Autor: Kamila (---.dynamic-4-waw-k-1-1-0.vectranet.pl)
Data: 2021-08-23 08:42
Myśl o świętach mnie przeraża. Jestem osobą chorującą psychicznie. W ogóle nie potrafię gotować, na dodatek w domu mam odłączony gaz. Wiem, ze mamy dopiero wrzesień, ale niedawno przeczytałam, że 27 grudnia ma być wolny od pracy - jest projekt ustawy. Stąd moje obawy, że przez 4 dni świąt (kiedyś były tylko 3) znowu będę na lodzie. A teraz jeszcze gorzej, bo zachorowania na covid znowu mogą wystrzelić w górę i nie odbędą się nawet wigilie w Mopsie, czy pracownicze.
Od ponad 5 lat jestem sama i moja rodzina nie zaprasza mnie na święta. Mówią, że u nich w mieście "pogorszyło się jedzenie". Jest to dla nich tylko wygodna wymówka, bo mieszkają w mieście wojewódzkim i na pewno coś przyzwoitego by znaleźli (ja mogłabym się dołożyć, a nawet zapłacić całość, choć na biednych nie trafiło). Ja mieszkam w mieście powiatowym, ktore jest nazywane "pustynią kulinarną". W tamtym roku zamówiłam catering za 240 zł - miało być dla 6 osob, a ledwo sama się najadlam, choć wcale nie lubię dużo jeść. Są jeszcze inni restauratorzy, ale oni powiedzieli, że "za dużo roboty" i rzucili słuchawką...
Ja traktowałam moją rodzinę w porządku. Placiłam za jedzenie, przywoziłam ciasta, kupowałam prezenty. Mój ojciec jest jednak na tyle skąpy, ze w życiu nie kupil mi nawet najtańszego lizaka, nie mówiąc już o innych rzeczach. Miałam kiedyś przyjaciółkę, która już niestety nie żyje - zarabiała jakieś grosze, ale zawsze wyprawiała wspaniałe święta. Nie mam innych przyjaciół, a nawet jeśli, to są oni innego wyznania (wschód Polski) i nie świętują w tym samym czasie.
Co robić? Nauczyć się gotować do tego 24 grudnia, czy czekać na cud? Tym bardziej, że cudu raczej chyba nie będzie, bo ojciec na co dzień tez kontaktuje się ze mną coraz rzadziej. Jestem teraz w szpitalu i dopiero po ponad 2 tyg. bycia tu do mnie zadzwonił, dzisiaj wychodzę i oczywiście ani razu mnie nie odwiedził...
|
|