Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-07-16 23:51
"co zrobić z sytuacją śmierci duchowej, która następuje po grzechu ciężkim i z tymi symptomami grzechu przeciw Duchowi Świętemu"
Spowiedź, spowiedź, spowiedź. To jest nasze zmartwychwstanie.
Bóg mieszka w nas na różne sposoby i to nie jest tak, że po grzechu ciężkim w ogóle Boga w nas nie ma. Podobnie jak nie jest tak, że przed chrztem Boga w nas w ogóle nie ma. Owszem, podczas grzechu to MY mówimy Bogu "żegnaj, wynoś się z mojego życia". Dlatego to MY musimy Mu potem powiedzieć: "przepraszam, przyjdź znowu". Bóg nas jednak cały czas kocha i cały czas woła. Przecież człowiek dorosły nieochrzczony, czyli niby jakoś jeszcze bez Boga, w pewnej chwili pragnie zostać ochrzczony, a to znaczy, że Bóg jakoś w nim już jest. Podobnie po grzechu ciężkim, jeśli jest w nas żal i postanowienie poprawy, to już wpuszczamy Boga w nasze serce i On już może nas zacząć przemieniać. Ale to dopiero spowiedź (rozgrzeszenie) jest momentem, kiedy mogę być pewna, że naprawdę znów przyjęłam Boga. Bo sam żal za grzechy to nie jest coś pewnego. Właśnie dlatego, że często mylimy go z uczuciem. A z uczuciami różnie bywa. Czasem wydaje nam się, że strrrrasznie żałujemy za grzechy, a tak naprawdę, to raczej żałujemy, że się wygłupiliśmy, że ktoś widział, że ktoś wie, że są jakieś złe konsekwencje grzechu. Za przeproszeniem: czasem bardziej żałujemy, gdy ktoś widział jak dłubiemy w nosie niż tego, że zdradziliśmy żonę. Wstyd nie zawsze idzie w parze z żalem za grzechy, może być zwykłym ludzkim odruchem. Dlatego też nie musimy się tak bardzo przejmować brakiem uczuciowego żalu, bo nie chodzi o te łzy. Najlepszym dowodem żalu za grzechy jest natychmiastowe pragnienie poprawy. Zwrócenie się do Boga ze słowami: wiem, że to było złe, przepraszam. Ale dopiero spowiedź i rozgrzeszenie daje nam pewność, że naprawdę wróciliśmy. Podejście do konfesjonału, które zawsze i dla każdego jest jakoś trudne, szczególnie, gdy zdarzyło się wcześniej w konfesjonale jakieś zranienie przez człowieka z drugiej strony "kratki" - to podejście do konfesjonału, a nie uczucie, jest dowodem naszej wiary. Oczywiście całkowicie szczere podejście do konfesjonału.
Niestety, może być tak, że zmartwychwstanie nasze jest tylko chwilą, o której szybko zapominamy. Dlatego bardzo słusznie pytasz o dalszy ciąg "jak powrócić do miłości i wiary". Eliminowanie zła jest tylko małym skrawkiem życia katolika. Ważniejsze jest czynienie dobra. Wstając z konfesjonału powinniśmy natychmiast zacząć czynić dobro. Okazywana innym i Bogu miłość często bardzo mocno chroni nas od zła. Długie przyglądanie się grzechowi (nawet jeśli widzimy w nim tylko zło) jest ciągle zajmowaniem się diabłem, a nie Bogiem. Bóg jest miłością. Dlatego każdy dobry czyn jest zwrotem do Boga. I dlatego po każdym grzechu natychmiast powinniśmy czynić dobro, bo wtedy od razu wracamy w środowisko Boga.
A z tymi symptomami grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. Wygląda, że sam temat dobrze rozumiesz (a bardzo często jest źle rozumiany), ale dla mnie jednak wkrada się tu jakaś niespójność postawy. Ten grzech można streścić w słowach "nie chcę". A w tym co piszesz jest człowiek, który owszem, grzeszy, ale bardzo chce wrócić do Boga i martwi się tym, że to może jednak być grzech, który nie będzie odpuszczony. W tym jest ta sprzeczność. Albo chcesz wrócić i pytasz jak to zrobić, a wtedy nie ma mowy o grzechu przeciw Duchowi Świętemu, albo podejrzewamy że to będzie taki grzech, ale wtedy nie chcesz wrócić do Boga, więc nie pytasz jak to zrobić, bo to nie ma sensu. Wiem, symptomy a nie grzech, ale w tym wypadku nie ma to znaczenia. Przecież tak naprawdę o takim grzechu możemy mówić dopiero w chwili śmierci (wtedy dopiero wiadomo, że nie chcieliśmy powrotu do Boga), wcześniej tylko wiadomo, że może chodzić o tego rodzaju grzech, to znaczy, że ryzykujemy ten grzech (czyli symptomy, albo niebezpieczeństwo tego grzechu).
Jeśli natomiast stawiasz sprawę tak: "człek dany trwał w odrzuceniu Boga i upaja się tym całe życie, i dlatego nie będzie odpuszczony też i w przyszłym wieku, bo ta osoba tego nie chciała za życia i po śmierci też nie chce" - to z kolei pytanie o nawrócenie nie ma za bardzo sensu. Jeśli ktoś nie chce się nawrócić, to najmądrzejsze nawet pomysły sensu nie mają. Pierwszy, podstawowy, najważniejszy warunek do nawrócenia, to właśnie jest CHCĘ. Na odwrót jest jak najbardziej możliwe: czasem bardzo chcemy się nawrócić, ale ciągle nam się to nie udaje i raczej wracamy do grzechu niż do Boga. Dopóki jednak jest w nas to CHCĘ, to nie jesteśmy przegrani.
Więc ja też "Zatem ostatecznie spytam": zdecyduj się. Czy chcesz wrócić do Boga, czy "ta osoba tego nie chciała za życia i po śmierci też nie chce". Nie jest możliwe jedno i drugie naraz. Tu nie chodzi o Twoje uczucia. Tutaj jest potrzebna Twoja DECYZJA.
|
|