logo
Niedziela, 12 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Obłęd miłosny
Autor: barbara (32 l.) (---.scarnet.eu)
Data:   2019-12-25 17:26

Witam, mam problem, który może wydawać się błahy ale mi spędza sen z powiek. Prawie 10 lat temu poznałam jednego chłopaka. Był moją pierwszą wielką miłością, ale nam nie wyszło. Długo nie mogłam się otrząsnąć, właściwie to do dzisiaj nie mogę. Nie umiem przestać go kochać mimo, że nie widuję go już tyle lat. Od tamtego czasu ani razu nie byłam zakochana. A o nim myślę codziennie, właściwie bez przerwy. Wątpię żebym kiedykolwiek zapomniała o nim i zakochała się w kimś innym. Mam już 32 lata, nie mam męża i chyba nie chcę mieć, bo nie potrafię już nikogo obdarzyć uczuciem. Każdy mężczyzna którego poznaje ma jedną podstawową wadę - nie jest nim.
Wiem, że życie "starej panny" nie jest usłane różami, ale zaakceptowałam taką kolej rzeczy. To nie tak, że zamknęłam się na miłość - ja na prawdę próbowałam spotykać się z różnymi osobami - ale nie czuję do nich nic, jedynie mogę kogoś polubić. Im bardziej próbuję wejść z kimś w związek tym mocniej myślę o nim. Może to niedojrzałość z mojej strony ale nie umiem tego zmienić.
I teraz - do sedna. On kogoś ma, prawdopodobnie jest szczęśliwy. Na pewno nie chcę tego burzyć. Modlę się, najszczerzej jak umiem żeby był szczęśliwy w tym związku. Ale nie jestem taka całkiem altruistyczna. Modlę się też żebyśmy odnaleźli się w niebie. Modlę się żeby jeszcze go zobaczyć jak nie w tym życiu to w następnym. Wiem, że to brzmi jak jakiś obłęd miłosny ale tak w istocie jest - ja przez tą miłość rozchorowałam się psychicznie. Może dlatego jest to tak silne. Czy modlę się w słusznej sprawie? Czy jeszcze kiedyś go zobaczę? Wiem, że w Niebie i tak będę szczęśliwa, bo miłość Boża jest niepojęta, ale tęsknię za nim okropnie i tak bardzo chciałabym być z nim (nie w sensie cielesnym) jeszcze kiedyś... Czy to jest możliwe? Czy "po drugiej stronie" on dalej będzie "należał" do swojej obecnej dziewczyny, a w przyszłości być może żony?

 Re: Obłęd miłosny
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2019-12-28 13:22

Barbaro, kochasz tego mężczyznę, czy kochasz swoje wyobrażenie o nim?
Dziesięć lat to dużo czasu, żeby uporządkować emocje. Nie byliście sobie poślubieni, daj temu człowiekowi mentalną wolność a tym samym pomóż sobie.

Co Ty o nim wiesz po tylu latach braku kontaktów. Być może to, co idealizowałaś jako 22 latka, dziesięć lat później wygląda zupełnie inaczej. Spróbuj to zracjonalizować.
Skoro wam nie wyszło, to były jakieś skazy na tej znajomości i to pewnie nie banalne, z banalnymi może byście się uporali.

Myślę, w odniesieniu do opisanej sytuacji, że słowo "kocham" jest nieadekwatne do uczucia jakie w sobie pielęgnujesz. Miłość jest darem Bożym, to czego emocjonalnie doświadczasz, nie pochodzi od Boga. Ten obłęd, to jest miłość samej siebie w wyobrażeniu nie do spełnienia, to stworzenie sobie bożka z tego mężczyzny.

Czy przez te dziesięć lat próbowałaś sobie pomóc, żeby tak nie cierpieć psychicznie, żeby nie zamykać się na to co być może jest Bożym planem dla Ciebie?
Nie pytam, czy podejmowałaś znajomości, bo o tym napisałaś, ale czy korzystałaś z pomocy psychologa, czy radziłaś się spowiednika odnośnie pielęgnowania w sobie takiego uczucia, czy rozmawiasz na ten temat z osobami bliskimi, życzliwymi Ci, które widzą, co się z Tobą dzieje, i są głosem rozsądku? Jeżeli nie, to może oznaczać, że nie chcesz się z tym wyobrażeniem rozstać, dopieszczasz je w sobie i dobrze Ci z życiem w iluzji.

