Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2014-12-02 03:27
Nie miałam takich doświadczeń, ale prawdopodobnie miałabym podobne odczucia do Twoich. Choć wiem, że moje zrozumienie w niczym Ci nie pomoże, napisałam to, żeby Ci łatwiej było przyjąć dalsze słowa. Bo chciałabym, żebyś spojrzała na to z innej strony.
Nie wiem, czy wszyscy inni odpowiadający mieli w dzieciństwie swoje własne pokoje i mogli sobie tam wieszać co chcieli, ale w moim dzieciństwie, gdy dzieci było w domach zazwyczaj przynajmniej troje, nie było takich wygód. Nie było "mojego pokoju", często nawet nie było "mojego kąta w pokoju". Mieszkanie było rodziców i normalne, że to oni decydowali co gdzie wisi czy stoi i w jakim kolorze. Zresztą co wisi i stoi i w jakim kolorze zazwyczaj było uzależnione nawet nie od rodziców, tylko od tego, co akurat było w sklepie wtedy, gdy już trzeba było kupić, i na co nas było stać :)) Z mieszkania się po prostu korzystało, z każdego kąta w ten sam sposób, wszystko było wspólne. Zamykało się drzwi jedynie do łazienki (jeśli była) i to na konieczny czas. Każde inne zamknięcie drzwi natychmiast drastycznie zmniejszało powierzchnię mieszkania i uniemożliwiało swobodne "oddychanie" i poruszanie się.
Nie, nie chcę, żeby wróciły tamte czasy. Ale skoro Ty chcesz być zrozumiana przez mamę i babcię, to zacznij od próby zrozumienia ich. Inaczej się nie dogadacie. Nie wiem od kiedy w domu nie ma taty, ale jeśli już długo, to babcia była w tym domu bardzo ważna, i może to są jej porządki, które mama zaakceptowała. Babcia zapewne wychowywała się w podobnych warunkach jak ja i nie czuje tego pojęcia "mój pokój" tak jak Ty. Owszem, tam śpisz i się uczysz, ale to wspólne mieszkanie. Babcia może nie mieć poczucia "przynależności" pokoju. Z kolei mama - jeśli już długo nie ma taty - nie miała takiej potrzeby intymności jak młode małżeństwo, bardzo za to potrzebowała pomocy przy dziecku. Mogła nie zauważyć nawet, że podobnie żyje. Ty czujesz, że w pewien sposób zabierają Ci Twoją przestrzeń, a dla nich, przez zamknięte drzwi, to Ty zabierasz ich wspólną przestrzeń. Życia przy zamkniętych drzwiach trzeba się dopiero nauczyć. Trzeba coś przed tymi zamkniętymi drzwiami zrobić. Zawołać? Zapukać? Otworzyć? Z chwilą zamknięcia drzwi zaczyna się jakiś nowy etap w życiu. Pamiętaj, że babcia i mama (prawdopodobnie) nie mają swojego życia. To Ty jesteś ich życiem. A Ty chcesz im się wymknąć. Im dłużej rodzice są razem i im dłużej się kochają, tym dzieciom jest łatwiej. Bo to rodzice potrzebują zamkniętych drzwi dla swojej intymności. Dziecku łatwiej jest wtedy być samodzielnym. Gdy tej intymności rodzice nie potrzebują, to całą uwagę skupiają na dziecku i nie pozwalają mu dorastać.
Pomyśl o tym przed zamknięciem drzwi. Masz do tego prawo, ale rób to mądrze. Musisz tego mamę i babcię nauczyć. Musisz ich powoli przyzwyczajać. "zaraz wchodzi mama i się pyta: Kasia, a co ty tak się zamykasz?" Więc na początek zamykaj drzwi wtedy, kiedy umiesz to wytłumaczyć.
- Muszę się więcej pouczyć, a przy zamkniętych drzwiach łatwiej się skupić. Otworzę jak skończę lekcje.
- Czuję się dzisiaj zmęczona, chciałam się w ciszy położyć.
Nie kłóć się, nie protestuj, nie złość się. Ale coraz częściej drzwi zamykaj. Mama przyjdzie i otworzy? Trudno. Jutro znów zamkniesz. Cichutko, spokojnie. Przyzwyczai się.
A obrazy? W domu mojej babci na wsi (babci nie znałam, ale wtedy nie wyrzucało się od razu rzeczy po śmierci rodziców, wszystko w domu zostawało po staremu) było mnóstwo świętych obrazów. Dwa wielkie, serce Jezusa i serce Maryi, a reszta mniejsze: święci, aniołowie, święta Rodzina. Taki był styl. W sąsiednich domach było podobnie. Obrazy dostawało się na I Komunię, na ślub, na narodziny dziecka. Teraz też w wielu domach jest mnóstwo obrazów, tyle że innych. Portrety, widoki, obrazy drogie. Czasy się zmieniają. Twoją walkę z obrazami mama i babcia będą odbierać jako odrzucenie i Boga, i ich. Dopóki się nie dogadacie. I znów to samo. Ty chcesz, żeby one Cię zrozumiały. A czy Ty je rozumiesz? Kiedy o tych obrazach rozmawiacie? Wtedy kiedy przynoszą nowe i wieszają na ścianie, czyli tylko wtedy kiedy się złościsz? Czy próbowałaś też tak zwyczajnie, bez powodu, pokojowo? Znajdź czas dla babci. Usiądź kiedyś koło niej i spytaj o jej dzieciństwo, o jej dom. Spytaj, jak wyglądał, o czym najczęściej wspomina. Spytaj, czy u nich w domu były wielkie święte obrazy i co się z nimi stało. Spytaj, czy za nimi tęskni. Spytaj jakie były jej marzenia jak była dzieckiem. Wpleć swoje marzenia. Nawet to, że chciałabyś, tak jak koleżanki, powiesić sobie plakat. Nie wymagaj niczego, nie proś wtedy, nie narzekaj. Opowiedz o sobie i swoich marzeniach. Rozmawiaj. Niech usłyszą to nie w złości, ale w chwili cichej, miłej rozmowy. Za jakiś czas to dotrze.
Usłyszałaś, że wstydzisz się swojej wiary. Może się nie wstydzisz wiary, ale wybór tłumaczeń jest niewielki. "postanowiłam przekonać mamę i babcię żeby choć na ten dzień przewiesić obrazy". Jeżeli nie wstydzisz się wiary, to na pewno wstydzisz się swojej mamy i babci. Ich gustu. Jedno czy drugie - musiało je zaboleć. Dorastasz i chcesz być coraz bardziej samodzielna. Zacznij nie od pokoju, ale od swojego wnętrza. Spróbuj oddzielić siebie od mamy i babci nie przez zamykanie drzwi i awantury, ale najpierw w swojej świadomości. Nie wstydź się domu, bo doskonale wiesz, że to nie jest Twój własny dom, tylko dom Twoich opiekunów. Zaproś swoją koleżankę do domu. Spokojnie i z uśmiechem jej powiedz, że Tobie te obrazy się nie podobają, ale rozumiesz, że mama i babcia decydują o swoim mieszkaniu. Nie wstydź się tego wypowiedzieć. Ty masz prawo mieć inne zdanie. Nie potępiaj nikogo, nie obrażaj, nie wyśmiewaj. Po prostu wytłumacz. Człowiek dorosły umie oddzielić siebie od innych. Nie jesteś jeszcze dorosła, ale ucz się tego. Nie w złości, ale tłumacząc. W domu, który kiedyś Ty stworzysz, będziesz miała więcej wolności, ale to też nie będzie wolność absolutna. Twój mąż będzie miał inne zdanie w wielu sprawach. Też trzeba będzie się dogadywać. Też nie wszystko będzie się podobać. Twoje dzieci też będą chciały coś nie po Twojemu. Tobie się tylko wydaje, że to jest daleka przyszłość. To właśnie teraz się tego uczysz. Jeżeli teraz zdecydujesz się na wojny, zamiast rozmów, to kiedyś taka sama atmosfera będzie w Twoim domu. Ucz się interesować innymi, ucz się rozmawiać, ucz się pytać bez złości. Ucz się słuchać cudzych zwierzeń. To nie z piątek w szkole, ale z rozmów najlepiej się okazuje, czy możemy komuś zaufać. Mama i babcia muszą widzieć, że stajesz się dorosła.
Nie obiecuję, że musi się udać. Ale próbuj. Nawet jeśli ich niewiele nauczysz, to wiele nauczysz samą siebie. I to się bardzo w życiu przyda. Może i nawet koleżankę nauczysz, że można kochać mamę i babcię, chociaż masz kompletnie inny gust. Ale to przecież Twoja mama i babcia. A jeśli koleżanka będzie Cię gorzej traktować przez to, że na ścianie nie wisi plakat, tylko święte obrazy, to szybko się okaże, że nie warto jej było zapraszać. Nie chcesz, żeby mama i babcia decydowały co jest na Twoich ścianach? To nie pozwól, żeby o tym samym decydowała koleżanka. A tak by było, gdybyś dla niej ściągała obrazy i wieszała plakat. Wyzwalając się spod "niewolnictwa" opiekunów, nie stawaj się niewolnikiem koleżanek. Bądź po prostu sobą, czy jesteś w lesie, nad rzeką, w szkole, czy w pokoju pełnym świętych obrazów. Ty to jesteś Ty. To Ty masz coś dla innych znaczyć.
|
|