Autor: Apahille (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-11-16 12:58
Szczęść Boże,
chciałam się Was poradzić w temacie moich problemów w pracy.
Niedawno udało mi się znaleźć zatrudnienie, w branży zgodnej z moim wykształceniem. Byłam zachwycona, zwłaszcza że początkowo w pracy podobało mi się wszystko - obowiązki, ludzie, zarobki nie ukrywam również. Początkowo wykonywane czynności nie budziły żadnych moich wątpliwości moralnych, ale im więcej wiem na temat tego, czym się zajmuję, tym wątpliwości tych jest więcej. W firmie może nie robi się jakichś przekrętów na wielką skalę, ale czasami np. po to, by oszczędzić sobie pracy ktoś niedokładnie wyliczy podatek (przez co - zwykle jakąś stosunkowo niewielką kwotę, ale jednak - stracić może albo Skarb Państwa, albo klient), ostatnio odkryłam, że zdarzają się także przypadki zachęcania do antydatowania dokumentów.
Wszystko powyższe budzi wątpliwości mojego sumienia. Z jednej strony zastanawiam się nad rezygnacją, z drugiej - dzięki temu, że mam inne podejście do sprawy i bywam uparta, już parę rzeczy udało mi się uratować przed jakimiś machlojkami i z tego się bardzo cieszę. Próbuję też do większej dokładności i uczciwości zachęcać innych, w niektórych przypadkach ma to swój pozytywny skutek, w innych nie. Najgorsze jest to, na razie pracuję na najniższym stanowisku w rozbudowanej hierarchii i formalnie i tak niewiele mogę. Myślę sobie jednak czasem, że w sumie dobrze byłoby zacisnąć zęby i jakoś przejść tę ścieżkę awansu, a potem samemu wprowadzać czyste i uczciwe standardy.
Z drugiej strony - tak jak wspomniałam - nie wiem, czy rezygnacja nie byłaby w tym momencie milsza Bogu, bo odcięłabym się całkiem od nieuczciwych praktyk. Ale też zastanawiam się, co to da w praktyce? Jak zostanę, przynajmniej część rzeczy zostanie zrobiona w pełni uczciwie; jak odejdę - będzie jak było. Ludzie generalnie niczym się nie przejmują, bo uważają, że to są rzeczy i tak małej wagi, a urzędy i tak to często akceptują (albo nie zauważają, albo - co w sumie bardziej prawdopodobne - przymykają oko).
Dodam jeszcze, że jestem w ciężkiej sytuacji finansowej i dostanie tej pracy było dla mnie wybawieniem, mogę wreszcie jakoś utrzymać rodzinę (nie mówię tu o ekstrawagancjach, po prostu stać nas na czynsz, rachunki, jedzenie, nie kreujemy nowych długów). Rzucenie jej ot tak, bez niczego nowego na oku, znowu wepchnęłoby mnie w kłopoty. Wiem, że to nie powinien być główny argument, ale wspominam o tym dla lepszego przedstawienia całej sytuacji.
Dodam też, że w mojej pracy robię też mnóstwo rzeczy mimo wszystko uczciwych, wręcz zmierzających do tego, by jakaś działalność klienta wreszcie grała z prawem. Pojedyncze czyjeś "pomysły" potrafią jednak nieraz zepsuć z tego radość...
|
|