logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Ef 5,22 a zasada równości małżonków.
Autor: y2... (---.retsat1.com.pl)
Data:   2005-11-12 14:45

Mam pytanie odnośnie nakazu św. Pawła o poddaniu żony mężowi. Jak miałaby być ta zasada zaadoptowana do zwykłych życiowych sytuacji tak żeby jednocześnie spełniona była (głoszona przez Kościół ) zasada równości partnerów? Proszę o jak najbardziej konkretne przykłady z życia codziennego.
I przy okazji jeszcze jedno pytanie: czy ta zasada poddania była zamierzona od początku przez Boga czy jest ona wynikiem grzechu pierworodnego?
pozdrawiam

 Re: Ef 5,22 a zasada równości małżonków.
Autor: Andrzej Wasko SDS (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-12 15:54

Fragment, na który się Pani powołuje to nie tylko Ef 5,22. Jak Pani rozumie np.
'Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie' albo 'Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje'?

Ef 5, 22-33:
22. Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu,
23. bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała.
24. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim.
25. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie,
26. aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo,
27. aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany.
28. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje.
29. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół,
30. bo jesteśmy członkami Jego Ciała.
31. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem.
32. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła.
33. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!

I jeszcze 1 Kor 11, 11-12:
11. Zresztą u Pana ani mężczyzna nie jest bez kobiety, ani kobieta nie jest bez mężczyzny.
12. Jak bowiem kobieta powstała z mężczyzny, tak mężczyzna rodzi się przez kobietę. Wszystko zaś pochodzi od Boga.

 Re: Ef 5,22 a zasada równoœci małżonków.
Autor: Jan Paweł II (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-12 16:08

Katecheza srodowa z 11 sierpnia 1982:
Jak należy rozumieć słowa o poddaniu żony mężowi? Czytamy: "Żony niechaj będa poddane swym mężom jak Panu" (Ef 5,22). Autor nie chce przez to powiedzieć, że maż jest 'panem' żony, że własciwy dla małżeństwa układ międzyosobowy jest układem panowania męża nad żona. Wyraża natomiast inna mysl: żona w swym odniesieniu do Chrystusa, który jest dla obojga małżonków jedynym Panem, może i powinna znajdować pokrycie dla takiego odniesienia do męża, które wynika z samej istoty małżeństwa i rodziny.


Pełny tekst katechezy:

„BĽDCIE SOBIE WZAJEMNIE PODDANI W BOJANI CHRYSTUSOWEJ”

1 Podejmujemy dziœ bardziej szczegółowš analizę tekstu Listu do Efezjan 5,21-33.
Przemawiajšc do małżonków, autor listu zaleca im, aby byli sobie „wzajemnie poddani w bojaŸni Chrystusowej” (Ef 5,21). Chodzi tu o odniesienie niejako dwuwymiarowe czy też dwustopniowe: wzajemne i wspólne. Jedno bliżej okreœla i charakteryzuje drugie. Wzajemne odniesienie męża i żony ma wypływać z ich obopólnego odniesienia do Chrystusa. Autor listu mówi o „bojaŸni Chrystusowej” w podobnym znaczeniu, w jakim mówi się o „bogobojnoœci”. Nie chodzi w tym wypadku o lęk czy strach, który jest postawš obronnš wynikajšcš z zagrożenia jakimœ złem — ale chodzi przede wszystkim o poszanowanie dla œwiętoœci, dla sacrum, chodzi o pietas — co w języku starotestamentowym wyrażało się też jako „bojaŸń Boża” (por. np. Ps 103,11; Prz 1,7; 23,17; Syr 1,11-16). Taka właœnie pietas, zrodzona z głębokiej œwiadomoœci misterium Chrystusa ma stanowić podstawę wzajemnego odniesienia małżonków.

2 Podobnie jak cały najbliższy kontekst, tak i wybrany przez nas tekst ma w tym miejscu charakter „parenetyczny”: charakter pouczenia moralnego. Autor listu pragnie wskazać małżonkom, jak winno się kształtować ich wzajemne odniesienie, ich całe postępowanie — a swoje wskazanie i pouczenie wyprowadza z przedstawionej na poczštku listu tajemnicy Chrystusa. Tajemnica ta winna być duchowo obecna we wzajemnym odniesieniu małżonków. Przenikajšc do ich serc, rodzšc w nich owš œwiętš „bojaŸń Chrystusowš” (czyli właœnie pietas), misterium Chrystusa winno prowadzić ku temu, aby byli sobie „wzajemnie poddani”. Misterium Chrystusa — to znaczy tajemnica odwiecznego wybrania każdego z nich w Chrystusie „jako przybranych synów”.

3 Zwrot otwierajšcy tekst (Ef 5,21-33), ku któremu przybliżyliœmy się przez analizę dalszego i bliższego kontekstu, posiada szczególnš wymowę. Autor mówi o „wzajemnym poddaniu” sobie małżonków — męża i żony — i w ten sposób rozstrzyga od razu, jak należy rozumieć słowa, jakie napisze za chwilę o poddaniu samej żony mężowi. Czytamy bowiem: „Żony niechaj będš poddane swym mężom jak Panu” (Ef 5,22). Autor nie chce przez to powiedzieć, że mšż jest „panem” żony, że właœciwy dla małżeństwa układ międzyosobowy jest układem panowania męża nad żonš. Wyraża natomiast innš myœl: żona w swym odniesieniu do Chrystusa, który jest dla obojga małżonków jedynym Panem, może i powinna znajdować pokrycie dla takiego odniesienia do męża, które wynika z samej istoty małżeństwa i rodziny. Odniesienie to nie jest jednakże poddaniem jednostronnym. Małżeństwo wedle nauki Listu do Efezjan wyklucza układ, który cišżył — i nieraz jeszcze cišży — nad tš instytucjš. Mšż i żona bowiem sš sobie „wzajemnie poddani”, wzajemnie podporzšdkowani. ródłem tego wzajemnego poddania jest chrzeœcijańska pietas, a wyrazem — miłoœć.

4 Miłoœć tę akcentuje autor listu szczególnie, zwracajšc się do mężów. Pisze: „Mężowie, miłujcie żony” — i tym zwrotem zdaje się uchylać całš obawę, jakš mógł (zwłaszcza wobec naszej współczesnej wrażliwoœci) wywołać poprzedni zwrot: „Żony niechaj będš poddane swym mężom”. Miłoœć wyklucza wszelki rodzaj poddaństwa, przez który żona stawałaby się sługš czy niewolnicš męża, przedmiotem jednostronnej zależnoœci. Miłoœć sprawia, że równoczeœnie i mšż poddany jest żonie: poddany w tym samym Panu — podobnie jak żona mężowi. Wspólnota i jednoœć, jakš z racji małżeństwa majš stanowić, urzeczywistnia się poprzez wzajemne oddanie, które także jest wzajemnym poddaniem. Chrystus jest Ÿródłem i zarazem wzorem owego oddania, które jako wzajemne „poddanie w bojaŸni Chrystusowej” nadaje głęboki i dojrzały kształt jednoœci małżonków. Wielorakie czynniki natury psychologicznej czy też obyczajowej zostajš w tym Ÿródle i wobec tego wzoru tak przetworzone, że wyłania się stšd jakby nowy, wartoœciowy stop obustronnych zachowań i odniesień.

5 Autor Listu do Efezjan nie boi się zaakceptować tych pojęć, które były znamienne dla ówczesnej umysłowoœci i obyczaju — nie lęka się mówić o „poddaniu żony mężowi”, nie lęka się w dalszym cišgu (w ostatnim jeszcze wersecie naszego tekstu) zalecać żonie, aby „odnosiła się ze czciš do swojego męża” (Ef 5,33) — jest bowiem pewny, że gdy mšż i żona będš wzajemnie sobie poddani „w bojaŸni Chrystusowej”, wszystko to znajdzie właœciwš równowagę — takš, jaka odpowiada ich chrzeœcijańskiemu powołaniu w tajemnicy Chrystusa.

6 Współczesna nasza wrażliwoœć z pewnoœciš jest inna, inna umysłowoœć, obyczaj, inna pozycja społeczna kobiety w stosunku do mężczyzny — tym niemniej podstawowa zasada parenetyczna, jakš znajdujemy w Liœcie do Efezjan, pozostaje ta sama i wydaje te same owoce. Poddanie wzajemne „w bojaŸni Chrystusowej” — poddanie zrodzone na gruncie chrzeœcijańskiej pietas — kształtuje zawsze ów głęboki i mocny zršb wspólnoty małżonków, w której urzeczywistnia się prawdziwa „komunia” osób.

