logo
Wtorek, 30 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Marcin81 (---.centertel.pl)
Data:   2020-01-09 19:23

Muszę opisać moją historię. Nie wiem czy proszę o rady, czy może raczej o kopa w d....?

Obecnie mam 38 lat, nigdy nie byłem w małżeństwie, zawsze mnie te "formalności" odrzucały. Dość długo w młodości żyłem bez zobowiązań i tak wyglądały moje związki.

Od 2 lat jestem z panią A. - rozwiedzioną samotną matką z dzieckiem. Była inna niż te wszystkie klubowiczki z mojej młodości. Pragnęła stworzyć dom, rodzinę. Postawiłem wszystko na jedną kartę, stwierdziłem że czas się ustatkować. Rzuciłem pracę (bo dojeżdżałem do innego miasta) i znalazłem gorszą pracę w naszym mieście, żeby z nią spędzać więcej czasu. Tę pracę ona mi załatwiła, u kogoś z jej rodziny. Moje mieszkanie było za małe, więc wprowadziłem się do nich. Do pani A. i jej dziecka. Syna. Już nastoletniego, bo 11-letniego.

Na początku - wiadomo sielanka. Nie będę o tym pisał, bo każdy wie jak jest na początku.

Z czasem - okazało się, że pani A. totalnie nie radzi sobie z wychowaniem syna. On się zachowuje jak książę, rozpieszczony jedynak, to akurat mnie jakoś bardzo nie dziwi, ale on nawet nie potrafi po sobie pozmywać (ani odnieść brudnego talerza, zostawia gdziekolwiek, a je wszędzie nawet na podłodze), schować ubrań do szafy (rzuca na podłogę!), czy spakować plecaka do szkoły (on nawet nie wie jakie jutro ma lekcje, bo zawsze ona mu sprawdza plan i co ma zadane). Ona dosłownie wszystko za niego robi, wszystko!

Jednocześnie on w ogóle jej nie szanuje: 11-latek potrafi odzywać się tak chamsko do matki, że mnie by nie przeszło przez myśl że tak można. Słowa "jesteś głupia" to drobnostka. Co mu za to grozi? Ano nic. Ona nie daje mu żadnych kar. Nic. Jedyne co to krzyczy "nie odzywaj się tak do mnie", na co on "dobra dobra" (czasem doda "spadaj") i idzie grać na playstation. Potem ona za niego odrabia lekcje o północy bo on cały wieczór grał i tak jakoś zeszło. To nie wyjątki, to codzienność.

Cały czas próbowałem z nią o tym rozmawiać, praktycznie od początku gdy to widzę, próbuję doradzać i tłumaczyć że powinna być konsekwentna i dawać kary (zabranie playstation i telefonu itd, odłączenie wifi, nie powinna za niego odrabiać lekcji, niech dostaje jedynki w szkole to zrozumie). Zawsze się kończy to tym, że ona mi robi awanturę że się wtrącam, a to nie jest moje dziecko, że nie mam pojęcia o dzieciach i jak tak mam jej doradzać to lepiej żebym się nie odzywał!

Więc od pewnego czasu przestałem zwracać na to uwagę i po prostu ignoruję zachowanie jej syna. Jak on krzyczy, wydziera się, czy z nią się kłóci - to ja po prostu ubieram się i wychodzę z domu. Nie tak bez celu, ale zawsze akurat zakupy w tym czasie robię, czy auto umyję, ogólnie to co miałem danego dnia zrobić. Siedząc w domu bym nie mógł nawet spokojnie popracować przy laptopie, bo ciągle bym słyszał krzyki i ich kłótnie, a mały potrafi się wydzierać solidnie. Nie mogę tego znosić psychicznie, ja bardzo lubię ciszę, dom traktuję jako miejsce do wyciszenia się po pracy. Więc krzyki psychicznie mnie rozwalają, a to jest niestety codzienność.

Dodatkowo ona robi mi właśnie o to awantury - że nagle wychodzę i że ją zostawiam z "problemem" - czyli że nie wspieram jej w wychowaniu jej dziecka. Że gdy oni zaczynają krzyczeć i się kłócić to ja wychodzę.
O to awantur ostatnio jest najwięcej - dlaczego nie pomagam jej w wychowaniu! Mówię że ile razy coś podpowiadałem, to według niej źle podpowiadam, więc przestałem podpowiadać. Na co ona mi robi jeszcze większe awantury, że nie może na mnie liczyć, że dziecko jej wchodzi na głowę a ja nic z tym nie robię, że potrafię tylko wyjść i znikać, itd, ogólnie że wszystko to moja wina, że nie jestem odpowiedzialny, że unikam problemów zamiast rozwiązywać (w sensie problemy z jej dzieckiem).

