Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2009-04-23 12:51
Anno, nie złość się proszę na mnie, że piszę jakby niepotrzebnie (bo na pewno nie - nie na temat). Ale w sekcji "zanim zapytasz..." jest informacja, że odpowiedzi są nie tylko dla pytającego, ale dla wszystkich czytających. Ten post jest bardzo ważny dla wszystkich młodych, kochających się ludzi, którzy jak wielu wokół, zamieszkują razem bez ślubu. Że sprawa Anny jest bardzo skomplikowana i bardzo dla niej bolesna - nikt nie ma wątpliwości. Ale tak to jest, jak się wszystko zaczyna z innej strony. Nie po Bożemu. Zawsze się nam wydaje, że nasza miłość jest największa na świecie, i nie potrzebuje papierów ani błogosławieństw. Gdyby najpierw był załatwiany ślub kościelny - te sprawy by wyszły i byly wyjaśnione wcześniej. Decyzja byłaby prostsza - jeśli trzeba odejść to odejść albo decyduję się żyć bez Boga i ponosić konsekwencje. A może tamten ślub nie przekreśla sakramentalnego. Teraz, gdy jest cywilny, gdy jest dziecko, gdy nagle pryska zaufanie do kochanego człowieka - wszystko staje się niezwykle trudne obiektywnie, trudne psychicznie i świat się wali. Najczęściej powtarzanym powodem wspólnego zamieszkania przed ślubem kościelnym jest zdanie: żeby się lepiej poznać, wiedzieć z kim się idzie do ołtarza. Ten post jest najlepszym dowodem jakie to złudne, to "lepsze poznanie się". Półtora czy więcej lat znajomości, poznawania się dzień i noc pod jednym dachem. No i co? Ile warte to poznawanie, kiedy się nie wie tak podstawowych spraw o kochanym człowieku? Wiesz jaki jest w łóżku i czy rozrzuca brudne skarpetki po podłodze. I to jest w miłości najważniejsze? Ot, zapomniał o takim drobiazgu, jak małżeństwo. Nie było czasu pogadać. A prawda taka, że się o małżeństwie pomyślało dwa lata za późno. Wcześniej by aż tak nie bolało i aż tak nie zachwiało życiem. Nie byłoby dziecka, decyzja byłaby może łatwiejsza. Nim zamieszkacie z kimś bez ślubu, przypomnijcie sobie ten post.
Anno, zaczęłaś życie od końca, no ale teraz już tego nie zmienisz. Teraz trzeba szukać rozwiązań na dziś, a nie na wczoraj. Nie wiem czym w praktyce (w teorii to jasne) różni się unieważnienie cywilnego małżeństwa od rozwodu, czy skutki są te same i jak bardzo się różni procedura, a więc co jest dłuższe, trudniejsze, bardziej boli i więcej kosztuje.
Zwracam na to uwagę dlatego, że po pierwsze, cokolwiek zrobisz - nigdy nie odetniesz się od tego człowieka całkowicie, bo jest ojcem twojego dziecka. Związałaś się z nim na zawsze bez względu na to co się wydarzy, ponieważ w przyszłości twój syn będzie miał prawo ojca poznać i utrzymywać kontakty. Takie też ludzkie prawo ma teraz ojciec dziecka. Błędy, grzechy - no pewnie, że to boli. Ale oboje zaczęliście od grzechu i błędów, więc trudno teraz nagle całą winę zrzucać na niego. Jasne, że zaufanie szlak trafił. No ale nie chcieliście oprzeć wszystkiego na Bogu, więc zdziwienie nie powinno być aż tak wielkie.
Po drugie, od strony Kościoła i Boga - cokolwiek z tym ślubem cywilnym zrobisz (rozwód czy unieważnienie) to nic nie zmieni w waszej sytuacji: to co było to i tak było trwanie w grzechu, i nadal jest. Dopóki nie weźmiecie ślubu kościelnego lub nie rozstaniecie się, nadal nie możecie uzyskać rozgrzeszenia. Stąd decyzja czy rozwód czy co innego ma praktyczne znaczenie o tyle, o ile praktyczne skutki są zasadniczo inne, a na to pytanie trzeba już prawnika.
To dlatego, że pytasz o zmianę cywilnego statusu. Natomiast dla mnie ważniejsze i pierwsze pytanie powinno być inne. Czy ty potrafisz mu to wybaczyć i czy nadal chcesz z nim być. Czyli pytanie o miłość. W tym momencie uczucia przeszkadzają ocenić jak jest. Uczucie zawodu, bólu, złości. Każdy tak by się czuł. Masz prawo do takich i dużo gorszych uczuć. To co on zrobił jest świństwem. Ty teraz musisz podjąć NOWĄ decyzję. Zupełnie nową. Czy chcesz z nim nadal być teraz, już znając sytuację. Popatrz na niego jeszcze raz, na to kim jest, na ile możesz na nim polegać. Tu bardzo ważne na ile on teraz się przed tobą otwiera. Czy znasz jego problemy małżeńskie z poprzednią żoną, czy nadal coś ukrywa. Jeśli nie potrafisz wybaczyć, zaufać po raz drugi, to zniszczysz życie i sobie i jemu. Jeśli do końca życia będziesz mu to wypominać, szantażować tym, ośmieszać przed dzieckiem - to lepiej się rozstać. Ale pamiętaj, że ojcem dziecka zostanie na zawsze.
Jeśli uznasz, że go kochasz na tyle mocno, to szukaj rozwiązania. Najpierw co z tym poprzednim małżeństwem. Jakie to wyznanie, jak podchodzą do ślubu, czy twój mąż był innowiercą, do jakiego Kościoła należy teraz. Potem rozmowa z twoim katolickim proboszczem. Jak nasz Kościół na to patrzy, na ich ślub czy ich rozwód. Ale już trzeba iść ze znajomością tamtych konkretów. Dalej - jakie mąż ma zobowiązania wobec poprzedniej żony (dzieci? ciężka choroba żony wymagająca pomocy? ucieczka od jakiegoś problemu? - to dla ciebie też ważne sygnały gdybyś chciała z nim pozostać, dowiesz się jaki jest). Sytuację komplikuje to, że już macie dziecko, więc gdyby z tamtego małżeństwa dziecko także miał, nie byłaby prosta decyzja. Dopiero jak wszystko będziesz już wiedzieć, przemyśl ostatecznie swoją decyzję. Najważniejsze - czy da się żyć w zgodzie z Bogiem. Bez Boga już żyliście i wiesz, jak to wygląda. Nie pakuj się w takie dalsze życie, tym bardziej, że mąż nie okazał się wart nawet zwykłego ludzkiego zaufania. Jeśli jednak nie byłoby formalnej przeszkody do ślubu sakramentalnego, jeśli poprzednie małżeństwo jest bardziej cywilne niż kościelne, jeśli nie ma zbyt wielkiej krzywdy, a ty potrafisz przebaczyć, no to warto jednak o ślubie pomyśleć. Zacząć wszystko od początku. Z Bogiem.
Jeśli jednak nie czujesz się teraz na siłach, to odłóż ostateczną decyzję na lepszy czas. Jak się wszystko w tobie uspokoi. Może być tak, że teraz będziesz widzieć tylko jego wady.
|
|