Autor: Tadeusz (213.25.39.---)
Data: 2002-04-04 13:56
Tak, to jest nadzwyczaj ważna sprawa i nie wolno jej pozostawiać własnemu biegowi. Nawet gdyby na Forum trzeba było wielokrotnie ją poruszać.
W dzisiejszych czasach to normalne, chociaż ta sytuacja – tak powszechna – nie jest normalna. Jest – powiedziałbym nawet – tragiczna. Dzieci nie mają jeszcze skrystalizowanej woli, ani dojrzałej wiary, a codzienna atmosfera sprzyja raczej oddaleniu niż zbliżeniu do Boga. Sprawia to, iż Msza św. jest trudnym wyzwaniem dla dziecka, gdzie doświadcza ono co najwyżej bolesnego oczyszczenia i najczęściej nie zdąży już wejść swoją duszą w atmosferę Łaski i Bożej Obecności, jaka jest w kościele, bo Msza św. kończy się. To oczyszczenie ma taki smak, że zniechęca.
O. Pio słusznie mawiał, odpowiadając na zarzuty różnych oportunistów, że Msza święta jest Ofiarą Golgoty i winna trwać dłużej. Może nie trzy godziny jak to było w jego zwyczaju, ale znacznie dłużej, niż dzisiaj. To umniejsza tak bardzo ilość łask pomocniczych, które mogłyby wspomóc dziecko, aby zniechęcenie czy nuda wcześniej ustępowały miejsca nadprzyrodzonej radości. Pozostające wspomnienie tej radości sprawiłoby pragnienie częstszego spontanicznego odwiedzania świątyni.
Jak wobec tego radzić sobie w istniejącej sytuacji i życiowych realiach?
Taką możliwość ukażę na przykładzie konkretnego dziecka i obserwacji uczynionych w trakcie kolejnych lat życia.
Przede wszystkim nie wolno popaść w zniechęcenie, a tym bardziej podpierać się nieprawdziwym stwierdzeniem, że dziecko musi rozumieć, by czerpać korzyści i owoce z Mszy świętej. Łaska działa niezależnie od woli, dokąd wola ta nie jest ugruntowana. Z tejże samej racji tak ważny jest Chrzest w wieku niemowlęcym.
Nawet u dorosłego można zauważyć większą skuteczność modlitwy, gdy ludzkie „ja” jest ujarzmione, bądź uśpione. Tak dzieje się np. zaraz po przebudzeniu, gdy rozpoczynamy modlitwę, obserwując jednocześnie jej skutki.
Dziecko nie miało jeszcze trzech lat, gdy znacznie częściej niż tylko w niedzielę zaczęło uczęszczać na Mszę świętą. Formy zachęty były różne: nawet spacer z rowerkiem był dobry. Ważne było, żeby ono polubiło atmosferę w kościele. Łatwiej można odczuć atmosferę Łaski, gdy jest mniej wiernych, a tak jest w ciągu tygodnia. Do wszystkiego dochodzi się przez ćwiczenia, a Łaska resztę dopełni. Małe Dziecko znacznie łatwiej odbiera dary Łaski niżby się to mogło wydawać w jego mało jeszcze rozwiniętego umysłu. Było też prowadzane do kaplicy Wieczystej Adoracji. Nawet krótkie chwile tam spędzane, to pewne – owocowały.
Z wiekiem mimo tego dało się zaobserwować jakby pewne zniechęcenie do Mszy świętej. W wieku 6 lat wydawało się, że dziecko jakby znacznie trudniej wytrzymuje dłuższy czas w kościele. Mniej skoncentrowane jest też na Mszy świętej, łatwiej się rozprasza. Niekiedy trzeba było użyć perswazji wskazującej na konieczność zmniejszenia ilości bajek i innych przyjemności, jeżeli będzie okazywać nieposłuszeństwo. Zakaz oglądania bajek jest dobrym bodźcem i nie jest on jakby się mogło wydawać – karą, ale raczej jest nagrodą ich oglądanie. W takich kategoriach trzeba uczyć dziecko rozumienia tych spraw. Jednocześnie rodzice winni być konsekwentni w postępowaniu. Niekonsekwencje dziecko łatwo zauważa i wykorzystuje. Niekiedy jest trudne dotrzymanie danego słowa – zarówno w kategorii nagrody jak i kary. Tak to już bywa, że się zapomina, a dziecko zapomina i nie kojarzy, jeżeli okres między decyzją a jej wykonaniem wydłuża się. Miłość rodzicielska to nie sielanka, ale rozumne wychowywanie. Trudne wychowanie. Owoce jednak przyjdą, a to co dziecko otrzyma w młodości, z pewnością zaprocentuje w wieku dojrzałym.
Nie wolno zaniedbywać tradycyjnych praktyk wychowawczych. W miarę jak jego myślenie kształtuje się, trzeba gruntować konieczność obowiązku i w tej kategorii, aczkolwiek cierpliwie i spokojnie wyjaśniać konieczność uczestnictwa we Mszach świętych. Są różne okresy w rozwoju dziecka, a te w których ujawnia się jego wola samodzielności i własne „ja” są szczególnie trudne i sprawiają, że znacznie łatwiej wchłania ono nowości ze świata, niż wartości duchowe, gdyż te ostatnie wymagają pewnej ofiary. W jego przypadku tą ofiarą jest niemożność natychmiastowego doświadczania radości, jak to bywa np. z cukierkami, gdy sprzężenie zwrotne działa natychmiast. Dziecko trzeba zachęcać różnymi formami.
Niewybaczalnym błędem jest jednak w tym okresie dawanie wolnej woli dziecku. Trzeba wychowywać do posłuszeństwa podstawowym obowiązkom również na niwie wiary, stopniowo i w miarę, jak kształtuje się mały umysł. Aby to było łatwiejsze, trzeba w miarę codziennie wspólnie odmawiać pacierz, a także różaniec – najlepiej rodzinny i pozwolić dziecku – jak tylko zaczyna czytać – czytać fragmenty rozważań. Wtedy ono uczy się podwójnie. Tylko dziesiątek różańca, ale on bardzo pomaga. Modlitwa i doświadczenie wychowawcze babci też jest nieocenione.
Chodzić na Msze św. w tygodniu, jak czas na to pozwala, a winien pozwalać, o ile nie staniemy się jego niewolnikami. Trzeba wreszcie chociaż na chwilę wstępować do kościoła, jak tylko obok niego przechodzimy, bądź przejeżdżamy, a mamy chwilę czasu i taką sposobność. Opowieści Biblijne i Ewangeliczne na kasetach video i audio są nieocenioną pomocą w poznawaniu Boga.
Pozdrawiam.
|
|