Autor: Grzesznica (---.play-internet.pl)
Data: 2023-02-21 13:19
Szczęść Boże,
nie daję sobie rady z własnym grzechem, poczuciem, że jestem nikim... Wiem, że Bóg mi to wybaczy, że mam szansę na zbawienie, ale wydaje mi się, że w życiu doczesnym jestem po prostu skończona.
Chodzi oczywiście o nieczystość - masturbacja, pieszczoty, zbyt odważne rozmowy, zdjęcia. Snuje się to za mną non stop, wprawia w poczucie winy. Mam wrażenie, że gdyby moi znajomi o tym wiedzieli, odwróciliby się ode mnie. Może nawet nie za te czyny same w sobie, co za obłudę - wszystko to robiłam, będąc osobą wierzącą, wiedząc, że to złe. Na zewnątrz było ze mną wszystko okej, w środku i w relacji z chłopakiem jedno wielkie bagno. To było grzeszenie zuchwałe. Bardzo cierpiałam już wtedy z tego powodu, skończyło się depresją, stanami lękowymi, na które się leczę, ale i tak nie potrafiłam jasno powiedzieć "nie".
Są dni, kiedy czuję, że sobie już z tym poradziłam, jestem w stanie skupić się na czymś innym, ale są też takie, że myślę tylko o tym, mam ochotę zapaść się pod ziemię, nie patrzeć już nikomu w oczy. O nowych związkach to nawet nie myślę, nie dałabym teraz rady po tym, co robiłam, w jakie wyrzuty mnie wpędził poprzedni, czułabym się niegodna i gorsza.
Często czytam różne portale katolickie, książki, niby się tam pisze o czystości z odzysku, znam ten temat na pamięć od wszystkich stron, ale jakoś mnie to nie uspokaja, choć wiem, że to jedyne, co mi pozostało, jedyna słuszna droga. Z drugiej strony w wielu miejscach widzę historie/komentarze, jak ktoś nie chciałby być z dziewczyną taką jak ja, że jestem jak "uszczerbana szklanka", łatwa, ze skłonnością do zdrady, itp.
Nie wiem, czego od Was oczekuję, chyba się po prostu chciałam wygadać, a trochę i przestrzec przed nieczystością, bo u mnie zawaliła ona życie.
|
|