Spróbuj odnaleźć siebie w tym, o czym pisze ks. Dziewiecki (klik). A jeśli za mało, to skorzystaj z psychoterapii.

Jeżeli ten mężczyzna będzie mężem, to rozważ w sumieniu swoje pożądanie, swoją tęsknotę. Zarówno w uczynieniu z niego bożka, jak i pożądaniu kłania się Dekalog.

"Czy "po drugiej stronie" on dalej będzie "należał" do swojej obecnej dziewczyny, a w przyszłości być może żony?"

Słuchaj, oglądaj, znajdziesz odpowiedź: (klik).

 Re: Obłęd miłosny
Autor: barbara (---.centertel.pl)
Data:   2019-12-28 20:54

Dziękuję za odpowiedź. Jeśli chodzi o duchowość to całe życie poszukiwałam jej, ale chyba w nieodpowiednich miejscach. Swego czasu odsunęłam się od Kościoła i żyłam jak ateistka. Po jakimś czasie pustka duchowa zaczęła mi bardzo doskwierać. Ale odeszłam od Kościoła także dlatego, że od dłuższego czasu przestałam tam odczuwać obecność Boga. Zaczęłam interesować się buddyzmem, medytowałam i ćwiczyłam jogę żeby w końcu znaleźć ulgę w cierpieniu. Na moje problemy duchowe nałożyły się problemy psychiczne - to było wtedy jak poznałam tamtego chłopaka. Wiem, że nie umiałam go kochać, że tylko mi się wydawało że go kocham. Miałam wtedy to co psychiatria definiuje jako osobowość borderline - bardzo chciałam z nim być a jednocześnie nie potrafiłam. Nie potrafiłam też się od niego "odczepić". Byliśmy w jednej grupie na studiach i widywałam go codziennie, a on po jakimś czasie już nie chciał nawet ze mną rozmawiać, więc wypisywałam do niego maile. Stałam się stalkerem. Coraz głębiej wchodziłam w jogę i medytację bo chciałam się uspokoić, zetknęłam się też z myślą Carla Gustava Junga i jego gnostyckimi teoriami. Może przez to, że otworzyłam się na okultyzm, a może przez to ciągłe napięcie emocjonalne zaczęłam doświadczać paraliży sennych i wyjść z ciała. Po jakimś czasie wpadłam w psychozę - zaczęłam mieć przeświadczenie, że on mnie prześladuje, ten chłopak. W psychozie miało miejsce dużo bardzo dziwnych zbiegów okoliczności, a gdy mówię o tym psychiatrom to nie dowierzają. A ja wtedy natrafiłam na cytat Einsteina "Przypadek to Bóg przechadzający się incognito" i tak zaczęłam odczytywać te wszystkie przypadki - że to Bóg do mnie mówi. Zanim trafiłam do szpitala, w końcowym etapie tej choroby uroiłam sobie, że muszę umrzeć dla niego - dla tamtego chłopaka i próbowałam się zabić. Teraz wiem, że grzeszyłam pychą - miałam się za drugiego Jezusa, chciałam swoją śmiercią zbawić człowieka. Teraz wiem, że nie mam takiej mocy. Trafiłam do szpitala, wzięłam dziekankę na uczelni i więcej tamtego chłopaka nie zobaczyłam. Pół roku chodziłam na terapię i terapeuta stwierdził, że wyciągnęłam właściwe wnioski. Ja myślałam, że z czasem zapomnę i być może spotkam jeszcze kogoś kogo pokocham tym razem dojrzale, nie uzależniając się od drugiej osoby - ale nic takiego nie miało miejsca. Jakieś 4 miesiące temu znów miałam psychozę, chyba dlatego że leki przestały działać. Tym razem uroiłam sobie - a może tak było naprawdę? - że w tych wszystkich psychozach i paraliżach sennych miałam do czynienia z jakimś złym duchem, albo z samym szatanem. Nie wiem. Wtedy to "zbiegi okoliczności" zaprowadziły mnie do Kościoła. Wyspowiadałam się po raz pierwszy od wielu lat. Akurat wtedy na mszy jako ewangelia był czytany fragment o synu marnotrawnym. Znów przypadek. Podczas psychoz zdarzają się chwile wielkiego przerażenia, kiedy wydaje mi się, że moja dusza już jest zgubiona i że nie ma dla niej ratunku. Zdarzają się też momenty odczuwania wielkiej miłości Boga. A może to wszystko urojenia? Zabieram się właśnie za czytanie "Schizofrenii w aspekcie teologii życia wewnętrznego" - podobno nie da się mówić o schizofrenii w oderwaniu od szatana. Na co dzień biorę leki i niby wszystko jest w porządku, ale o tamtym chłopaku zapomnieć nie umiem. Mam czasem urojenia ksobne, kiedy wydaje mi się, że coś jest skierowane specjalnie do mnie. I ostatnio jak słuchałam Ojca Szustaka, jego komentarza do jakiejś Ewangelii, to gdy powiedział, że Bóg mówił do Jana "nie wyjdziesz z tego więzienia" to wydawało mi się, że to jest do mnie - że ja nie wyjdę z tego duchowego więzienia, przynajmniej jeszcze nie teraz. Dopiero niedawno wróciłam do Kościoła i nie mam jeszcze stałego spowiednika. Ale nie wiem czy jakikolwiek ksiądz jest tak dobrze obeznany z tematem chorób psychicznych i czy da się rozgraniczyć co jest jedynie urojeniem chorego umysłu, a co drogowskazem duchowym.
A jeśli chodzi o związki - dużo naczytałam się o miłości i wiem, że miłość to decyzja, a nie emocje. Ale jakieś uczucia powinny za tym iść, a ja nie czuję już nic do innych mężczyzn. Na samą myśl o jakiejkolwiek bliskości z nimi jest mi słabo. Przypadki w moim życiu są naprawdę zastanawiające, a ja pamiętam jak pierwszy raz spotkałam tamtego chłopaka, byliśmy wtedy restauracji z grupą osób i pamiętam, że mi przypadło miejsce na rogu i zażartowałam, że będę starą panną. Nie sądziłam, że to może okazać się prorocze, ale może właśnie to jest moim przeznaczeniem? Dodam, że mam też dość silną fobię społeczną i relacje z ludźmi generalnie sprawiają mi dużą trudność.
Nie wiem czy kiedykolwiek będę żyła normalnie...

