Autor: Jadzia (---.d-com.pl)
Data: 2020-09-28 08:52
Po śmierci ojca nie mogę się pozbierać, wpadłam w przygnębienie a przynaglania spadkowe rodziny doprowadzają mnie coraz większej do niej niechęci. Reaguję już na poziomie pretensji i agresji. Najchętniej siedziałabym przy grobie Rodziców i nie chce mi się od niego odchodzić. Mija 4 miesiące, codziennie odmawiam różaniec, prowadzę życie sakramentalne i udaję w pracy że nad wszystkim panuję. Przestałam już zwierzać się znajomym ze swojego stanu bo denerwują mnie ich komentarze typu: no wiesz, ojciec miał już tyle lat, weź się w garść, ostatnio nawet - jesteś miękka... A ja wcale nie mam ochoty, ani nie umiem być silną. Czuję się złamana i nie wyobrażam sobie jeszcze większego smutku. Czy to normalne?
Moja koleżanka z pracy powiedziała mi mi, że moje częste wspominanie ojca nie przynosi mu spokoju i nie pozwala mu się przenieść do wieczności. Jednym słowem niepokoję go swoim smutkiem i tęsknotą przez co nie uwalniam Go od siebie. Jest to prawdą?
|
|