Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2015-11-05 11:43
Mówisz, że medycyna gwarantuje? Czyli każdy kapłan katolicki ma przynajmniej jeden zawał i koniecznie zapalenie prostaty. A jak nie ma to jest najlepszy dowód na to, że ma kochankę. I to nie taką na jeden raz, zwykły upadek, ale stałą, w celu systematycznej współpracy nad zdrowiem kapłana. Bo skoro Ty po 30 latach współżycia (no bo jeszcze przed ślubem) wciąż jesteś zagrożony, to każdy kapłan też musi przez całe życie. Hmm. Wydaje mi się, że mój nowy proboszcz jeszcze nie miał zawału, a swoje lata już ma. Trzeba to sprawdzić. Może trzeba człowiekowi pomóc?
Specjalnie nie daję po tym tekście uśmiechu. Wcale mi się nie chce żartować. Chciałabym Ci jedynie pokazać absurdalność tego, co piszesz.
Ale to dla mnie taka głupota, że tylko przy okazji wtrącam te słowa. Ostatecznie na forum było już kilka tematów o zdrowotnym fizycznie działaniu współżycia na mężczyznę, więc nic mnie już nie zdziwi (jakoś żaden z was nie zainteresował się, czy to jest zdrowe dla fizycznego stanu kobiety, a tym bardziej jak psychicznie kobieta znosi takie przedmiotowe traktowanie).
Interesuje mnie co innego. Twoja logika, która ponoć u mężczyzn działa lepiej? Próbuję Cię zrozumieć, ale za żadne skarby nie mogę. Kochasz żonę, tak? Po śmierci nawet bardziej. Dlatego nie potrafisz myśleć o nowym związku? Ale o współżyciu z kobietami myśleć potrafisz? To się nie gryzie? No pewnie, że nie, skoro to nie z miłości tylko z obowiązku...
Chciałbyś być kiedyś już na zawsze z żoną. Ale uważasz, że gdybyś założył nową rodzinę, to ona nie chciałaby być z Tobą, przez tę nową kobietę? ("Po innej kobiecie na pewno nie zechce mnie widzieć..."). Ale jak będziesz będziesz współżył raz w tygodniu (sorry, ale nie jestem zorientowana jak często musisz współżyć dla uchronienia się przed zawałem, a jak często - przed prostatą) z obcą kobietą, to żona będzie Cię chciała widzieć? To Ci spokojnie wybaczy? Czy jak ona była niedysponowana, to już wtedy odsyłała Cię do prostytutek? Bo boję się nawet spytać, czy dla systematycznego współżycia w celu podreperowania własnego zdrowia, kazałeś jej się truć środkami antykoncepcyjnymi, żebyś ty mógł nie przestawać. Skoro teraz, dwa miesiące po śmierci żony Ty masz takie dylematy...
Człowieku, zacznij od nazywania wszystkiego po imieniu. Ja wiem, że to wszystko brzmi brutalnie, ale naprawdę nawróceniu bardzo pomaga nazywanie nie tylko grzechu, ale i usprawiedliwień po imieniu. Szukanie rozwiązań też trzeba nazwać po imieniu, bo często dopiero wtedy okazuje się czym tak naprawdę są.
"na celibat do końca życia mnie nie stać, nawet jeżeli w moim wypadku to jest jedynym dopuszczalnym dla katolika wyjściem". Kościół nigdy nie głosił, że jedynym dopuszczalnym wyjściem dla katolika po śmierci żony jest celibat. Kościół dopuszcza wielożeństwo, tyle że nierównoczesne. Ślubujesz "że cię nie opuszczę aż do śmierci". Po śmierci żony możesz pokochać kogoś innego. I nie gadaj mi o miłości do żony. Dopóki będziesz myślał o tym, by z inną kobietą iść do łóżka (i to już dwa miesiące po śmierci żony) - nie gadaj mi o miłości. Czy jesteś pewien, że żonę kochałeś jako kobietę? Skoro inne kobiety traktujesz jak przedmioty konieczne do zaspokajania zdrowia? Żona to uważała za normalne?
Ludzie "dla zdrowia" chodzą na spacery, do lasu, a Ty będziesz zaliczał kobiety? I co robić, bo Kościół nie zezwala? I dlaczego nie zezwala? Jak to sobie wyobrażasz? Nie założysz rodziny, bo trzeba by się zaangażować w miłość. A żeby z kimś współżyć, to nie trzeba? Bo ta kobieta nie żyje, nie czuje, bo jest dla Ciebie rzeczą? To kup sobie kukłę w sex-shopie. Czy to Ci żona wybaczy? Kukły przynajmniej nie zranisz, nie upokorzysz, kukła się nie zakocha, kukła Cię niczym nie zarazi - same plusy. Zastanowiłeś się kiedyś nad tym, że kobieta JEST CZŁOWIEKIEM? A Ty chcesz, jak warzywa i owoce - dla zdrowia...
Wiesz co Jerzy? Po raz pierwszy wolałabym, żeby się okazało, że chciałeś sobie z nas tu na forum zakpić. Że wcale tak naprawdę nie myślisz. Że kobieta nie jest dla Ciebie przedmiotem do zabawy (o, przepraszam, dla zdrowia). Wolałabym, żeby ten post to była zabawa. Głupia bo głupia, ale byłabym spokojniejsza o kobiety, które staną na Twojej drodze. Bo w przeciwnym razie współczuję im. Ze względu na żonę z góry przekreślasz je jako kobiety, które mógłbyś pokochać i ułożyć sobie z nimi życie z miłości. Więc kim dla Ciebie są teraz kobiety? Nazwij to wyraźnie. Kim są?
Już nawet nie wspomnę o Twoim rozumieniu przyszłego życia. Ale jeśli naprawdę kiedyś chcesz zobaczyć żonę, to zawalcz o swoją czystość, a nie o to, żeby się drugi raz nie zakochać. Zawalcz o to, żeby pokochać bliźniego (w tym kobiety), a nie tylko siebie. Inaczej żony możesz już nigdy nie zobaczyć. I to jest prawdziwszy, bardziej realny problem niż ten, czy żona Ci wybaczy drugą miłość.
|
|