 Re: Obłęd miłosny
Autor: Ma (---.centertel.pl)
Data:   2019-12-31 13:24

Myślę że nie pochodzi to od Boga, może po prostu tęsknisz za tym kiedy ktoś darzył Cię uczuciem. Myślę że tylko Maryja może Ci pomóc, polecam Ci z całego serca jak i każdemu Nowennę Rozwiązującą Węzły. Poczytaj świadectwa, nie ma takiego zniewolenia którego Matka Boża nie rozwiąże i a którym nam nie pomoże. Chodź na adorację, może mszę o uwolnienie, zaprzyjaźnij się ze swoim Aniołem Stróżem.
Trzymaj się, ciesz się że wróciłaś do Kościoła bo tylko tu znajdziesz prawdziwy spokój ducha i drogę do zbawienia. Będę pamiętać o Tobie w modlitwie Basiu

 Re: Obłęd miłosny
Autor: Barbara (---.centertel.pl)
Data:   2019-12-31 15:53

Bóg zapłać za modlitwę i dobre słowo.

 Re: Obłęd miłosny
Autor: KK (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2020-01-01 16:29

Czy spotkałaś się z taką jednostka chorobową jak obsessive love disorder?
Co do zbiegów okoliczności. Często jest tak, że przypisujemy takie miano zdarzeniom, które nas interesują, za to pomijamy te, które są poza obszarem naszych dążeń. Gdybyś codziennie spotykała panią z warzywniaka to nie zaczniesz przypisywać temu mistycznych doświadczeń, czy przeznaczenia. Fatalizujesz tylko to, co dotyczy tego mężczyzny. Trochę jak z godzinami - są ludzie przekonani o tym, że powtarzają im się określone liczby i ilekroć spojrzą na zegarek to widzą 12:12, czy 22:22. To nie znaki. To zapamiętywanie tego, czemu chcą nadać znaczenie, a inne godziny po prostu pomijają w swoim postrzeganiu, choć przecież je widzą. Myślę, że w Twoim przypadku jest podobnie - przypisujesz nadzwyczajne znaczenie zwyczajnym sytuacjom, które dotyczą obiektu Twojej obsesji.

 Re: Obłęd miłosny
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2020-01-06 23:02

Może poproś jakiegoś księdza, żeby odmówił nad Tobą modlitwę o uwolnienie. Nie ma sensu, żebyś męczyła się, a Bóg na pewno nie chce, byś była zniewolona uczuciem. Nie zaniedbuj spowiedzi i często przyjmuj Komunię Świętą.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: