Autor: Verba Docent (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2005-10-25 08:53
Tak na marginesie, w sprawie wymowy.
Mnie uczono klasycznej wymowy rzymskiej, takiej jaka obowiązywała w antyku. I tak wszystkie "c" wymawiamy jako "k", a np. "s" bliższe jest naszemu "z" lub czymś między "sz" a "z". I tak słowo "caesar" (cesarz) wymawiam jako "kEzar".
Stąd na przykład niemieckie "Kaiser" (wym. "kajzer"), tak słyszeli to słowo Germanie służący w gwardii i tak przekazli je swoim potomkom".
Wymowa, której uczono w przedwojennych gimnazjach klasycznych (absolwentem takiego byli śp Jan Paweł Wielki i Jerzy Klugier) była średniowieczna, bardzo bliska naszej polskiej, w zasadzie różniąca się tylko rytmiką i akcentem. I tak przedwojenny absolwent powiedziałby "ceesar".
To co obecnie pleni się w Kościele (nie boję się tego słowa, niestety) to wymowa pseudołacińska, mająca melodykę włoską i włoskie dźwięki. Wynika to z tego, że większość kurialistów rzymskich to Włosi, a łacina jest językiem Kurii Rzymskiej. Stąd mamy "kwiatki" typu "SAnkta Wer(Y)dżyne" zamiast "SAnkta VErgine" wypowiadane w trakcie łacińskiej modlitwy w trakcie mszy transmitowanej z Watykanu (dużymi literami zapisałem samogłoski akcentowane, akcent włoski przesuwa się w stosunku do łacińskiego, psując całą melodykę tekstu; klasyczna łacina jest językiem rytmu jambicznego a łacina średniowieczna jest językiem melodyki chorału gregoriańskiego, stąd akcenty, rytm i melodia to nie są wydumane dziwactwa takiego mamuta jak ja ale świadectwem ciągłości pewnej tradycji, w której tkwimy).
Wymowa Jana Pawła Wielkiego była piękna, klasycznie łacińsko średniowieczna. Melodyjna i akcentująca to co trzeba , co można pojąć łatwo pojąć (nawet nie znając samej łaciny, wystarczy trochę słuchu) wsłuchawszy się w jego bardzo popularną i śpiewaną wersję "Pater Noster". Karol Wojtyła nigdy, przenigdy nie powiedziałby "cuor" zamiast "cor"! To nie tylko kwestia określonego wykształcenia ale świadomości łączności z tradycją, której ostatnim nosicielem jest właśnie Kościół rzymskokatolicki. Tego co nas łączy z Cyceronem, Markiem Aureliuszem, Katonem, Wergiuliuszem, Horacym, Owidiuszem i Juliuszem Cezarem. Bo my z tego pnia wyrastamy.
Ja wiem, że się czepiam, że to w sumie bzdety, że bez tego też można żyć, że Kościół ma ważniejsze problemy. Ale póki co, to dreszcze mnie przechodzą gdy słyszę owe "werydżyny" lub "Koury", które "robią" w powszechnej świadomości za lacinę a łaciną nie są. I nie są to dreszcze zachwytu.
Ponieważ gdzieś tam też wyrastam z tego pnia, no to przypominam to co mnie nauczyli.
|
|