logo
Niedziela, 12 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Choroby. Jak przygotować się na najgorsze?
Autor: Zuzia (---.22.85.103.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2019-12-25 20:50

Znam 10 przykazań i staram się ich przestrzegać. Nie czynię sobie życiowych bożków, nikogo nie pożądam itp. Ale czasami sobie z tym wszystkim nie radzę. Wychowałam się bez matki (popełniła samobójstwo kiedy byłam mała). Wychowała mnie babcia, która od ponad 5 lat już nie żyje. Po śmierci babci z niczym sobie nie radziłam, znikąd nie było pomocy. 2,5 roku po jej śmierci poznałam pewną panią, nazwijmy ją "pani Marysia". Poznanie p. Marysi było wielką rewolucją w moim życiu. Odkąd tylko ją zobaczyłam wiedziałam, że muszę ją poznać. Była wesoła, ciepła i bardzo kontaktowa. Szybko znalazłyśmy wspólny język. Zaczęła pomagać mi we wszystkim. Niestety szybko się okazało, że p. Marysia choruje na wiele chorób (ma osłabioną odporność immunologiczną po chemioterapii), w tym depresję. Często jest na antybiotykach czy lekach typu relanium. Bardzo zamartwiam się o jej zdrowie, o każdy wynik. Tegoroczne święta spędziłam tylko z nią, bo moja własna rodzina zbyła mnie i nie zaprosiła do stołu, a moje zaproszenie również odrzuciła. Mam wrażenie, że po świętach moja przyjaźń z p. Marysią przeniosła się na wyższy poziom. Dużo razem odpoczywałyśmy, modliłyśmy się, raz nawet spałyśmy razem (tylko błagam, bez skojarzeń - ona była chora i było jej zimno). Krótko po świętach wróciłam do mojego pustego mieszkania i od razu zaczęłam tęsknić za tą atmosferą. Wiem jednak, że ona nie będzie trwała wiecznie, bo p. Marysia jest w podeszłym wieku, i jak już mówiłam, bardzo chora. Po świętach nie mogłam się pozbierać, miałam do Boga pretensje, że tak dobrzy, wierzący ludzie, chorują i umierają. Pewnie mi powiecie: "idź na terapię" - otóż byłam tydzień temu (po 6 miesiącach oczekiwania), trafiłam na jakąś młodą panią terapeutkę, która na każde moje pytanie odpowiadała "nie wiem". Na dodatek mieszkam w takiej części Polski, gdzie katolików jest garstka, więc nie ma żadnej prężnej wspólnoty wierzących osób. Myślę poważnie o wstąpieniu do zakonu, ale ja również jestem chora i chyba mi podziękują. Co mam robić - i co najważniejsze - jak przygotować się na najgorsze?

 Re: Choroby. Jak przygotować się na najgorsze?
Autor: stawiam tak: (---.net.pulawy.pl)
Data:   2019-12-30 08:27

A co jest najgorsze?

 Re: Choroby. Jak przygotować się na najgorsze?
Autor: Zuzia (---.244.209.147.tvkhajnowka.pl)
Data:   2019-12-30 16:47

Najgorsza będzie moja dojmująca samotność po śmierci p. Marysi (wiem, że nie znajdę drugiej takiej przyjaciółki, chyba, że za jakieś 10 lat). Ciężko mi idzie nawiązywanie relacji i rzadko trafiam na tak dobrych ludzi, mam dużo wrogów, a przyjaciółkę tylko jedyną.

 Re: Choroby. Jak przygotować się na najgorsze?
Autor: stawiam tak: (---.net.pulawy.pl)
Data:   2019-12-30 19:18

Acha.
To może w ramach przygotowania powalczyć z egoizmem własnym?

 Re: Choroby. Jak przygotować się na najgorsze?
Autor: Asia (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2020-01-04 16:48

Ja bym tutaj nie myślała w kategoriach egoizmu. Bo niby dlaczego? Przecież to normalne, że człowiek boi się utraty czy odejścia bliskiej osoby. Że przywiązuje się do kogoś, z kim jest na co dzień albo często. Kto jest mu bliski. I chciałby, żeby ten ktoś żył jak najdłużej. Im bardziej się kogoś zna, im jest się z nim bliżej, tym ta myśl o rozstaniu jest trudniejsza. Jak się na to przygotować? Chyba się nie da przygotować. Przynajmniej nie samemu. Najlepiej chyba powiedzieć o wszystkim Bogu. O tym swoim lęku z tym związanym, tym wszystkim co się w człowieku pojawia na myśl o śmierci, odejściu bliskiej osoby. Oddać Mu to wszystko i zaufać. Postarać się zaufać, że On nas na to w jakiś sposób przygotuje. Oddać to wszystko Bogu, a samemu starać się jakoś oswoić z tą myślą, że to kiedyś nastąpi. I przede wszystkim mieć świadomość, że nie jesteśmy i nie będziemy z tym sami. Że On nas nie zostawi z tym samego. Że zawsze jest i będzie obok.

Zuziu, zobacz. Twoja mama odeszła, ale miałaś babcię, która się tobą opiekowała i która cię wychowała. Po jej śmierci poznałaś panią Marysię, którą Bóg postawił na twojej drodze. Nie od razu, ale postawił. Ją na twojej, a jednocześnie też ciebie na jej drodze. Może nawet bardziej ciebie na jej. Może to właśnie ona bardziej cię potrzebowała i potrzebuje niż ty jej. Twojej obecności, wsparcia, rozmowy, takiego bycia obok w chorobie czy po prostu w życiu. Albo wzajemnie tego potrzebowałyście i dlatego On tak zrobił, że wasze drogi się skrzyżowały. Wasze spotkanie na pewno nie było przypadkowe. Jak zresztą żadne inne. To było Jego działanie, żebyście się spotkały i poznały i teraz wzajemnie wspierały. Jeśli pani Marysia kiedyś odejdzie, to On na pewno postawi na twojej drodze kogoś innego. Kogoś, kto ją w jakiś sposób zastąpi. Tak jak pani Marysia myślę w pewien sposób zastąpiła twoją babcię. A wcześniej babcia mamę. A przede wszystkim On będzie zawsze z tobą. On - Bóg, Jezus. Na Jego obecność możesz zawsze liczyć. Więcej - możesz być jej pewna. On zawsze będzie przy tobie, z tobą. Był, jest i zawsze będzie. Zresztą, jeśli myślisz o wstąpieniu do zakonu, to na pewno o tym wiesz. Jest z tobą, a jeśli tak, to nigdy nie jesteś sama.

Będę pamiętać o tobie i pani Marysi w modlitwie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: