Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2008-08-11 09:52
Dziękowanie jest wyrażeniem wdzięczności za dobro, które otrzymałam. Wdzięczność nie tylko nie może być zła, nie może być nawet tylko prawem. Wdzięczność jest naszym obowiązkiem. To brak wdzięczności jest złem. Tego uczy nas Jezus. Np.
"Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: "Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami". Na ten widok rzekł do nich: "Idźcie pokażcie się kapłanowi". A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: "Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy nie znalazł się nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?" Do niego zaś rzekł: "Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła".
Łk 17, 12-19
Wprawdzie nasze podziękowanie nie jest potrzebne Bogu i jego brak nic w Bogu nie zmieni - ale chodzi tu o naszą postawę, zbyt często zapominamy, że wszystko co mamy, otrzymaliśmy od Boga. Wdzięczność jest często słabą stroną człowieka, zapominamy dziękować rodzicom, małżonkom, dzieciom - za to co otrzymaliśmy dobrego. Jest w nas częściej postawa: to mi się należy. Czasem przybiera perfidny wyraz: "nie prosiłam o to, dlaczego mam dziękować".
Jesteśmy słabymi ludźmi. Czasem pycha nie pozwala nam o tym pamiętać. Bóg jednak o tym wie. To tylko nasza pycha nam mówi, że jestem już tak doskonała, że nie muszę dostawać żadnego dobra, bo jestem gotowa tylko na cierpienie. A tylko Bóg wie, do czego jestem zdolna dzisiaj. To właśnie radość z dobra pozwala nam później przyjmować także to, co trudne. Chrześcijaństwo to życie w radości. Radość z cierpienia jest masochizmem, normalny człowiek nie chce cierpienia, popatrzmy na Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. To jest normalna reakcja: Oddal ode mnie ten kielich. Chrześcijanin jest normalnym człowiekiem, nie powinien pragnąć cierpienia. Ale jeśli już przyszło, może cieszyć się, że ma co ofiarować Bogu za swoje grzechu i za grzechy innych ludzi. Jeśli już przyszło, to znaczy że jest mi potrzebne, tak jak wcześniej potrzebne były duchowe pociechy. Jednak pierwotnie tylko to co DOBRE i PIĘKNE jest darem Boga. Cierpienie to efekt grzechu. Grzech nie jest darem Boga. Cierpienie jest złem, które dotknęło świat przez grzech. Jezus je dopiero uświęcił i może stać się dobrem tylko przez połączenie go z cierpieniem Jezusa. Cierpienie jest złem, i mamy obowiązek minimalizować je ile się tylko da. A przyjąć - jeśli się nie da go uniknąć. I dziękować, jeśli mnie zbliża do Boga, pozwala zrozumieć siebie lub innych. Samo cierpienie dla cierpienia nie ma żadnej wartości i dziękowanie za nie Bogu jest po prostu niestosowne, bo cierpienie nie pochodzi od Boga. Jeszcze raz: dopiero po grzechu Bóg niejako wykorzystuje także cierpienie dla dobra człowieka, i dziękujemy za to, co dobrego w nas przez to się stało. Rozumiesz? To dlatego ważniejsze, by dziękować za dobro, bo wszystko, co Bóg stworzył, było dobre.
Nie wiem, czy wystarczająco jasno to ujęłam. Dziękowanie za ból, który nas przemienia, jest rzeczą wtórną (i dziękujemy za przemianę, a nie za ból, Jezus nie dziękował za cierpienie, tylko się na nie ZGODZIŁ). Pierwotną - jest dziękowanie za dobro. W przyszłości będziemy otrzymywać na wieki już tylko dobro. Czyż nie będziemy musieli/mogli wtedy dziękować?
Warto to w sobie dobrze ustawić, bo możemy dojść do absurdu: skoro cierpienie jest dobrem, to krzywdy wyrządzone przez nas stają się dobre, bo pomagają się komuś uświęcać i zwiększają nagrodę w niebie. Dorota, to nie jest do ciebie, to tylko pokazanie skrajności. Aż tak źle chyba nie będzie, ale przecież już niektórzy uważają, że cierpiącemu nie trzeba pomagać, bo widać w poprzednim wcieleniu sobie na to cierpienie zasłużył. Oczywiście to nie jest nasza wiara. My mamy przypowieść o dobrym Samarytaninie. Mamy Jezusa, który leczył także ludzkie ciała.
Czy najbardziej utrudzeni są najbardziej kochani przez Boga? Nie wiem. Można być bardzo utrudzonym własnymi grzechami. Myślę, że raczej najbardziej kochani przez Boga są ci, którzy cierpią niewinnie, i potrafią to wykorzystać, by krzyż Jezusa był lżejszy. "Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Piękne jest też stwierdzenie, że Bóg jest zawsze po stronie krzywdzonego. Ale niewątpliwie większość świętych miała "swoje" wielkie fizyczne cierpienie, zapewne Bóg wiedział, że kochają wystarczająco mocno, i w cierpieniu nie tylko nie stracą wiary, ale się bardziej uświęcą.
Bóg najlepiej wie, co nam potrzeba dzisiaj. Najlepiej wie, na ile nas stać. Jeśli daje nam dobro, dziękujmy za dobro. Jeśli dopuszcza ból - dziękujmy nie za ból i cierpienie, ale za to co nas dobrego dzięki temu z rąk Boga spotyka, za to czego się uczymy i za to, że możemy ten ból ofiarować Bogu. Za ból i za cierpienie natomiast Bogu "należy się" nie "dziękuję", ale "przepraszam". Jak za wszystko, co jest skutkiem grzechu i dotyka także ludzi niewinnych.
|
|