Autor: Wacław Oszajca SJ (---.tele2.pl)
Data: 2001-12-10 16:42
Pewnie ani jedno, ani drugie, ani godzenie się z wykluczeniem, ani osamotnienie. Na początek może warto zadać sobie i takie pytanie – dlaczego inni, też mający wątpliwości, mało tego, ujawniający je, broniący ich zasadności, są jednak akceptowani i nie skarżą się na brak powodów do tego, by czasami, czasami, być aż szczęśliwymi? Ma Pani rację, nazywając Kościół rodziną. Cudzysłów jest tu zbędny. Kościół to przecież wspólnota dzieci Bożych, a jeśli tak, to powinno nam na tej rodzinie zależeć. Ci, którzy nas nie rozumieją, mają do tego prawo, tak jak wątpiący maja prawo do wątpienia. Zamiast więc w taki czy inny sposób wyłączać siebie z tej familii, lepiej jest zastanowić się jak, w jaki sposób, np. mówić o tych naszych wątpliwościach. Bywa bowiem, że to nie tyle wątpliwości zrażają do nas innych, ale sposób ich prezentowania. A jeśli już rzeczywiście przychodzi nam żyć z chrześcijanami tak mało miłującymi bliźnich, a przecież i wrogów trzeba kochać, to tym bardziej warto zawalczyć i pocierpieć odrobinę dla sprawy przecież ważnej. Skoro bowiem sprzeciwiają się oni naszej prawdzie, to znak, że nie są ludźmi niewrażliwymi, a to już jest coś! Przepraszam, że „zająłem” się Panią, a nie „rodziną”, ale to Pani stawia pytania, więc mam odwagę tak tę sprawę ująć. Serdecznie pozdrawiam.
|
|