7 Autor Listu do Efezjan, rozpoczynajšc od wspaniałej wizji odwiecznego planu Boga w stosunku do ludzkoœci, nie poprzestaje na uwydatnianiu tych tylko, obyczajowych czy etycznych aspektów małżeństwa. Przekracza granicę pouczenia i piszšc o wzajemnym stosunku małżonków, odnajduje w nim wymiar samej tajemnicy Chrystusa, której jest głosicielem i apostołem. „Żony niechaj będš poddane swym mężom jak Panu, bo mšż jest głowš żony, jak i Chrystus — Głowš Koœcioła: On — Zbawca Ciała. Lecz jak Koœciół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom — we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Koœciół i wydaj za niego samego siebie” (Ef 5,22-25). W ten sposób właœciwe dla tej parenetycznej częœci listu pouczenie zostaje niejako wbudowane w samš rzeczywistoœć tajemnicy odwiecznie ukrytej w Bogu, a objawionej ludzkoœci w Jezusie Chrystusie. W Liœcie do Efezjan (5,21-33) jesteœmy œwiadkami szczególnego jakby spotkania owej tajemnicy z samš istotš powołania małżeńskiego. Jak należy rozumieć to spotkanie?

8 Przede wszystkim ukazuje się ono w tekœcie listu jako wielka analogia. Czytamy: „Żony niechaj będš poddane swym mężom jak Panu” — pierwszy człon analogii. „Mšż jest głowš żony, jak i Chrystus — Głowš Koœcioła” — człon drugi, który stanowi wyjaœnienie i uzasadnienie pierwszego. „Jak Koœciół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom” — ukazany poprzednio stosunek Chrystusa do Koœcioła obecnie zostaje wyrażony jako stosunek Koœcioła do Chrystusa, w czym zawiera się dalszy człon analogii. Wreszcie: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Koœciół i wydał za niego samego siebie” ostatni człon analogii. Dalszy cišg tekstu stanowi rozwišzanie zawartej w powyższym fragmencie myœli podstawowej, a cały tekst Ef 5,21-33 przeniknięty jest do końca tš samš analogiš: stosunek wzajemny pomiędzy małżonkami, mężem i żonš, winien być przez chrzeœcijan rozumiany na podobieństwo stosunku pomiędzy Chrystusem a Koœciołem.

 Re: Ef 5,22 a zasada równości małżonków.
Autor: Jan Paweł II (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-12 16:12

Katecheza środowa wygłoszona 18 sierpnia 1982

ANALOGIA WIĘZI MAŁŻEŃSKIEJ ORAZ WIĘZI CHRYSTUSA I KOŚCIOŁA

1 Analizując odnośne człony Listu do Efezjan, stwierdziliśmy poprzednim razem, że wzajemny stosunek pomiędzy małżonkami, mężem i żoną, winien być przez chrześcijan rozumiany na podobieństwo stosunku między Chrystusem a Kościołem.
Stosunek pomiędzy Chrystusem a Kościołem jest objawieniem i urzeczywistnieniem w czasie tajemnicy zbawienia, wybrania z miłości, która odwiecznie „ukryta jest” w Bogu. W objawieniu tym i urzeczywistnieniu owa zbawcza tajemnica osiąga szczególny rys miłości oblubieńczej w stosunku Chrystusa do Kościoła — i dlatego najwłaściwiej można ją wyrazić, odwołując się do analogii tego stosunku, jaki zachodzi — powinien zachodzić — pomiędzy mężem i żoną w małżeństwie. Analogia ta wyjaśnia tajemnicę, przynajmniej do pewnego stopnia. Owszem, wydaje się, że wedle autora Listu do Efezjan jest to jedyna analogia, którą można zastosować, jeśli usiłujemy wyrazić tajemnicę stosunku Chrystusa do kościoła — a sięgając dalej jeszcze: tajemnicę odwiecznej miłości Boga do człowieka, do ludzkości, która wyraża się i urzeczywistnia w czasie poprzez stosunek Chrystusa do Kościoła.

2 Jeżeli — jak powiedzieliśmy — analogia ta wyjaśnia tajemnicę, to równocześnie ona sama tłumaczy się poprzez tę tajemnicę. Stosunek oblubieńczy, jaki łączy małżonków, męża i żonę, ma — wedle autora Listu do Efezjan — dopomóc nam w zrozumieniu tej miłości, jaka łączy Chrystusa z Kościołem — tej miłości wzajemnej Chrystusa i Kościoła, w której urzeczywistnia się odwieczny Boży plan zbawienia człowieka. Jednakże znaczenie analogii na tym się nie kończy. Wyjaśniając tajemnicę stosunku pomiędzy Chrystusem i Kościołem, użyta w Liście do Efezjan analogia odsłania tym samym zasadniczą prawdę o małżeństwie: małżeństwo wówczas tylko odpowiada powołaniu chrześcijan, jeżeli odzwierciedla się w nim owa miłość, jaką Chrystus – Oblubieniec obdarza Kościół — swą Oblubienicę, i jaką Kościół (na podobieństwo żony „poddanej”, a więc w pełni oddanej) stara się odwzajemniać Chrystusowi. Jest to miłość zbawcza, odkupieńcza — ta miłość, którą człowiek został odwiecznie umiłowany przez Boga w Chrystusie: „W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4).

3 Małżeństwo tylko wówczas odpowiada powołaniu chrześcijan jako małżonków, jeśli ta właśnie miłość w nim się odzwierciedla i urzeczywistnia. Uwydatni się to, gdy spróbujemy odczytać naszą analogię w przeciwnym kierunku, to znaczy wychodząc od związku Chrystusa z Kościołem, a zwracając się w stronę związku męża i żony w małżeństwie. Tekst używa trybu zalecającego: „Żony niechaj będą poddane swym mężom […] jak Kościół poddany jest Chrystusowi”. Z kolei zaś: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół” Zwroty te wskazują, że chodzi tutaj o powinność moralną. Aby jednak taką powinność można było zalecić, musi się przyjąć, że w samej istocie małżeństwa odzwierciedla się i urzeczywistnia coś z tego, co zachodzi pomiędzy Chrystusem a Kościołem. Trzeba przyjąć, że w samej istocie małżeństwa zawiera się jakaś cząstka tej samej tajemnicy. W przeciwnym razie cała analogia musiałaby zawisnąć w próżni. Wezwanie autora Listu do Efezjan skierowane do małżonków, aby kształtowali swój wzajemny stosunek na podobieństwo odniesienia Chrystusa do Kościoła („tak — jak”), byłoby wówczas pozbawione realnej podstawy, jakby gruntu pod nogami. Taka jest logika użytej w naszym tekście analogii.

4 Analogia ta działa, jak widać, w obu kierunkach. Jeśli z jednej strony pozwala nam bliżej zrozumieć istotę związku Chrystusa z Kościołem, to równocześnie pozwala też głębiej wniknąć w istotę małżeństwa, do jakiego powołani są chrześcijanie. Ukazuje poniekąd, w jaki sposób małżeństwo to w swojej najgłębszej istocie wyłania się z tajemnicy odwiecznej miłości Boga do człowieka i do ludzkości, która to zbawcza tajemnica urzeczywistnia się w czasie poprzez oblubieńczą miłość Chrystusa do Kościoła. Wychodząc od słów z Listu do Efezjan (5,21-33) możemy w dalszym ciągu rozwijać myśli zawarte w wielkiej Pawłowej analogii albo w kierunku głębszego zrozumienia Kościoła, albo w kierunku głębszego zrozumienia małżeństwa. Pójdziemy w naszych rozważaniach przede wszystkim w tym drugim kierunku, pamiętając, że podstawą rozumienia małżeństwa w samej jego istocie jest oblubieńczy stosunek Chrystusa do Kościoła. Stosunek ten należy jeszcze dokładniej zanalizować, ażeby — zakładając analogię względem małżeństwa — ustalić, w jaki sposób ono samo, na podobieństwo Kościoła zjednoczonego z Chrystusem, staje się znakiem widzialnym odwiecznej Bożej tajemnicy. W ten sposób List do Efezjan zdaje się prowadzić do samych podstaw sakramentalności małżeństwa.

5 Podejmujemy zatem bardziej szczegółową analizę tekstu. Kiedy w Ef 5,23 czytamy, że „mąż jest głową żony, jak i Chrystus — Głową Kościoła: On — Zbawca Ciała”, możemy przypuścić, że autor, który już przedtem wyjaśnił, że poddanie żony względem męża jako głowy należy rozumieć jako „poddanie wzajemne w bojaźni Chrystusowej”, sięga do pojęcia zakorzenionego w ówczesnej umysłowości, ażeby przede wszystkim wyrazić prawdę o stosunku Chrystusa do Kościoła: Chrystus jest Głową Kościoła. Jest Głową jako Zbawca Ciała. Kościół właśnie jest owym Ciałem, które — ponieważ jest poddane Chrystusowi jako Głowie we wszystkim — otrzymuje od Niego to wszystko, przez co staje się i jest Jego Ciałem: całe zbawienie, które jest darem Chrystusowego oddania się aż do końca. „Oddanie” Chrystusa Ojcu przez posłuszeństwo aż do śmierci krzyżowej otrzymuje w tym miejscu sens ściśle eklezjologiczny: „Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (Ef 5,25). Poprzez takie oddanie z miłości ukształtował Kościół jako swoje Ciało i stale go kształtuje, stawszy się jego Głową. Jako Głowa jest Zbawcą swojego Ciała, a równocześnie jako Zbawca jest Głową. Jako Głowa i Zbawca Kościoła jest też Oblubieńcem swej Oblubienicy.

6 Kościół zaś jest sobą o tyle, o ile jako Ciało przyjmuje od Chrystusa jako swej Głowy cały dar zbawienia, który jest owocem Chrystusowej miłości i „wydania siebie” za Kościół — owocem Chrystusowego oddania siebie aż do końca. Owo „oddanie się” Ojcu przez posłuszeństwo aż do śmierci (por. Flp 2,8) jest, wedle Listu do Efezjan, równocześnie „wydaniem siebie za Kościół”. W tym zwrocie, w tym wyrażeniu, miłość odkupieńcza przechodzi niejako w miłość oblubieńczą: Chrystus, wydając siebie za Kościół, tym samym czynem odkupieńczym związał się raz na zawsze z Kościołem jak oblubieniec z oblubienicą, jak małżonek z małżonką, oddając Kościołowi siebie poprzez wszystko, co zawarło się raz na zawsze w tym Jego Chrystusowym „wydaniu siebie za Kościół”. W ten sposób tajemnica odkupienia ciała kryje w sobie niejako tajemnicę „zaślubin Baranka” (por. Ap 19,7). Ponieważ Chrystus jest Głową Ciała, cały zbawczy dar odkupienia przenika w Kościół jako w Ciało tej Głowy i stale kształtuje najgłębszą, istotną substancję jego życia. Kształtuje zaś na sposób oblubieńczy, skoro analogia ciała — głowy przechodzi w naszym tekście w analogię oblubieńca — oblubienicy, a raczej męża — żony. Wskazują na to dalsze fragmenty tekstu, do których z kolei wypadnie nam przejść.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Jan Paweł II (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-12 16:13

Katecheza środowa wygłoszona 25 sierpnia 1982

ANALOGIA JEDNOŚCI CIAŁA I GŁOWY W OBRAZIE MAŁŻEŃSTWA I KOŚCIOŁA

1 W poprzednich rozważaniach, związanych z piątym rozdziałem Listu do Efezjan (Ef 5,21-33), zwróciliśmy przede wszystkim uwagę na analogię stosunku, jaki zachodzi między Chrystusem a Kościołem, do stosunku pomiędzy oblubieńcem i oblubienicą, czyli mężem i żoną związanych więzią oblubieńczą.
Zanim podejmiemy analizę dalszych fragmentów tego tekstu, musimy sobie uświadomić — w obrębie naszej zasadniczej analogii: Chrystus i Kościół z jednej strony, mężczyzna i kobieta jako małżonkowie z drugiej — obecność pewnej analogii dodatkowej. Jest to mianowicie analogia głowy i ciała. Właśnie ona nadaje analizowanej przez nas wypowiedzi znaczenie przede wszystkim eklezjologiczne: Kościół jako taki jest ukształtowany przez Chrystusa — ukonstytuowany przez Niego w swej właściwej substancji — tak jak ciało przez głowę. Jedność ciała z głową jest natury przede wszystkim organicznej — jest to po prostu jedność somatyczna ludzkiego organizmu. Na tej organicznej jedności buduje się bezpośrednio jedność biologiczna o tyle, o ile można powiedzieć, że „ciało żyje z głowy” (choć równocześnie w inny sposób — głowa z ciała). A w dalszym ciągu, gdy chodzi o człowieka, buduje się na tej jedności organicznej również integralnie rozumiana jedność psychiczna, ostatecznie zaś integralna jedność ludzkiej osoby.

2 Autor Listu do Efezjan wprowadził tę, jak powiedzieliśmy, dodatkową (przynajmniej w tym miejscu) analogię głowy i ciała w obręb analogii małżeństwa. Zdaje się nawet, że uczynił tę pierwszą analogię: „głowa – ciało” z punktu widzenia głoszonej przez siebie prawdy o Chrystusie i Kościele bardziej centralną. Równocześnie jednak trzeba powiedzieć, iż nie pozostawił jej obok czy na zewnątrz analogii małżeństwa jako więzi oblubieńczej. Wręcz przeciwnie. W całym tekście Listu do Efezjan 5,21-33, a zwłaszcza w tej jego pierwszej części, którą zajmujemy się dotychczas, autor przemawia w taki sposób, jakby w małżeństwie również mąż był „głową żony”, a żona „ciałem męża”, jakby małżonkowie stanowili jedność również organiczną. Może to mieć swoje oparcie w tekście Księgi Rodzaju, w którym mowa o „jednym ciele” (Rdz 2,24) — w tekście, do którego autor Listu do Efezjan także odwoła się za chwilę w ramach swojej wielkiej analogii. Jednakże w tym samym tekście Księgi Rodzaju w pełni jest uwydatnione, że chodzi o mężczyznę i kobietę jako dwa odrębne osobowe podmioty, świadomie stanowiące o swym zjednoczeniu małżeńskim, które ów prastary tekst określa poprzez wyrażenie „jedno ciało”. Podobnie również i w tekście Listu do Efezjan jest to całkowicie jasne. Autor posługuje się podwójną analogią (głowa – ciało, mąż – żona) w tym celu, ażeby w całej pełni zobrazować naturę więzi zachodzącej pomiędzy Chrystusem a Kościołem. W pewnym sensie racja eklezjologiczna wydaje się w tym pierwszym zwłaszcza fragmencie tekstu Ef 5,21-33 decydująca i przeważająca.

3 „Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus — Głową Kościoła: On — Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom — we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (Ef 5,22-25). Owa dodatkowa analogia „głowa – ciało” sprawia, że w obrębie całego tekstu Listu do Efezjan 5,21-33 mamy do czynienia z dwoma różnymi podmiotami, które mocą szczególnego odniesienia wzajemnego stają się poniekąd jednym podmiotem: głowa wraz z ciałem tworzy jeden podmiot (w znaczeniu fizycznym i metafizycznym) — jeden organizm, jednego człowieka, jeden byt. Nie ulega wątpliwości, że Chrystus jest innym podmiotem niż Kościół, a jednak mocą szczególnego odniesienia łączy się z nim jakby w organicznej jedności głowy i ciała: Kościół tak bardzo, tak zasadniczo jest sobą przez Chrystusa, że można go nazwać tak, jak to czyni Apostoł Paweł: Ciałem Chrystusa (mistycznym). Czy można to samo powiedzieć o małżonkach, o mężczyźnie i kobiecie zespolonych więzią małżeństwa? Jeśli autor Listu do Efezjan widzi również analogię jedności głowy i ciała w małżeństwie, to analogia ta zdaje się niejako przechodzić na małżeństwo z obrazu tej jedności, jaką stanowi Chrystus z Kościołem, a Kościół z Chrystusem. Analogia dotyczy więc przede wszystkim samego małżeństwa jako więzi, poprzez którą „będą dwoje jednym ciałem” (Ef 5,31 za Rdz 2,24).

4 Analogia ta nie przesłania natomiast odrębności podmiotów: męża i żony — a więc tej zasadniczej dwupodmiotowości, jaka stoi u podstaw obrazu „jednego ciała”. Co więcej, owa zasadnicza dwupodmiotowość męża i żony w małżeństwie, które czyni ich poniekąd „jednym ciałem”, przechodzi w obrębie całego tekstu, który rozważamy (Ef 5,21-33), na obraz Kościoła – Ciała zjednoczonego z Chrystusem jako Głową. Widać to zwłaszcza w dalszym ciągu tego tekstu, gdzie właśnie na podobieństwo odniesienia małżonka do małżonki autor opisuje odniesienie Chrystusa do Kościoła. W tym opisie Kościół – Ciało Chrystusa ujawnia się wyraźnie jako drugi podmiot małżeńskiej jedności, któremu podmiot pierwszy — Chrystus — okazuje ową miłość, jaką go „umiłował […] wydając za niego samego siebie”. Owa miłość jest podobieństwem, a przede wszystkim wzorcem tej miłości, jaką powinien mąż okazywać żonie w małżeństwie, jeśli oboje są „sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej”.

5 Czytamy więc: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus — Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem” (Ef 5,25-31).

6 Łatwo dostrzec, że w tej części tekstu Listu do Efezjan 5,21-33 wyraźnie „przeważa” dwupodmiotowość: zostaje ona uwydatniona zarówno w odniesieniu Chrystus — Kościół, jak oczywiście także w odniesieniu mąż — żona. Nie znaczy to jednak, że obraz „jednopodmiotowy”, obraz „jednego ciała” zanika. Zostaje on również w tym fragmencie naszego tekstu zachowany, a także poniekąd bliżej wyjaśniony. Ujawni się to lepiej wówczas, kiedy powyższy fragment poddamy bardziej szczegółowej analizie. Tak więc autor Listu do Efezjan mówi o miłości Chrystusa do Kościoła, wyjaśniając, w czym ta miłość się wyraża, a równocześnie stawiając zarówno samą miłość, jak też jej wyrazy jako wzór, który winien naśladować małżonek w stosunku do swej małżonki. Miłość Chrystusa do Kościoła ma zasadniczo na celu jego uświęcenie: „umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić”. Początkiem tego uświęcenia jest chrzest, pierwszy i podstawowy owoc Chrystusowego wydania siebie za Kościół. Chrzest nie jest w niniejszym tekście nazwany imieniem własnym, ale określony jako „obmycie wodą, któremu towarzyszy słowo”. Obmycie to, mocą pochodzącą z odkupieńczego „wydania siebie za Kościół” ze strony Chrystusa, sprawia podstawowe oczyszczenie, poprzez które Jego miłość do Kościoła nabiera w oczach autora Listu charakteru oblubieńczego.

7 Wiadomo, że sakrament chrztu staje się udziałem jednostkowego podmiotu w Kościele. Autor listu jednakże widzi poprzez ten jednostkowy podmiot chrztu cały Kościół. Oblubieńcza miłość Chrystusa odnosi się do niego, do Kościoła, wówczas, gdy ktokolwiek w nim doznaje podstawowego oczyszczenia przez chrzest. Ten, kto chrzest przyjmuje, doznając w tym odkupieńczej miłości Chrystusa, staje się równocześnie uczestnikiem Jego miłości oblubieńczej do Kościoła. „Obmycie wodą, któremu towarzyszy słowo” w naszym tekście jest wyrazem miłości oblubieńczej w tym znaczeniu, że przygotowuje oblubienicę (Kościół) Oblubieńcowi — że czyni Kościół oblubienicą Chrystusa niejako in actu primo. Niektórzy bibliści zwracają w tym miejscu uwagę na to, że owo „obmycie wodą” w naszym tekście kojarzy się z rytualną kąpielą przed zaślubinami, co stanowiło ważny ryt religijny także u Greków.

8 Jako sakrament chrztu „obmycie wodą, któremu towarzyszy słowo” (Ef 5,26), czyni Kościół oblubienicą nie tylko in actu primo, ale także w możliwie najdalszej perspektywie — to znaczy w perspektywie eschatologicznej. Perspektywa ta otwiera się przed nami, gdy czytamy w Liście do Efezjan, iż „obmycie wodą” służy ze strony Oblubieńca do tego, „aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany” (Ef 5,27). Wyrażenie „stawić przed sobą” zdaje się wskazywać na ten moment zaślubin, gdy panna młoda (oblubienica) zostaje przyprowadzona przed oblubieńca, już przyodziana w strój weselny i przyozdobiona do ślubu. Nasz tekst uwydatnia, że to Chrystus – Oblubieniec sam stara się o przyozdobienie Oblubienicy – Kościoła, stara się o to, ażeby była ona piękna pięknością łaski, piękna poprzez cały dar zbawienia, który zostaje udzielony już w sakramencie chrztu. Chrzest jest jednakże tylko początkiem, z którego postać Kościoła „chwalebnego” (jak to czytamy w tekście) ma się okazać jak owoc ostateczny miłości odkupieńczej i oblubieńczej dopiero wraz z ostatecznym przyjściem Chrystusa (paruzja).
Widzimy, jak głęboko sięga autor Listu do Efezjan w rzeczywistość sakramentalną, głosząc swą wielką analogię: zarówno więź Chrystusa z Kościołem, jak też oblubieńcza więź mężczyzny i kobiety w małżeństwie zostaje przez to rozświetlona szczególnym nadprzyrodzonym światłem.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Jan Paweł II (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-12 16:14

Katecheza środowa wygłoszona 1 września 1982

„KTO MIŁUJE SWOJĄ ŻONĘ, SIEBIE SAMEGO MIŁUJE”

1 Głosząc analogię pomiędzy więzią oblubieńczą, jaka łączy Chrystusa i Kościół, oraz tą, jaka łączy męża i żonę w małżeństwie, autor Listu do Efezjan pisze: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany” (Ef 5,25-27).

2 Rzecz znamienna, iż owa chwalebna postać Kościoła zostaje w naszym tekście uwydatniona jako piękno ciała oblubienicy. Oczywiście jest to metafora, niemniej bardzo wymowna, świadcząca o tym, jak głęboko w analogię miłości oblubieńczej wchodzi moment ciała. Tak więc Kościół „chwalebny” jest wolny od „skazy czy zmarszczki”. Skazę można rozumieć jako symptom brzydoty, zmarszczkę jako symptom starzenia się, starości. Metaforycznie jedno i drugie wyrażenie wskazuje na braki moralne, na grzech; można tu dodać, że w sensie Pawłowym „stary człowiek” oznacza człowieka grzechu (por. Rz 6,6). Chrystus więc swoją miłością odkupieńczą i oblubieńczą sprawia, że Kościół nie tylko jest bez grzechu, ale także pozostaje „wiecznie młody”.

3 Obszar metafory jest, jak widać, dość rozległy. Określenia odnoszące się wprost i bezpośrednio do ciała ludzkiego, charakteryzując to ciało we wzajemnym odniesieniu oblubieńca i oblubienicy, męża i żony, wskazują równocześnie na przymioty i właściwości porządku moralnego, duchowego i nadprzyrodzonego. Jest to istotne dla całej analogii. Dlatego też autor listu bez trudności określa ów „chwalebny” stan Kościoła jako ciała oblubienicy, wolnego od cech brzydoty czy starzenia się („czy czegoś podobnego”), po prostu jako świętość i wolność od grzechu: „aby był święty i nieskalany”. Jest przeto jasne, o jaką piękność Oblubienicy chodzi, w jakim znaczeniu Kościół jest Ciałem Chrystusa i w jakim znaczeniu owo Ciało – Oblubienica przyjmuje dar Oblubieńca, który „umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie”. Nie mniej znamienne jest, że całą tę rzeczywistość z istoty swej duchową i nadprzyrodzoną św. Paweł wyjaśnia na podobieństwo ciała oraz tej miłości, poprzez którą małżonkowie, mąż i żona, stają się „jednym ciałem”.

4 W całym tym fragmencie zachowana jest najwyraźniej zasada dwupodmiotowości: Chrystus — Kościół, Oblubieniec — Oblubienica (mąż — żona). Autor przedstawia miłość Chrystusa do Kościoła — tę miłość, która czyni Kościół Ciałem Chrystusa jako Głowy — na podobieństwo miłości oblubieńców, na podobieństwo zaślubin oblubieńca i oblubienicy. Miłość każe oblubieńcowi – małżonkowi troszczyć się o wszelkie dobro oblubienic – -małżonki, każe mu pragnąć jej piękności, zarazem odczuwać tę piękność i troszczyć się o nią. Chodzi tu również o piękność widzialną, piękność ciała. Oblubieniec wpatruje się w oblubienicę jakby z miłosnym, twórczym niepokojem: czy znajdzie w niej to dobro i to piękno, którego w niej i dla niej pragnie. Owo dobro, jakie miłujący stwarza przez swoją miłość w tym, kogo miłuje, jest jakby sprawdzianem samej miłości, jakby miarą tej miłości. Oddając siebie w sposób najbardziej bezinteresowny, ten, kto miłuje, nie czyni tego poza tą miarą i tym sprawdzianem.

5 Kiedy autor listu w kolejnych wersetach tekstu (Ef 5,28-29) przenosi swoją uwagę bardziej wyłącznie na samych małżonków, wówczas odezwie się w tym pogłębiona analogia stosunku Chrystusa do Kościoła, która każe mu tak się wyrazić: „Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało” (5,28). Wraca więc w tym miejscu motyw „jednego ciała”, który zostaje w tym zdaniu i następnych nie tylko na nowo podjęty, ale też wyjaśniony. Jeśli mężowie mają miłować swe żony tak jak własne ciało — to znaczy, że owa jednopodmiotowość wyrasta na gruncie dwupodmiotowości i posiada charakter nie realny, ale intencjonalny: ciało żony nie jest własnym ciałem męża, natomiast ma być miłowane tak jak własne. Chodzi więc o jedność nie w znaczeniu ontycznym, ale moralnym: jedność przez miłość.

6 „Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje” (Ef 5,28). To zdanie jeszcze mocniej potwierdza taki właśnie charakter jedności. Miłość czyni drugie „ja” poniekąd własnym „ja”. „Ja” żony staje się poprzez miłość poniekąd własnym „ja” męża. Ciało jest wyrazem tego „ja”, jest podstawą jego tożsamości. Zjednoczenie męża i żony w miłości wyraża się także poprzez ciało. Wyraża się w odniesieniu wzajemnym, chociaż autor Listu do Efezjan wskazuje na nie przede wszystkim od strony męża. Wynika to ze struktury całego obrazu. Chociaż małżonkowie mają być „sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (co zostało uwydatnione zaraz w pierwszym wersecie naszego tekstu, Ef 5,22-23), to jednak w dalszym ciągu mąż jest przede wszystkim tym, który miłuje — żona zaś tą, która doznaje miłości. Można by nawet zaryzykować opinię, że „poddanie” żony mężowi rozumiane w kontekście całego fragmentu Ef 5,21-33 oznacza nade wszystko „doznawanie miłości”. Tym bardziej, że jest to „poddanie” na wzór poddania Kościoła Chrystusowi, które z pewnością polega na doznawaniu Jego miłości. Doznając miłości odkupieńczej Chrystusa — Oblubieńca, Kościół jako Oblubienica staje się Jego Ciałem. Doznając miłości oblubieńczej małżonka, żona jego staje się „jednym ciałem” z nim: poniekąd „własnym” jego ciałem. Tę myśl autor powtórzy raz jeszcze w ostatnim zdaniu analizowanego tutaj fragmentu: „W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę, jak siebie samego” (Ef 5,33).

7 Jest to jedność moralna, uwarunkowana miłością i ukształtowana przez miłość. Miłość nie tylko łączy dwa podmioty, ale pozwala im w taki sposób przenikać siebie, duchowo przynależąc do siebie wzajemnie, że autor listu może stwierdzić: „kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje”. „Ja” poniekąd staje się „ty”, a „ty” — „ja” (oczywiście w znaczeniu moralnym). Stąd też dalszy ciąg naszego tekstu brzmi tak: „Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus — Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała” (Ef 5,29-30). Zdanie, które w swej fazie początkowej odnosi się jeszcze do relacji małżonków, w dalszej fazie wyraźnie powraca do relacji Chrystus — Kościół, nakazując nam w świetle tej relacji ustalić sens całego zdania. Wyjaśniwszy charakter odniesienia męża do własnej żony w „jedności ciała”, autor pragnie swoje poprzednie stwierdzenie („kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje”) wzmocnić jeszcze i jak gdyby podeprzeć zaprzeczeniem i wykluczeniem przeciwnej możliwości („nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała”, Ef 5,29). Tak więc w zjednoczeniu przez miłość ciało „drugiego” staje się w ten sposób „własne”, że zabiegamy o jego dobro tak samo, jak o dobro własnego ciała. Jako charakterystyka miłości „cielesnej”, która ma łączyć małżonków, słowa te wyrażają treść — rzec można — najbardziej ogólną, ale także najbardziej zasadniczą. Zdają się mówić o tej miłości nade wszystko językiem agape.

8 Kiedy mowa o tym, że człowiek „żywi i pielęgnuje” własne ciało — a przeto mąż „żywi i pielęgnuje” ciało żony, tak jak własne — wyrażenia te zdają się wskazywać bardziej na troskę rodzicielską, na stosunek opiekuńczy, niż na czułość małżeńską. Uzasadnienia takiej właśnie charakterystyki wypada szukać w tej okoliczności, że autor w tym miejscu znowu wyraźnie zwraca się od stosunku, jaki łączy małżonków, do tego, jaki łączy Chrystusa z Kościołem. Wyrażenia, które mówią o pielęgnowaniu ciała, a przede wszystkim o jego żywieniu, karmieniu, nasuwają wielu biblistom myśl o Eucharystii, którą Chrystus w swej miłości oblubieńczej „żywi” Kościół. Jeśli wyrażenia te w mniejszym stopniu wskazują na specyfikę miłości małżeńskiej, zwłaszcza tej, poprzez którą małżonkowie stają się „jednym ciałem” — to równocześnie pomagają one zrozumieć w tym kontekście, w sposób przynajmniej ogólny, godność ciała oraz moralny imperatyw troski o jego dobro, o dobro na miarę tej godności. Porównanie z Kościołem jako Ciałem Chrystusa, Ciałem Jego odkupieńczej i oblubieńczej zarazem miłości, musi pozostawić w świadomości adresatów Listu do Efezjan głęboki ślad poczucia sacrum ciała ludzkiego w ogóle, a w szczególności małżeństwa jako „miejsca”, w którym poczucie sacrum ciała szczególnie głęboko warunkuje całe odniesienie wzajemne osób, w szczególności odniesienie mężczyzny do kobiety jako żony i matki wspólnych dzieci.

 Re: Ef 5,22 a zasada równości małżonków.
Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data:   2005-11-12 16:15

A temat podobny juz tu na Forum był: http://www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=84079&t=84000

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Jan Paweł II (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2005-11-12 16:19

Drugie Pani pytanie brzmi:
"Czy ta zasada poddania była zamierzona od początku przez Boga czy jest ona wynikiem grzechu pierworodnego?"

Pomocą niech będą rozważania Jana Pawła II wygłosozne podczas katechezy środowej 8 września 1982

PODSTAWY SAKRAMENTALNOŚCI CAŁEGO ŻYCIA CHRZEŚCIJAŃSKIEGO

1 Pisze autor Listu do Efezjan: „nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus — Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała” (5,29-30).
Po tym wersecie autor listu uznał za potrzebne przytoczyć najbardziej podstawowy dla całej Biblii tekst o małżeństwie z Księgi Rodzaju (2,24): „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”. Z bezpośredniego kontekstu można wnosić, że cytat z Księgi Rodzaju jest w tym miejscu potrzebny nie tyle ze względu na przypomnienie tej jedności małżonków, która została określona „od początku” w dziele stworzenia — ile ze względu na ukazanie tajemnicy Chrystusa i Kościoła, ukazanie jedności Chrystusa z Kościołem, z którego autor listu wyprowadza prawdę o jedności małżonków. Jest to ogromnie ważny punkt całego tekstu, niejako jego zwornik. Autor zamyka w tych słowach to wszystko, co wypowiedział poprzednio, przeprowadzając analogię i ukazując podobieństwo pomiędzy jednością małżonków a jednością Chrystusa z Kościołem. Przytaczając słowa z Księgi Rodzaju (2,24), autor wskazuje na to, że podstaw owej analogii należy szukać na linii łączącej w zbawczym planie Boga małżeństwo jako najpierwotniejsze objawienie (i „uwidocznienie”) tego planu w świecie stworzonym z tym objawieniem i „uwidocznieniem” ostatecznym, w którym „Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie”, nadając swej odkupieńczej miłości charakter i sens oblubieńczy.

2 Tak więc owa analogia, która przenika cały tekst Listu do Efezjan 5,21-33, ma swą ostateczną podstawę w zbawczym planie Boga. Staje się to tym bardziej jasne i oczywiste, gdy umieścimy analizowany przez nas fragment w pełnym kontekście całego Listu do Efezjan. Łatwiej wówczas zrozumieć, dlaczego po przytoczeniu słów z Księgi Rodzaju (2,24) autor pisze: „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5,32).
W pełnym kontekście Listu do Efezjan, a także w możliwie najszerszym kontekście słów Pisma objawiającego zbawczy Boży plan „od początku”, należy przyjąć, że słowo mysterion oznacza tutaj tajemnicę, najpierw ukrytą w myśli Bożej, a następnie objawioną w dziejach człowieka. Chodzi zaś o tajemnicę „wielką” ze względu na jej doniosłość: tajemnica ta, jako zbawczy plan Boga względem ludzkości, jest poniekąd centralnym tematem całego Objawienia, centralną jego rzeczywistością. Jest tym, co Bóg jako Stwórca i Ojciec nade wszystko pragnie przekazać ludziom w swoim słowie.

3 Chodziło zaś nie o przekazanie samej tylko „dobrej wiadomości” o zbawieniu. Chodziło równocześnie o zapoczątkowanie dzieła zbawienia jako owocu łaski uświęcającej człowieka na żywot wieczny w zjednoczeniu z Bogiem. Właśnie na drodze tego objawienia – urzeczywistnienia św. Paweł uwydatnia ciągłość pomiędzy najpierwotniejszym Przymierzem, które Bóg związał z ustanowieniem małżeństwa już w dziele stworzenia — a Przymierzem ostatecznym, w którym „Chrystus, umiłowawszy Kościół i wydając zań siebie samego” (por. Ef 5,25), wiąże się z tym Kościołem w sposób oblubieńczy na podobieństwo małżonków. Owa ciągłość zbawczej inicjatywy Boga stanowi właściwą podstawę wielkiej analogii Listu do Efezjan. Ciągłość zbawczej inicjatywy Boga to znaczy ciągłość, a nawet tożsamość tajemnicy, „wielkiej tajemnicy”, w różnych etapach jej objawienia, a więc poniekąd „uwidaczniania” — i zarazem urzeczywistniania. Na etapie „najpierwotniejszym” z punktu widzenia dziejów człowieka i zbawienia — oraz na etapie „pełni czasów” (por. Ga 4).

4 Czy ową „wielką tajemnicę” można rozumieć jako „sakrament”? Czy autor listu do Efezjan mówi w naszym tekście o sakramencie małżeństwa? Jeśli nie mówi o tym wprost i w znaczeniu ścisłym — tu trzeba się zgodzić z dość powszechną opinią biblistów i teologów — to jednak wydaje się, że mówi w tym miejscu o podstawach sakramentalności całego życia chrześcijańskiego, a w szczególności o podstawach sakramentalności małżeństwa. Mówi więc o sakramentalności całego bytowania chrześcijańskiego w Kościele, a w szczególności małżeństwa w sposób pośredni, niemniej możliwie najbardziej zasadniczy.

5 „Sakrament” oznacza coś innego niż „tajemnica”. Tajemnica bowiem pozostaje „zakryta” — utajona w Bogu samym — tak, że nawet po jej ogłoszeniu (czyli objawieniu) nie przestaje nazywać się „tajemnicą”. Jako tajemnica też bywa przepowiadana. Sakrament zakłada objawienie tajemnicy, zakłada również jej przyjęcie przez wiarę ze strony człowieka. Równocześnie jednak jest on czymś więcej niż ogłoszeniem tajemnicy i przyjęciem jej przez wiarę. Polega on na „uwidocznieniu” tejże tajemnicy w znaku, który służy nie tylko ogłoszeniu tajemnicy, ale także jej urzeczywistnieniu w człowieku. Sakrament jest znakiem widzialnym i skutecznym łaski. Za jego pośrednictwem odwiecznie ukryta w Bogu tajemnica, o której mówi List do Efezjan zaraz na początku (por. Ef 1,9) — tajemnica wybrania człowieka przez Boga w Chrystusie do świętości i przeznaczenia go na przybranego syna — urzeczywistnia się w człowieku. Urzeczywistnia się ona w sposób tajemniczy, pod osłoną znaku — niemniej ów znak stanowi zarazem jakieś „uwidzialnienie” owej nadprzyrodzonej tajemnicy, która pod jego osłoną działa w człowieku.

6 Biorąc pod uwagę analizowany tutaj fragment Listu do Efezjan, a zwłaszcza te słowa: „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (5,32), należy stwierdzić, że autor listu pisze nie tylko o wielkiej tajemnicy ukrytej w Bogu, ale także — i to nade wszystko — o tajemnicy urzeczywistniającej się przez to, że Chrystus, który aktem miłości odkupieńczej umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, tym samym aktem zjednoczył się z Kościołem na sposób oblubieńczy, podobnie jak jednoczą się ze sobą mąż i żona w ustanowionym przez Stwórcę małżeństwie. Wydaje się, że słowa z Listu do Efezjan wystarczająco uzasadniają to, co czytamy na samym początku konstytucji Lumen gentium: „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego”1. Tekst Vaticanum II nie mówi: „Kościół jest sakramentem”, lecz: „niejako sakramentem”, wskazując przez to, że ową sakramentalność Kościoła należy orzekać w sposób analogiczny, nie ten sam, w jaki orzekamy ją w siedmiu sakramentach udzielanych przez Kościół z ustanowienia Chrystusa. Jeśli istnieją podstawy do tego, ażeby o Kościele mówić na sposób sakramentu — jako o sakramencie — to te podstawy w zasadniczej mierze zostały wskazane właśnie w Liście do Efezjan.

7 Można powiedzieć, że owa sakramentalność Kościoła konstytuuje się poprzez wszystkie sakramenty, poprzez które spełnia on swą misję uświęcającą. Można również powiedzieć, że sakramentalność Kościoła stanowi źródło sakramentów, a w szczególności chrztu i Eucharystii, jak to widać w przeanalizowanym fragmencie Listu do Efezjan (por. 5,25-30). Trzeba wreszcie powiedzieć, że sakramentalność Kościoła pozostaje w szczególnym stosunku do małżeństwa: sakramentu najpierwotniejszego.

Przypisy
1 Lumen gentium, 1.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: y2... (---.retsat1.com.pl)
Data:   2005-11-12 17:18

Cały czas nie rozumiem....Czy to że mąż ma kochać żonę oznacza od razu równość małżonków? Czy to że przez miłość stają się jednym organizmem -on głową ona ciałem- oznacza równość? - Gdyby tak było to przywołana wyżej - a podana przez sw. Pawła - analogia relacji małżeńskich z relacją Chrystus -Kośćiół oznaczałaby równość Kościoła i Chrystusa...Przecież mówi się że Kościół jest ciałem Chrystusa- lecz nie oznacza to przecież ich równości... Natomiast wydaje się że to relacja poddania a nie relacja miłości wyznacza hierarchie w godności: To Kościół jest poddany i to Kościół- jako wspólnota stworzeń - w swojej godnośći jest niższy wobec godności Stwórcy...
Nie wiem, może się mylę...

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Cz (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2005-11-12 17:59

y2...
Czy zajrzałeś do wątku podanego wyżej przez Bognę? Zajrzyj...
Ps. Tak dokładnej identyczności w ciele i w rolach to nigdy dokładnie nie będzie... Po prostu on i ona są inaczej zbudowani fizyczne i mają inne role w rodzinie (uzupełniają się w ciele i w życiu). Poza oczywistymi różnicami fizycznymi - on np. nigdy nie będzie karmił mlekiem ze swojej piersi (ani rodził), a ona jest jednak słabsza fizycznie i nie powinna pracować np. w firmie przewozu mebli i znosić z 4 piętra (bez windy) szaf dębowych nierozkładanych...
Wystarczy, jak on będzie głową, która szanuje i kocha, nie pije, nie bije, przynosi pieniądze, itd. (pełen wykaz potrzebnych cech masz w ww. wątku), a ona ciałem, m.in. mądrą, cichą, czułą, kochającą i szanującą go szyją... Jak oboje będą się przejmować Dobrą Nowiną, m.in. "kochaj żonę", "pamiętaj o jej słabszym ciele", itd, to wszystko w rodzinie będzie dobrze. Acha, i jak ona będzie odporna na buntowanie przez feministki ;)

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data:   2005-11-12 18:27

Prawdopodobnie nie zadałaœ sobie trudu, żeby przeczytać ze zrozumieniem katechezy Jana Pawła Wielkiego, które wkleił tu x. Moderator, czy też podobnego w sensie wštku, którego linka z kolei ja wkleiłam. Gdyby tak było (przeczytałabyœ wszystko z uwagš i ze zrozumieniem) nie miałabyœ ani cienia wštpliwoœci w kwestii równoœci tak małżonków między sobš, jak i Chrystusa - Oblubieńca i Koœcioła (Ecclesia) - Oblubienicy i nie napisałabys ostatniego posta. Bo nie o takš po ludzku tylko rozumianš, a więc ograniczonš równoœć tu chodzi, ale zupełnie innš rzeczywistoœć - Bożš..."Kto ma uszy, niechaj słucha!" Mt 11,15 , albo "Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Koœciołów" Ap 3, 22
A odpowiedŸ mozesz juz wyczytać w postach z godz. 16:14 i 16:19.
Pozdrawiam, szczęœć Boże.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Dziadek_Muminka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2005-11-12 20:00

