Autor: katarzyn (---.eranet.pl)
Data: 2007-05-24 11:23
Witaj w klubie. Nic nie pokazało mi tak prawdy o sobie, jak wychowywanie dzieci. Nikt nie uczy mnie tak pokory, jak własne dzieci. Byłam wspaniałą matką, do momentu urodzenia swoich dzieci. Biorąc pod uwagę, moje późne macierzyństwo, nosiłam w sobie fałszywy obraz siebie, jako matki bardzo długo. Widząc, błędy wychowawcze moich rodziców i znajomych, i po przeczytaniu wielu książek na temat wychowania, wiedziałam dokładnie jak sobie radzić z dziećmi.Odkrycie prawdy o sobie nastąpiło, kiedy mój pierworodny skończył rok i zaczął odkrywać swoje ja. Jego decyzje były w 90% sprzeczne z moimi, jego sposób egzekwownia swoich decyzji, jego upór powodowały moją zupełną bezradność. Nie wiedziałam, co robić. Co zrobiłam, było źle. Tak samo jak u Pani - "Przytłacza fakt ogromnej odpowiedzialnosci za moje dzeci. Widzę, że to, jak je wychowam, bedzie wazyło na tym, kim i jakie będą." Często po całym dniu starania się, by zachować spokój (bo przecież, nie wolno krzyczeć), nie wytrzymywałam nerwowo i kończyło się krzykiem, i ogromnymi wyrzutami sumienia. Teraz wiem, że to wszystko wynikało też z pychy, z chęci bycia wspaniałą matką, z przypisywania sobie nadmiernego wpływu na to, jakimi ludźmi będą nasze dzieci. Owszem, wychowanie jest ważne, ale nad tym wszystkim czuwa Pan Bóg. To On stworzył te dzieci i to On ma dla nich swój Boży plan. Stwierdziłam, że ta wielka rola, prawie 100% -owego wpływu wychowania na rozwój człowieka - jest mitem. Nasze poczucie odpowiedzialności za każde słowo, każdy gest są tak wielkim ciężarem, że nie jesteśmy w stanie tego unieść. To ten ciężar powoduje, że nie mamy już siły na cierpliwość, uśmiech, spokój. Przy drugim dziecku robiłam swoje, to co uważałam za słuszne. Dziecko się darło, a ja zachowywałam spokój, bo przestałam zwracać uwagę - jak to wpłynie na całe jego życie. Wiedziałam, że robię dobrze i to dziecko ma się dostosować. Efekt jest taki, że mój syn pierworodny, nad którym się trzęsłam i najważniejsze było jego szczęście - szczęśliwy raczej nie był. A drugi syn jest prawie zawsze szczęśliwy. Oczywiście, wcale nie przypisuję sobie za to winy lub zasługi - widzę przecież, że Bóg stworzył ich innych i ma dla każdego inny plan.
Do dzisiaj zdarza mi się stracić cierpliwość, ale wtedy proszę Boga, aby uchronił moje dzieci od konsekwencji moich błędów, głupoty, grzechów.
Pozdrawiam z modlitwą o cierpliwość.
P.S. Z moich doświadczeń, jako dziecka i jako matki, co zastosowałam z książek o wychowaniu, i co wynika z nauczania Jezusa: to nie dziecko jest okropne, ono się po prostu czasami źle zachowuje. Oddzielenie dziecka od czynu. To na złe zachowanie dziecka nie pozwalamy, nie odrzucamy dziecka. Nawet, w największym zdenerwowaniu nie wolno powiedzieć nic złego na dziecko, tylko na jego zachowanie. Dzieci to pamiętają. Stosuję to, bo pamiętam do dzisiaj mojej mamy złe słowa na mój temat, kiedy nie podobało się jej moje zachowanie. Podam jeszcze jeden przykład - moja znajoma miała w zwyczaju odpowiadać na niektóre stwierdzenia swego dziecka: "ale jesteś głupi". Wcale nie robiła tego w złości, ale nie zastanawiała się co mówi. Kiedyś usłyszała, jak jej syn mówi do znajomego: "a moja mama uważa, że jestem głupi". Znajoma przeżyła szok - nie zdawała sobie sprawy z tego co mówiła. Życzę powodzenia i radości w wychowywaniu dzieci. Proszę się nie załamywać swoimi niepowodzeniami, po prostu wychowywanie dzieci jest bardzo trudne, bo przy okazji wychowujemy się sami.
|
|