Autor: Teodora (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2018-04-23 21:56
Nie jest lepiej mimo upływu czasu, a mam wrażenie, że gorzej. Na chłopaka chyba bardziej zobojętniała, ale boję się, że ma depresję i nie ma w niej żadnego wsparcia.
Skarży się, że wszystkim tylko pomaga wokół, wszyscy do niej się odzywają z problemami i ona musi ich pocieszać, a nikt jej nie wysłuchuje albo mówią, że jej problemy nic nie znaczą. Zaczęła kolejną nowennę, ale prawie płacze, że "Nawet Bóg się od niej odwrócił", że najlepiej jakby ją po prostu zabrał z tego świata. Że tak by było najlepiej, ale ona jest zbyt tchórzliwa, żeby sobie coś zrobić...
Że ona już tylko prosi, żeby Bóg jej zabrał ten ból, a on jej nie słucha.
Nie wiem jaj jej pomóc, próbowałam... psychologa/psychiatry nie chce. Probowałam jej tłumaczyć, że czasem właściwym rozwiązaniem nie jest 100 modlitw i brak działania, ale jedna modlitwa i działanie. Ale to ona twierdzi, że "działa" i nic.
Moim zdaniem ona jest zamknięta w tym swoim towarzystwie, małym środowisku, które nie jest najlepsze i to ją dobija.
Sugerowałam jej, że powinna po prostu gdzieś wyjść, zmienić to środowisko, otworzyć się na świat. To tu możliwości nie ma, wyprowadzić się nie może etc. Sugerowałam jej nawet jakiś wolontariat, Taize... mieszka na wsi, ale może sprawdzić strony duszpasterstw akademickich w najbliższym dużym mieście (100km), zapisać się na jakąś pielgrzymkę, poznać po prostu nowych ludzi, wyjść.
Ale bez odpowiedzi.
Boję się o nią, bo te przebąkiwania o pragnieniu śmierci są niepokojące...
|
|