Kolejna sprawa - drugie dziecko. Prawie od początku gdy zamieszkałem z nimi, ona mnie namawia że chce mieć ze mną dziecko, ale tak silnie że jest to prawie główny temat (ona niedługo skończy 35 lat). Na początku nie byłem pewny, więc zaczęła mnie szantażować brakiem seksu. W sensie albo seks bez gumy albo wcale. Uległem. Tak naprawdę stwierdziłem ze jestem w takim wieku, że to czas na dziecko. Ale jednocześnie coraz bardziej widziałem jak ona zupełnie sobie nie radzi z wychowaniem swojego dziecka, to jak sobie poradzi z drugim? Nie no, ja sobie poradzę. Ja dam radę.
Jednocześnie nasz seks przestał być taki fajny jak na początku. Od pewnego czasu miał być tylko w konkretnym celu - robienia dziecka. Przestał mnie taki "zadaniowy" seks podniecać, to już nie była namiętność a "zadanie" typu rób mi dziecko i idź spać. Przez to miałem trochę problemów ze wzwodem (nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało!) na co ona zaczęła również mi robić pretensje, że ona mnie nie pociąga, pewnie ją zdradzam, itd - co oczywiście powodowało jeszcze większe moje problemy.

I kolejna sprawa - jej ciągły foch, który od paru miesięcy trwa non stop. Nie ma już miłych śniadań przy kawie, nie ma miłych kolacji, na wszystko reaguje fochem, jest na wszystko zła i najmniejsza różnica zdań powoduje u niej złość. Potrafi się pokłócić o wszystko, o to że czegoś nie kupiłem, że czegoś zapomniałem, a nawet że coś źle zrozumiałem czy nie usłyszałem jak mówiła przez telefon.
Od paru miesięcy wygląda tak: rano ona się awanturuje z dzieckiem, ja milcząco jem śniadanie i uciekam do pracy. Po pracy jemy wspólny obiad, ona się awanturuje z dzieckiem, dziecko jej nie szanuje, więc ja wstaję i wychodzę gdzieś (zakupy, cokolwiek, byle wyjść). Wieczorem ona odrabia za dziecko lekcje, bo dziecku się zapomniało lub za długo grało w gry i na lekcje brakło czasu. Więc późnym wieczorem ona totalnie zmęczona jeszcze mi robi awanturę ze mnie cały dzień nie było, że jej nie pomagam, że wyszedłem jak oni się kłócili, że nie wychowuję jej dziecka, że jak to sobie wyobrażam że ona sama ma go wychowywać? Itd.

Kolejna sprawa. Czas wolny. Nie jest go wiele, ale gdy byłem singlem czas wolny zawsze spędzałem aktywnie. Na początku naszego związku też. Z czasem straciłem siły (chyba psychiczne) i się po prostu zasiedziałem. Od kiedy zdałem sobie z tego sprawę, to cały czas namawiam A. na chodzenie na siłownię albo wspólne ćwiczenie w domu (kupię sprzęt), ewentualnie chociaż regularne spacery. Oczywiście odpowiedź od zawsze jest ta sama "nie mam czasu/siły, ja wychowuję dziecko, nie wiesz jakie to męczące". Ok- to może w domu jakaś inna aktywność w wolnym czasie. Zaproponowałem wspólne uczenie się w domu nowego języka (hiszpański lub włoski, przyda się na wakacje). Oczywiście odpowiedź "nie mam czasu, jak Ty sobie to wyobrażasz". No tak, czasu brak. A jednocześnie... codziennie wieczorem ma parę godzin żeby oglądać seriale lub filmy w tv! To mnie strasznie wkurza, że jak chcę z nią spędzać czas tylko we dwoje to jedyna możliwość to oglądać z nią telewizor...

Jeszcze jedna sprawa, może błaha, ale strasznie się źle z tym czuję - wszyscy moi znajomi, cała moja rodzina. Wiem że w przypadku rozstania WSZYSCY staną po jej stronie, a mnie wręcz "odrzucą" bo ich zdanie jest takie, że całą młodość się bawiłem to na pewno nadal nie potrafię być odpowiedzialny i skrzywdziłem tę biedną kobietę i jej dziecko... Dla nich to był mój sukces że związałem się z nią na stałe, że zamieszkałem z nią, że mam taką wspaniałą kobietę (faktycznie takie wrażenie sprawia dla obcych, ideał), a jakby cokolwiek poszło nie tak - to dla wszystkich będzie to moja wina.

Panowie, co ja mam robić? Czy da się to naprawić? Wiele poświęciłem (rzuciłem dobrą pracę i zmieniłem na gorszą, żeby być bliżej niej), przeprowadziłem się do nich (moją własną ale małą kawalerkę wynająłem komuś). Mam 38 lat i nie wiem co dalej. Nie chcę zostać sam, a z drugiej strony czy da się to naprawić?

Wiem, że w przypadku rozstania stracę wszystko - ją i jej dziecko które polubiłem (mimo że nie mam na niego żadnego wpływu i staje się coraz gorszy), stracę pracę bo jestem w tej pracy tylko dla niej żeby być blisko i w dodatku mnie zatrudnia jej rodzina, stracę znajomych bo wszyscy staną po jej stronie (a moi znajomi zostali w innym mieście i urwały się kontakty), będę zaczynał całkowicie od zera, a za 2 lata będę miał 40 lat.
Również sobie zdaję sprawę z tego, że jeśli bym miał szukać nowej kobiety, to większość wolnych "po 30" to też samotne matki z dziećmi, więc mogę wpaść z deszczu pod rynnę...

 Tematy Autor  Data
 Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Marcin81 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Hanna 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Kalina 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Ј 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy B. 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy M. 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Mateusz 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Estera 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Magdalena 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Margaret 
  Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....? nowy Asia 
 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: