logo
Wtorek, 07 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy to profanacja Ducha Świętego?
Autor: Karolina (23 l.) (176.105.133.---)
Data:   2015-01-13 18:52

Jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać nad słowami w Biblii, że nasze ciało jest Świątynią Ducha Świętego. Czy to oznacza, że grzesząc przeciwko VI przykazaniu, jak np. stosunek pozamałżeński, masturbacja, czy fantazje erotyczne znieważamy Ducha Świętego? A co z kłótnią, czy złym pomyśleniu o innym człowieku? Ostatnio nawet nie umiem skrytykować innej osoby (nie bezpośrednio do niej, ale w myślach), bo wydaje mi się, że to tak samo, jakbym obraziła Ducha Świętego.

 Re: Czy to profanacja Ducha Świętego?
Autor: Matto (---.nette.pl)
Data:   2015-01-14 07:24

Grzesząc, człowiek obraża Boga, który jest jeden w Trójcy Przenajświętszej. Proponuję zatem bardziej kompleksowe podejście do sprawy-staraj się żyć tak, aby ani Ojciec, ani Syn, ani właśnie Duch Święty nie został obrażony Twoim postępowaniem.
Osobną kwestią są grzechy przeciw Duchowi Świętemu, na przykład zuchwałe grzeszenie w nadziei miłosierdzia Bożego, ale ten temat jest poruszany na forum wielokrotnie.

 Re: Czy to profanacja Ducha Świętego?
Autor: Franciszka (---.45.217.26.citimedia.pl)
Data:   2015-01-15 10:26

Nie pasuje mi tu słowo "profanacja". To wszystko, o czym piszesz, to grzechy. One obrażają Pana Boga w Trójcy Jedynego. Duch Święty jest jedną z Trzech Osób Boskich, więc wymienione przez ciebie grzechy znieważają również Ducha Świętego. Wymieniasz grzechy przeciwko ciału. One nazywają się nieczystością.
Nieczystość jest niezgodnym z naturą popędu seksualnego korzystaniem z własnej seksualności. Paraliżuje wzrost ku doskonałości, niszczy życie duchowe, duszę opanowuje egoizm, wola staje się niewolnicą ciała. Nieczystość nie jest tylko grzechem ciała, ile grzechem przeciw ciału. Jest to upokorzenie ciała swojego i cudzego.
Św. Paweł ma na to radę: "Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała – będziecie żyli. Ci bowiem, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi" (Rz 8, 12-14).
"Ostatnio nawet nie umiem skrytykować innej osoby" - Lęk przed popełnieniem grzechu to piękna cnota. Przestrzegam tylko przed zatrzymaniem się na tym lęku. Takie uczucie powinno być twórcze, czyli dać ci do myślenia. Warto codziennie robić taki rachunek sumienia, zastanawiając się nad swoimi uczuciami: czy są dobre, czy złe.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że grzeszymy myślą, mową i uczynkiem:
Można rozróżniać grzechy w zależności od ich przedmiotu, tak jak w przypadku każdego czynu ludzkiego, w zależności od cnót, jakim przeciwstawiają się przez nadmiar bądź brak, lub w zależności od przykazań, którym są przeciwne. Można je uporządkować również w zależności od tego, czy dotyczą Boga, bliźniego czy siebie samego; można je podzielić na grzechy duchowe i cielesne bądź też grzechy popełnione "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem". Źródłem grzechu jest serce człowieka i jego wolna wola, zgodnie z nauczaniem Pana: "Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym" (Mt 15, 19-20). W sercu także przebywa zasada dobrych i czystych uczynków - miłość, którą rani grzech. (KKK 1853)

 Re: Czy to profanacja Ducha Świętego?
Autor: Rafał (---.play-internet.pl)
Data:   2015-01-16 18:14

Kwestie wiary są trudne. Dekalog przekazany nam przez Mojżesza na górze Synaj obowiązuje wyznawców judaizmu i chrześcijaństwa. Lecz ponieważ dekalog niejako stanowi esencję prawa naturalnego (proszę zauważyć, że zabójstwo jest grzechem śmiertelnym w religii, a jednocześnie stanowi ciężkie przestępstwo wedle prawa cywilnego, itd.), które obowiązuje wszystkich ludzi z natury na ziemi. Inaczej mówiąc każde przestępstwo w prawie cywilnym na pewno stanowi grzech/winę w religiach. Ale nie każdy grzech jest przestępstwem czy wykroczeniem w prawie cywilnym. Nikt nie zamyka w więzieniu za fantazje erotyczne, za masturbacje, która jak uczy nauka może być nie tyle grzechem, co nałogiem, nawykiem, kiedy np. depresja czy stany lękowo-nerwicowe obniżają, czasem niemal do zera poczytalność penitenta, czyli dobrowolność aktu. Jeśli tedy ktoś wpadł w masturbację, ale jest mu z tym źle, to znaczy, że działa sumienie, że jeszcze ten ząb sumienia jest zdrowy, nie znieczulony. Nie ma czegoś takiego, jak grzechy nałogowe. Nałóg to choroba, która można i nawet trzeba leczyć ludzkimi środkami. Albo więc ktoś grzeszy bez żadnego przymusu (również wewnętrznego) albo jest chory. Pojawia się np. kwestia obsesji czy nawet opętania? Czy osoba która doświadcza niechcianych impulsów, myśli w ogóle jest na tyle wolna, aby zgrzeszyć? Czy naprawdę nie ma różnicy między grzechem (robi ktoś plan: podjadę do banku i ukradnę całą forsę: to jest grzech, bo jest premedytacja, a poza tym, jako żywo ktoś kto planuje napad na bank musi raczej mieć psychikę i mózg w normie), a chorobą? Czy nie mieszamy nieustannie, skupiając się na tej nieszczęsnej seksualności różnych porządków? Choroba, np. nerwica natręctw była kiedyś uważana za opętanie, depresja uznawana była za dzieło diabła, pod nazwą acedia albo lenistwo? Jestem leniwy. Ok, ale dlaczego jestem leniwy? Bo mi się nic nie chce? Ale dlaczego nic ci się nie chce? Bo jestem słaba. Ale dlaczego jesteś słaba? Nie wiem. A dlaczego nie wiesz...? I tak dalej, można tak pytać o przyczyny w nieskończoność.
Redukowanie religii do etyki, a tej dalej jeszcze do moralności, a tej dalej do seksualności, tej znowu do problemu masturbacji oraz niezwykle ostatnio wrażliwego tematu antykoncepcji to brak zrozumienia po co jest religia/wiara, co to znaczy być kochanym przez Boga. Nie twierdzę, że nie ma ludzi zuchwałych, którzy grzeszą ile wlezie, mając pewnośc miłosierdzia. Ale naprawdę nie wolno nakładać ciężarów nie do uniesienia, a to się religiom instytucjonalnym zdarza. Prawdę mówiąc, widzę, że ludzie spowiadają się w sumie tylko z tego nieszczęsnego seksu. Między przykazaniem/ propozycją "nie cudzołóż", a antykoncepcją/masturbacją i rozwodami jako żywo jest jeszcz parę poziomów. Pierwotnie przykazanie 6 dotyczyło tylko i wyłącznie tego, na co wskazuje sama "nazwa", dosł. "nie wchodź do cudzego łoża", innymi słowy dotyczyło li tylko i wyłącznie zdrady małżeńskiej, nie zaś współżycia przed czy po, itd. Trzeba użyć trochę logiki, trochę rozumu, przestań wiecznie latać z każdym za przeproszeniem wytryskiem nocnym do spowiedzi. oczywiście między umiarkowaną religijnością a 'róbta, co chceta' też jest kilka poziomów. W każdym razie wierze szkodzi każde ekstremum - albo nie chodzę do kościoła, albo chodzę codziennie, albo spowiadam się codziennie (spotkałem takie historie), albo wcale, albo odmówię cały różaniec - albo w ogóle, itd.
Myślę, że tego postu płynie wiele lęku, który jest też czymś normalnym, często wskazuje, że coś dzieje się nie tak. Ale nie znaczy to, że istnieje jedna recepta. Nie widzę nic niewłaściwego w tym, aby naprawdę trochę czasem przystopować z nieustannym potępianiem siebie, wyrwać się na dyskotekę albo oglądnąć dobry film. Myślę, że tu chodzi stale o to, że my uwolnieni od totalitaryzmów nie bardzo sami wiemy, co to znaczy wziąć odpowiedzialność za siebie i innych, nie bardzo umiemy to wszystko wypośrodkować. Złoty środek to nie to samo, co negatywnie nie wiedzieć czmu oceniany "kompromis", który wielu ludzi kościoła postrzega jako "paktowanie z diabłem". Kompromis znaczy tyle, co "obopólne zobowiązanie, wspólna obietnica". Jeśli jedna osoba w związku nie jest szczęśliwa, to należy pozwolić jej odejść. Życia nie da się zmieścić w podręczniku teologii moralnej, nie da się wiary zamknąć w murach klasztoru, nie da się wszystkich ustawiać pod jedną miarą, bo życie jest niesłychanie cieniowane, istnieje w etyce mnóstwo niuansów, odcieni, cała paleta barw. Całe nieszczęście moralistów polega na redukowaniu wszystkich odcieni barw tęczy (notabene: tęcza jest symbolem pojednania w Biblii, a nie żadnym new age'm) do widzenia czarno-białego, a stąd już tylko niestety krok do całkowitej szarości tak pięknego życia, jakie istnieje na ziemi. Pozdrawiam serdecznie.

 Re: Czy to profanacja Ducha Świętego?
Autor: Karolina (23 l.) (176.105.133.---)
Data:   2015-01-17 14:33

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Mam jeszcze pytanie - czy to grzech ciężki?
/.../

Z archiwum forum:

'Nie jest jeszcze chrześcijaninem, kto ciągle tylko oblicza, co musi zrobić, by było dosyć i by z pomocą kazuistycznych sztuczek mógł jeszcze uważać się za człowieka czystego sumienia'.
'Wprowadzenie w chrześcijaństwo', Joseph Ratzinger

Zauważam, że rzymscy katolicy w Rzeczpospolitej przyjmują postawy talmudystyczne. Redukują chrześcijaństwo do kodeksu prawnego składającego się z nakazów i zakazów, mierzą je miarką: wolno, na ile wolno, a jak nie wolno, to jak zrobić, żeby było wolno. Proszę zapytać swojego sumienia a nie wyręczać się ludźmi.
xc

Jak czytam tego typu pytania to mam nieoparte wrażenie, ze chrześcijaństwo, przynajmniej w swoim wymiarze rytualnym, zostaje zredukowane do czegoś będącego kombinacją podejścia buchalteryjno-księgowego i arytmetyczno-algebraicznego. Ile razy? Jak często? Ile z przeniesienia a ile z podziału? Co po stronie 'winien' a co po stronie 'ma'. Czy jeden grzech ciężki można zrównoważyć pięcioma dobrymi uczynkami a może sześcioma lub siedmioma i pół.

Przesłanie Jezusa jest bardzo, bardzo proste. Tak proste, że nie można sobie prostszego wyobrazić:
'Bliskie jest Królestwo Boże. Zmieniajcie wasze umysły i głoście Dobrą Nowinę'.
(Mk 1,15).

I od tego radzę zacząć. Mniej zwracając uwagę na matematykę i rachunkowość.
xc

Więcej tutaj.
Zachęcam do zapytania w konfesjonale.
moderator

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: