Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-01-08 02:02
Bartek, to był taki post przedwigilijny, bo zastanawiałeś się jak to będzie przy stole, podczas łamania się opłatkiem, czy myślisz o pojednaniu na poważnie? Co to znaczy "nie odzywamy się do siebie"? Tak w ogóle ani słowa przez te półtora roku, czy "służbowo" coś tam gadacie do siebie? A jak minęła wigilia? Omijaliście się przy stole i nie złożyliście sobie życzeń?
To naprawdę trzeba załatwić jak najszybciej, bo takie rozdarcia ogromnie szybko rosną. Potem już człowiek nawet dobrze nie pamięta o co poszło, ale doskonale pamięta poczucie krzywdy. A rozpamiętując ją, ciągle ją wzmacnia. Z każdym miesiącem i rokiem będzie coraz trudniej powrócić.
"Bardzo proszę o pomoc bo już zacząłem wątpić że w ogóle jest dla mnie jakaś nadzieja na normalne życie".
Pomoc pomocą, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że my tutaj nic za Ciebie nie zrobimy? Że to jednak Ty musisz się zdecydować na przebaczenie i powiedzieć to bratu?
Są dwa sposoby uporządkowania takich spraw. Pierwszy, to wykorzystanie jakiegoś szczególnego dnia (np. wigilia, czyjś pogrzeb, choroba rodziców), gdy jesteście razem wspólnie o coś zatroskani, wspólnie przeżywający jakieś uczucia - i pójście na całość. Choćby się w środku kotłowało, parzyło, skręcało z bólu, weź brata w objęcia i powiedz że chcesz, żebyście znów byli braćmi. Nie wiem, czy potrzeba w takiej chwili używać wielkich słów: wybaczam ci zranienie, pojednajmy się itp. Takie słowa nawiązują do tamtej złej chwili, przypominają ją, a więc znów ranią. Nie myśl, że tylko Ciebie. Bratu też wtedy będzie trudniej, bo powinien powiedzieć "przepraszam", a to nie zawsze przechodzi przez gardło. Jeśli kochasz Boga i chcesz wybaczyć bratu, to pozwól mu nie tłumaczyć się, nie rób z tego wielkiego "halo". Może kiedyś będziecie gotowi, żeby o tym pogadać, ale na razie nie ma takiej potrzeby. Pojednanie boli obie strony. Trzeba to załatwiać w jak najbardziej naturalny i krótki sposób, bo inaczej któryś z was nie wytrzyma emocji i odepchnie drugiego, odburknie. Albo Ty zaczniesz wywlekać żale, albo on powie coś w stylu "nie potrzebuję łaski" i zamiast pojednania - wasza niezgoda jeszcze bardziej się umocni. Pozwól mu nie przepraszać, dlatego używaj słów najprostszych. "Chcę mieć znów brata".
Drugi sposób to powolne, długie przechodzenie na normalność. Wiele razy widziałam, że mężczyznom o wiele trudniej jest przeżywać własne skumulowane emocje, więc może ten drugi sposób będzie łatwiejszy, bo nie wybuchną. Po prostu na każdym kroku starać się powiedzieć jedno spokojnie słowo. O coś zapytać. Poinformować o czymś. Powiedzieć "cześć". Nieważne jakie to słowo, chodzi o to, żeby to było często, niby przelotnie, niby zapominając, że jesteście powaśnieni. Tak niby przypadkiem, w drodze, bez zatrzymywania się, bez długiej rozmowy, nie dając drugiej stronie czasu na odrzucenie, na odepchnięcie. Która godzina? Zrobić ci herbaty, bo sobie robię? Błagam, puść mnie pierwszego do łazienki. Nie wiesz o której mama wróci? Albo jakaś pocztówka z wycieczki, niech ją przeczyta póki ciebie nie ma. Nie licz na to, że po powrocie będzie czekał z butelką wina. Nie podziękuje za pozdrowienia. Serce rozgrzewa się powoli.
Doskonale wiem, że takie przypadkowe zdania też mogą być bardzo trudne. Ale przypomnij sobie, że Jezus umierał za Ciebie na krzyżu. Trudniejsze to było, prawda? Nie lekceważ takich zwyczajnych gestów i słów. To one tworzą nasze codzienne życie. A jeśli brat tylko odburknie złym tonem? Zrobi to raz, drugi, bo może tak zrobi. No to co z tego? Ty też nie zawsze byłeś święty. Niech burczy. Dziękuj Bogu, gdy wreszcie powie coś zwyczajnie, też niby przypadkiem. Pozwólcie sobie na to, że się "przez pomyłkę" do siebie odezwiecie, nawet jeśli natychmiast uciekniecie do drugiego pokoju, broniąc się przed własnymi emocjami. To będzie długo trwało, ale to też jest sposób. Zranienie wtedy nie rośnie. Granica nieporozumienia powoli się zaciera. Ból będzie stawał się coraz mniejszy, a coraz większe zadowolenie z siebie, że znów się udało powiedzieć kolejne słowo.
|
|