Owa rownosc wyplywa z Przykazania Milosci, ktore Bóg przekazal w Starym Testamencie: 'miluj blizniego swego jak siebie samego' Kpł 19,18. Jakos nie moge sobie przypomniec slow Jezusa, ze zona jest gorsza od meza. Kazdy czlowiek jest rowny wzgledem Boga i drugiego czlowieka.Zreszta Jezus mowi wyraznie 'Kto sie wywyzsza bedzie ponizony' Mt 23,12.
Szczesc Boze:)

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: ewcia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2005-11-12 21:43

y2,
Może ja jeszcze dorzuce swoje trzy grosze.
Mysle ,że odpowiedź na to pytanie znajdziesz w podsumowaniu tego fragmentu:
"Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła".(Ef, 5, 32).
Relacja męzczyzny i kobiety jest tajemnicą, tajemnica stworzenia przez Boga. W opisie stworzenia człowieka jest podane,ze kobieta wziela sie z żebra Adama-a zebro znajduje sie w okolicach serca. Kobieta jest więc kims najcenniejszym, najblizszym sercu, wymagającym oddania i troski, kims za kogo męzczyzna bierze odpowiedzialnosc. Podobnie jak Chrystus przychodzi na swiat aby oodac swe życie za ludzi, za człowieka, przyjmuje postac sługi, tak męzczyna bierze odpowiedzilnosc, sluzy rodzinie: kobiecie i dzieciom. Ma zapewnic im byt, opiekowac sie nimi jak ten "silniejszy". Kobieta za to mam byc jego sercem, wspomagac go w tym, dawac mu siłę, radzic mu . Zresztą kobiety w zyciu widza wiecej szczegolów, sa bardziej wrazliwe, stąd też ich zdanie czasem liczy sie najberdziej w rodzinie, stad mówi sie ,że kobieta jest szyja,a meżczyna głowa, który bez tej szyi nie mógłby wykonac żadnego ruchu, podjąc oststecznej decyji w sprawie rodziny. I mysle,że ta relacja sprawdza sie w zyciu jesli między małzonkami nie ma chorych ambicji, ciagłych pretensji, a jest milosc i pragnienie dobra dla całej rodziny. Chrzescijanin musi patrzec na wszystko z pewrspektywy miłosci ,a nie zasad i surowej sprawiedliwości.
Mam nadzieje ,że zdanie kobiety pozwoli Ci jasniej spojrzec na ten temat;)))))))
pozdrówka

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Laura (---.chello.pl)
Data:   2005-11-12 22:19

Szczęść Boże,
cytowałam już kiedyś na tym forum wypowiedź Waltera Trobischa na temat słów św. Pawła z listu do Efezjan, w którym mówi on o wzajemnym poddaństwie małżonków, ale pozwolę sobie na powtórzenie, ponieważ uważam, że autor bardzo pięknie i trafnie ujął zagadnienie, o które Pani pyta;

(W. Trobisch, Kochałem dziewczynę, Warszawa 1989, s. 57-58)
"Werset 21 podkreśla to, że poddanie musi być wzajemne; czytamy w nim: `Poddani sobie bądźcie wzajemnie w bojaźni Crystusowej`.
Potem są wersy cytowane przez Ciebie, które wyjaśniają, co to oznacza, jeśli chodzi o żonę. Jednak werset 25 wyjaśnia to w odniesieniu do męża (...). Brzmi on następująco: `Mężowie,miłujcie żony, jak i Chrystus umiłował swój Kościół i wydał zań samego siebie.` To wstrząsające zdanie. Całego życia nie starczy, żeby zrozumieć głębię jego znaczenia.
Jak Chrystus umiłował swój Kościół? Służył mu, działał dla niego i pomagał mu. Leczył go, pocieszał i czyścił, nawet mył jego stopy - a wczasach Chrystusa był to obowiązek niewolników. Kościół był wszystkim dla Chrystusa, który oddał mu wszystko, łącznie ze swym życiem. (...) Chrystus nie był tym, czym my ludzie bywamy - wielkim przywódcą czy szejkiem, który chce być obsługiwany. Był On niewolnikiem swojego Kościoła. (...) Tylko jako niewolnik swojego Kościoła był On jego Głową. Tak samo ty jesteś głową swojej żony w takiej samej mierze, w jakiej jesteś jej niewolnikiem. "

Wszystkiego dobrego, z Panem Bogiem.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: y2... (---.retsat1.com.pl)
Data:   2005-11-12 22:26

Ewcia, widzisz... właśnie: Bóg czyni mężczyznę odpowiedzialnym za żonę, rodzinę.. A komu daje się odpowiedzialność za kogoś innego? Komuś kto jest mądry, kompetentny, kto cieszy się uznaniem i kto ma autorytet... Jeśli Bóg czyni odpowiedzialnym mężczyzne to pewnie dał mu też naturalne predyspozycje do takich cech...Jednym słowem dał mu rolę dużo ciekawszą bo związana z inicjatywą i bardziej przystosowaną do twórczego przekształcania rzeczywistości.
A kobieta? "Kobieta za to mam byc jego sercem, wspomagac go w tym, dawac mu siłę, radzic mu ." - i to jest właśnie rola zdecydowanie drugoplanowa choć oczywiście bardzo przydatna.
Tymczasem równość polegałaby na tym że nie tylko wspiera sie i inspiruje kogoś do budowania przyjaznej rzeczywistości dla rodziny ale sie ją w s p ó ł t w o r z y - ma się równorzędny wkład. Ale nie- wydaje się że Bóg wyposażył kobietę w naturę poddańczą- mało ciekawą po prostu gorszą.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Cz (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2005-11-12 23:02

y2... co Ty tak biadolisz? Facet musi mieć poczucie, że jest lepszy ;)
Bóg wiedział, co robi. Czy ty wyorażasz sobie, co by było, gdyby Bóg stworzył dwa rodzaje ludzi? Pozabijaliby się. Pewnie Adam by zabił, jako starszy. Nawet, jakby "ten drugi" był dla niego idelnym towarzystwem, żeby nie był sam (był smutny i samotny). Pan Bóg genialnie stworzył Ewę z żebra Adama ("ta dopiero jest kością z majej kości") i tak ich zróżnicował, że nie czują do siebie zazdrości (jak np. poczuł Kain wobec Abla), ale wręcz przeciwnie - czują, że chcą być, żyć razem, tęsknią za sobą, kochają się, kobieta rodzi mężczyznę, kobieta rodzi kobietę, ale konieczny jest do tego mężczyzna. Takie idealne związanie w sumie jakby dwóch gatunków ludzi. To tylko Pan Bóg mógł to tak genialnie wymyślić.
I dobrze, że facet rządzi. Niech rządzi, niech zajmuje się sprawami najważniejszymi, niech czuwa. Ty się nie martw, Pan Bóg na pewno nie dyskryminuje. A rządy mają polegać na tym, że ten kto rządzi - to służy:

" Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. (25) A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. (26) Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. (27) A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, (28) na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu." Mt 20,24 - 28
Jak naprawdę mąż będzie chiał być wielkim w domu - to takim powinien być...

Ps. W "Humorze Dnia" katolika.pl było chyba kiedyś coś takiego:

Mąż i żona umówili się zaraz po ślubie, że ona będzie decydować o sprawach codziennych, a on o najważniejszych.
- No i co, jak wam to wychodzi?
- A dobrze. Minęło 20 lat i okazało się, że jeszcze nie było ani jednej sprawy najważniejszej..

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: K. (---.orange.pl)
Data:   2005-11-13 01:04

A mnie nie śmiszą te zarty w stylu "co ty biadolisz" i ze "maż głową, a zona szyją". Zupełnie rozumiem problem Y2 i go podzielam.
Nie widzę jakos, zeby meżczyzna był silniejszy (zwłaszcza w dzisiejszych czasach widać, jak malo znaczy sila czysto fizyczna, a nie psychiczna i intelektualna, ale myślę, ze i kiedyś dostrzegano to rozróżnienie) i lepiej predystynowany do odpowiedzialności.

