że powinnaś odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, dlaczego chcesz konsekracji, po co ci konsekracja.
Powodzenia w rozeznawaniu i szczerości życzę.
|
|