Autor: Karolina (---.gdansk.vectranet.pl)
Data: 2018-03-09 06:05
Dziękuję za odpowiedzi.
Ponad 10 lat temu wyjechałam siostrami zakonnymi na misje. Dawałysmy ludziom wytchnienie w bólu, pocieszenie lub pomoc w zwykłych czynnościach. Pamiętam to uczucie dobroci od sióstr. Nikogo nie oceniały.
Od pięciu lat szukam pocieszenia od Boga. Aktu dobroci, znaku że Bóg nadal mnie kocha.
Dostaje tylko kopniaki. Każdy, do którego zwracam się o pomoc uważa, że trzeba zrzucić mnie na ziemię abym się nawróciła. W konfesjonale zawsze trafiam na kopniaka.
Przeszłam 5 letnią terapię, na ktorej po każdym kopniaku, znowu musiałam sobie uświadamiać, że depresja to choroba a nie wina za moje grzechy.
Szukam dobroci Boga, pocieszenia tylko chwilowo. Dostaję tylko ciosy.
Czy aż tak czasy się zmieniły, że nawrócić można tylko siłowo?
Podejrzewam, że to ja prowokuję swoją bezsilnością i lamentami (znane zjawisko: czym bardziej żona płacze, tym bardziej mąż bije).
Mogłam również pominąć słowa "in vitro".
Od dwóch lat nie mam depresji a ośrodek adopcyjny i tak nas odrzucił. Łatwo również policzyć, że zbliżamy się z mężem do czterdziestki. To była ostatnia szansa na dziecko.
Zmieniam temat. Teraz szukam dobroci Boga.
|
|