Autor: Bogna (81.190.66.---)
Data: 2003-11-16 21:24
W zasadzie do tej pory nie włączałam się do postów dotyczących przyjaźni miedzy księdzem/zakonnikiem, a osobą świecką płci przeciwnej, gdyż mam na ten temat swoje, poparte własnym doświadczeniem, zdanie. I nie zmienią go, dotychczasowe przeżycia i postawy innych. Doszłam jednak do wniosku, że mogę, i ja wrzucić swój kamyk do tego ogródka. Przy czym nie oczekuję, ogólnej aprobaty dla moich przemysleń w tym zakresie, a jak będzie krytyka i dezaprobata, to trudno, każdy ma prawo do własnego zdania. Chociaż nie zawsze jest ono słuszne./mnie też to dotyczy - czyli zakładam, że niekoniecznie muszę mieć rację/
Zacznijmy od tego czym, moim zdaniem, nie jest przyjaźń? Bowiem, często w ocenie ogólnospołecznej dwuznacznie, eufemistycznie się ją rozumie, gdy chodzi o tzw. przyjaźń "damsko-meską" - przeważnie "kochanka-kochanek". Często zachodziłam w głowę: skąd to się bierze? Dlaczego niemal każdy związek damsko-męski tak trywialnie jednoznacznie/niejednoznacznie, jest traktowany. Ponieważ moje własne, jednoznacznie czyste zdanie na jej temat, nie wystarczało mi, spotykałam się przecież ciągle z dwuznacznością w tej dziedzinie, nawet na tym Forum, zaczęłam więc szukać odpowiedzi w Piśmie św. I znalazłam wyjaśnienie.
Trzeba jednak sięgnąć do początku. Człowiek, niegdyś, doskonałe w zamierzeniu, stworzenie Boże, niestety dla własnej zguby zapragnął w swojej pysze, być jako Bóg. A był taki piękny, czysty, niewinny w sferze swej seksualności: "Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2, 25)
Jednak popełniony grzech zburzył pierwotną harmonię Edenu. Sprawił, że w całą ludzką płciowość wkradł się szatan i to on do dziś zawładnął wszelką w niej nieczystością. A więc, wszelkie domysły, wymysły, doczycące naszej czystości, ale też i naszych bliźnich; uczuć, intencji, działań, niestety są często skażone skutkiem grzechu pierwszych rodziców. Dlatego tak trudno wydaje się nam zobaczyć rzeczy takimi jakimi one są w rzeczywistości, w prawdzie. Nie zakładam, że wszyscy myślą tak samo źle, ale wydaje mi sie, że znalazłam przynajmniej częściowe wyjaśnienie, wytłumaczenie, dlaczego tak często wypaczamy prawdę w sferze czystości. Ba, nawet narzucamy jej nasze intencje, nasze wyobrażenia.
A przyjaźń, bez wzgledu na osoby, polega po prostu na wzajemnej bliskiej serdeczności, życzliwości, szczerości. Na zaufaniu, możności liczenia na drugą osobę w każdej okoliczności, przychylności dla naszych poczynań. Na wzajemnym szacunku.
I nie widzę nic zdrożnego czy też niestosownego w takich kontaktach, czy związkach miedzy kapłanem, a np. parafianką. Przyjaźń miedzy mężczyzną a kobietą, bez podtekstów erotycznych też jest możliwa i nie należy się w niej niczego ponad to doszukiwać.
Znamy z historii wiele przykładów pięknej i budującej przyjaźni i miłości duchowej między mężczyzną a kobietą - kapłanem, a zakonnicą. Choćby przedstawiona przez Agniulkę para: św. Franciszek i św. Klara; a ja dodam jeszcze: św Wincenty a Paulo i św. Ludwika de Murillac; św.Franciszek Salezy i św. Joanna de Chantal itd. Nie sposób podać wszystkich przykładów na przestrzeni dziejów człowieka.
A przecież księża, czy zakonnicy, to tacy sami ludzie jak my, wywodzą się z naszych rodzin i są tacy jak ich rodziny. Również potrzebują przyjaźni, niekoniecznie miedzy mężczyznami, ale i kobietami. A jako, że to przyjaźń, z pewnością można tu założyć wzajemną wyrozumiałość dla wypełniania obowiązków wynikających z powołania i nie przeszkadzania sobie wzajemnie. To tyle chciałam powiedzieć w tej sprawie. Mogłabym więcej, ale poczekam na następną "prowokację" Pozdrawiam Agniulka. Szczęść Boże
|
|