Autor: Patryk (15 l.) (---.ip.oxynet.pl)
Data: 2017-11-22 16:12
Witam. Zwracam się z serdeczną prośbą o radę, wskazówkę. Mam 15 lat, niedługo przyjmuję sakrament Bierzmowania. W pewien szczególny sposób czuję Bożą obecność w moim życiu. W bardzo mocny, ale i wręcz "dręczący" mnie bez przerwy sposób odczuwam pragnienie bycia idealnym wobec Boga, ciągle oglądam filmy na yt o chrześcijaństwie, głównie "Ku Bogu", modlę się często Koronką do Bożego Miłosierdzia (nieraz szczerze płacząc ) Mam wrażenie, jakby Pan mnie do czegoś wzywał. Po głowie latają mi ciągle sceny z filmów, takich jak "Siostra Faustyna Kowalska", "Ojciec Pio", czy inne podobne. Wiążę też plany życiowe ze służbą zakonną. Ale od dłuższego czasu czuję się jakiś niechętny do tego wszystkiego. Bardzo poważnie podchodzę do spraw duchowych, lecz czuję w środku, jakby wszystko mnie przerastało, jakby Pan chciał ode mnie wiele, a ja wymawiam się swoją ludzką słabością. Czy takie podejście jest odpowiednie? Dodam, że mam teraz próbne egzaminy i takie "ofiarnicze", "przymusowe" myślenie o Bogu nie sprzyja mojej nauce. Podejrzewałem noc zmysłów, podejrzewałem noc ducha, potem przeczytałem o acedii, gdzie WSZYSTKO- co do jednej kreseczki zgadzało się z moim życiem. Do ludzi podchodzę tak sobie, jestem raczej milczący, a tak patrząc od środka czuję się strasznie negatywnie do wszystkiego nastawiony, jakbym chcąc zbliżyć się do Boga tylko się od Niego oddalał. Mam przed oczyma obraz siebie w wysokich kręgach nieba i tak dalej, czuję się dziwnie "wyjątkowy", właśnie jak ojciec Pio I TAK DALEJ. Tak bardzo się to we mnie utrwaliło(taki sposób bycia), że zaczyna mnie to przytłaczać, naciskać, jakbym nic nie mógł, jakby wszystko, co mnie w życiu spotyka było sprzeczne ze wszystkim, co mogę sobie wyobrazić. Czuję się, jakby(i tu sedno)- Bóg rządał ode mnie więcej, niż tyle, bym to mógł poskładać do kupy. Czuję się strasznie leniwy pod względem duchowym. Leniwy- to znaczy przygnębiająco zniechęcony... swoją niechęcią. I tu już naprawdę sedno- czuję, że taki styl życia, bytu w ogóle do mnie nie pasuje, jest sprzeczny z moją naturą (może dlatego, że jestem młody i mój margines możliwości jest dosyć mały). Im bardziej rozeznaję wolę Bożą, tym bardzie mi się odechciewa, bo np. wyobrażam sobie, że codziennie muszę coś zrobić dla mojego zbawienia, swego rodzaju dobry uczynek, aby ten dzień był miły Bogu. Ale moje nastawienie do tego wszystkiego, i myśl o ciągłym podejmowaniu wysiłku tak mnie przygnębia, że czuję się jakiś "nieobecny", jakbym patrzył na świat przez folię. Czy moje podejście (dla mnie, szczerze mówiąc "bez wyjścia") jest dobre, i czy w tym wieku powinienem się tak przejmować moim zbawieniem? Co zmienić, abym odzyskał taki wewnętrzny spokój? Czy jestem dziwnym przypadkiem?
Z całego serca dziękuję z góry za odpowiedź.
|
|