Nie przekonują mnie argumenty o kolejnosci stworzenia ludzi (ileż to juz hiostorii na ten temat nie opowiedziano, a jedna madrzejsza od drugiej; m.in. ta, ze Bóg koncząc stworzenie na kobiecie doszedł do idealu i nic lepszego juz nie stworzyl. I co, mam sie z tym czuć świetnie?) ani o tym, ze żona lepiej gotuje, a mąż zarabia. Oj, różnie z tym...

Cieszę się, ze Kosciół wyraźnie wypowiedzial sie co do równości praw małżonków w społeczeństwie.

Jako kobieta nie czuję się ani mniej sprawna intelektualnie, ani mniej odpowiedzialna, ani mniej zdolna do podejmowania rozsadnych i decyzji niz znani mi mężczyźni - z przyczym czysto plciowych (poza tym różnice tej materii są, ale raczej osobniczo, a nie płciowo zmienne).
Kulturowo natomiast męzczyznom przyznaje się pozycję dominujacą, przez co mniej sie od nich wymaga i wiecej im wybacza, co skutkuje często tym, ze nie ćwiczą oni swojej odpowiedzialnosci ani intelektu (ale co nie oznacza, że nie mogą tej odpoweidzialnosci brać!).

Problem jest owazny, bo są meżczyzni-katolicy, którzy świadomie niekiedy "tresują" swoje żony tymi właśnie słowami z Efezjan wymagając posluszeństwa.

Osobiście znam kilka kobiet, które w posluszeństwie swoim meżom przerwaly ciażę, i w nieposłuszeństwie donosiły inną. A przed Bogiem odpowiedialność za swoje czyny i tak poniosą one (ich mężowie za naklanianie do zabójstwa, swoja drogą, ale kobiety maja swój rozum i w tym punkcie kwestia posłuszeństwa mężom nie powinna niczego zasłaniać). A co z mężami, którzy jeżdżą samochodem 120 km na godzinę, ryzykującv życie rodziny, swoje? A zona ma być posłuszna i cicha? A co, kiedy po pijaku terroryzują rodzinę? Poddawać się woli meża?
Nie. I nie do tego wzywa Kościół.
Tego jestem pewna. A kochajacy sie i sanujacy małżonkowie doskonale wiedza, za jakie sfery życia który z małżonków powinien być odpowiedzialny, bo ma do tego predyspozycje dane mu przez Boga, a nie przepisy.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: ewcia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2005-11-13 08:52

Mimo wszystko: to szyja decyduje w ktora strone ma się zwrócic głowa. Zapytajcie dzieci kto w domu rzadzi? 90% odpowie ,że mama. Ale to męzczyzna nie moze spac jak straci prace i nie ma pieniędzy na utrzymanie rodziny, kiedy dom sie wali itd. I tak ma byc-taka nature ma mężczyna JESLI KOCHA I JEST MĘSKI. Niestety w dzisiejszych czasach męzczyźni raz,że sa rozpieszczani przez mamy ,ktore biora na siebie odpowiedzialnosc na nich, a potem bierze te odpowiedzialnośc za rodzine kobieta, a nie mezczyzna. Jak tego skutek? Mezczyzna ogranicza sie do wyjscia do pracy, jesli ją ma, a kobieta pracuje na 4 fronty- na własne zyczenie.
Zajeło mi 30 lat aby to zrozumiec-że chciałabym miec męskiego meza przy sobie,a nie w imie wlasnych ambicji decydowac w domu o wszystkim i miec na głowie najwazniejsze decyzje.
Ale trzeba tu spojrzec z perspektywy MIŁOŚCI, WZAJEMNEGO ODDANIA I ZAUFANIA. Jesli nie spojrzymy w ten sposob, bedziemy wymyslac rózne dziwne teorie, których celem bedzie pomieszanie pojeć :"kobieta"- "męzczyna".
Pozdrawiam serdecznie:))

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: y2... (---.retsat1.com.pl)
Data:   2005-11-13 15:55

Ja nie chcę decydować o wszystkim , ja chciałabym współdecydować o wszystkim a nie być tylko ciałem doradczym...Nie chcę być nikomu poddana i nie chcę żeby ktoś mi był z zasady poddany- owszem, tylko na tyle na ile wymaga tego prawdziwa miłość i na ile druga strona odwzajemnia się tym samym. Może niektórych to zdziwić ale nawet jeślibym była kochana przez mężczyznę jak nikt na świecie i ukuł by on dla mnie nawet nie wiem jak złotą rzeczywistość to nie zagospodarowałby tym on w całości mojego pragnienia szczęścia ponieważ taka sytuacja skazuje na bycie biernym... na braniu tego co chce on dać...Wyglądałoby też na to że swoje poczucie wartości miałaby kobieta budować tylko w odniesieniu do mężczyzny: tyle jest warta o ile kochana przez mężczyznę, na ile mu pomocna, na ile liczy się w jego życiu...
Nie wiem czy taka sytuacja jest zamiarem Boga a czy jest wynikiem mentalności, kultury, stereotypów...-tego chcę dociec. Jeśli byłaby zamiarem Boga to trudno byłoby mi takiego Boga kochać i co najgorsze w tym wszystkim miałabym ogromne trudności uwierzyć że Bóg tak stwarzając kobietę jednocześnie ją kocha....

--------------

Z internetem nie spedzi Pani zycia (przynajmniej nie powinna). Swoj poglad na relacje damsko-meskie prosze przedstawic i omowic z kandydatem na meza. Wspanialego malzenstwa zycze :)
moderator

 Re: Ef 5,22 a zasada równo�ci małżonków.
Autor: Rafał (---.crowley.pl)
Data:   2005-11-13 21:12

Pytasz czy zasada poddania była zamierzona od poczštku przez Boga. Sšdzę, że w jakimœ stopniu taka zasada była rzeczywiœcie zamierzona od poczštku przez Boga. Wynika to moim zdaniem z prawdy o której pisze œw. Paweł: „… podobnie też mężczyzna nie został stworzony dla kobiety, lecz kobieta dla mężczyzny.” (1 Kor 11,9). To jest właœnie Boży ład i porzšdek rzeczy ustanowiony już przy samym stworzeniu człowieka. Z tego wynika, iż kobieta nie może działać w œwiecie samodzielnie, niezależnie od mężczyzny ale jej istnienie jest ukierunkowane na mężczyznę i jego dobro. To oznacza, że musi być ona być w jakimœ stopniu poddana mężczyŸnie gdyż inaczej mogłaby ona zaczšć działać wbrew mężczyŸnie a to z kolei oznaczałoby zakwestionowanie prawdy o tym, że kobieta została stworzona dla mężczyzny. Dlatego uważam, że zasada poddania jest jednak w jakimœ stopniu wpisana w naturę rodzaju ludzkiego już od samego poczštku.

 Re: Ef 5,22 a zasada równo?ci małżonków.
Autor: coyacamaquen (149.156.191.---)
Data:   2005-11-14 13:13

Przyznam szczerze, że nie miałam czasu, żeby przeczytać teksty Jana Pawła II, więc jeśli to, o czym napiszę, juz sie tam pojawiło, to przepraszam. Chciałabym zatrzymać sie na konkretnym tekście Pisma i jego interpretacji. Mam nadzieję, ze jest dla wszystkich jasne, że tekstu, który powstał w innej epoce, nie możemy oceniać przez pryzmat naszej, ale musimy poznac realia życia tamtych ludzi ich mentalność itp. To samo dotyczy Pisma Świetego. otóż w czasach, kiedy św. paweł pisał swoje listy, nie było mowy o czymś takim jak równość w miłości. Zawsze była strona dominująca i podprządkowana. Rodzic kocha dziecko a dziecko jest mu posłuszne. Bóg kocha ludzi, a ludzie wyrażają swoją miłość do Niego przez posłuszeństwo jego przykazaniom(por. listy św. jana). W tym kontekście jest oczywiste, że mąż KOCHA żonę, a ona jest mu POSŁUSZNA. Nie ma to nic wspólnego z naszym pojęciem dyskryminacji. To raczej coś w rodzaju gatunku literackiego lub stałej formy wypowiedzi. teraz jak chce się kogoś zniszczyc, to mówi się, ze jest antysemitą lub homofobem, bez względu na fakty. tak więc w tym tekście chodzi o to, że małżonkowie mają obdarzać się wzajemna miłością, tak jak Chrystus umiłował Kościół. Św. Paweł użył po prostu schematu myslowego obowiązującego w danym społeczeństwie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: