Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-07-28 00:12
Dobrze Cie rodzice uczyli.
"żeby ten, któremu wyrządziłam jakąś przykrość, krzywdę dał mi znać czy mi w końcu wybaczył. Mogło to być mamusine: "no już dobrze, chodź do mnie się przytul".
Ale właśnie na tym polega różnica, że mama powiedziała "no już dobrze, chodź do mnie się przytul", a nie oświadczyła oficjalnie: "wybaczam ci córko moja krzywdę, którą mi wyrządziłaś".
Wybaczenie nasze ma być okazaniem miłosierdzia, a nie informacją, że pomimo wielkiej krzywdy jestem gotowa na nowo nawiązać stosunki z krzywdzicielem. Słowo "wybaczam" jest strasznie oficjalne. Ono wprawdzie może bardzo wiele znaczyć, ale tylko w parze z jakimś serdecznym gestem. Jeśli kogoś mocno przytulisz, ucałujesz, to słowo "wybaczam" może nabrać serdecznego wyrazu. Słowo "wybaczam" napisane - bez możliwości "obejrzenia" Twojej twarzy, serdecznego spojrzenia, bez dodatkowych gestów miłości - jest sztuczne, sztywne, jest jakby łaską Władcy wobec poddanego.
Dlatego lepiej powiedzieć to nie wprost, ale "dookoła". Wysłać świąteczne życzenia, zaprosić na święta, wysłać prezent na imieniny. To jest dużo trudniejsze niż powiedzieć "wybaczam". W słowie "wybaczam" jest mocno ujęta myśl: "to ty mnie skrzywdziłeś, ale daję ci szansę". Tego nie trzeba tak wyartykułować, żeby tak zabrzmiało. Okazywanie wybaczenia "dookoła" jest trudne, bo strasznie się boimy, żeby ktoś nie pomyślał, że to on miał rację. Jak ja wyślę kartkę, to może znaczyć, że to ja go chcę przeprosić. Na taką myśl ogarnia nas przerażenie. W naszych odczuciach to tak, jakbyśmy byli po raz drugi skrzywdzeni.
Bo niestety, dopóki nie wybaczymy tak najbardziej głęboko w sercu, to nie chodzi nam o pojednanie, tylko ciągle o udowodnienie winy i oczekiwanie na przeproszenie z jego strony. Nie o przebaczenie, tylko o danie jemu możliwości przeproszenia. Najtrudniejsze jest właśnie to zgodzenie się, że on może inaczej pomyśleć. Wiesz Kasia, my naprawdę często co innego myślimy oficjalnie, a co innego mamy w sercu. My wybaczymy, ale on musi pamiętać, że to on jest winien. Broń Boże inaczej. My oczywiście nie przyznajemy się do tego wprost, ale nasze zachowanie o tym zbyt często świadczy.
W Twojej sytuacji odradzam w najbliższym czasie kolejną próbę "wybaczania" teściowi. Ja bym się bardziej skupiła na teściowej. Przecież to ona najbardziej cierpi. Pisałaś, że nie umie przeciwstawić się mężowi, ale to nie znaczy, że nie ma serca. Jak ona musi tęsknić za synem... Zacznij może od niej. Przez nią do niego. Albo od pocztówek ze zwykłymi pozdrowieniami, życzeniami. Teraz musisz to zrobić powoli, po maleńkim kroczku. Pamiętaj, że to są sprawy zadawnione, to było przecież półtora roku temu. W takich sytuacjach czas nie goi ran, tylko podsyca negatywne uczucia. Dlatego nie da się tego załatwić jednorazowo, żadnym słowem. Teraz też musi działać czas. Jeden dobry gest - i czekaj, aż ten gest przemówi do teścia. Potem dopiero następny. Kropla drąży skałę.
|
|