Autor: ag (---.centertel.pl)
Data: 2009-05-31 20:40
cześć Michale
Zniszczenie iluzji zwłaszcza tej religijnej wieży Babel może być bardzo bolesne, jeśli przypisało się własnej budowli autorstwo Boże, bo wtedy gdy ona runie, zdaje się, że sam Bóg się odwrócił od swego dzieła.
Kiedyś przeszła mi przez głowę taka myśl o zranieniu przez Boga (Pan zranił Pan sam uleczy): czemu jęczysz, że Cię tak załatwił - popatrz jak potraktował własnego Syna. Ścięło mnie z nóg to wezwanie do naśladowania takiego synostwa przez wzgląd na ludzi, a nie mnie i moje życie.
Myślisz, że z otwartymi ranami na Krzyżu Jezus nie czuł się zraniony? Kim jesteś człowieku, że uznajesz, że bez życie bez rany jest życiem najlepszym z możliwych? Czy to jest to pytanie o Twoje chrześcijaństwo, które odrzucasz odrzucając Krzyż? Bo to robisz, gdy buntujesz się na ranę, która krwawi, zapominając, że Ten Którego chcesz naśladować ma ciągle otwarte rany, On nawet nie ma ich nie zabliźnionych. Krzyż nie jest tym co sobie preparujesz w imię własnej religijności.
Michale, piękne to co piszesz o tej fascynacji. Piszesz z goryczą rozczarowania samym sobą, a takie rozczarowanie boli najbardziej. Wybaczyć sobie nie jest łatwo. Miłosierdzie jest kluczem Ewangelii. Jeśli to była rana jest zadana własnemu ego to jest ona błogosławieństwem dla Ciebie. Przeczuwasz to pewnie, ale może boisz się Prawdy? W tej fascynacji byłeś cały, i byłeś autentyczny. Boisz się tej swojej siły i jednocześnie za nią tęsknisz. Tęsknota za Absolutem jest w nas wpisana. Jednak życie w Prawdzie jest uznawaniem, że to napięcie w nas nie może być zrealizowane do końca na ziemi.
Piszesz o poczuciu krzywdy:
- czy Józef nie miał prawa po ludzku całe życie żyć jako skrzywdzony/zdradzony przez Tą, którą tak umiłował, a do tego w Boże imię - czy to nie powód wystarczający do ubliżania Mu, Jego planom, Jego pomysłom, czy nawet wiary Maryi? Nieraz zastanawiałabym się czy mogę Jej zaufać mimo wszystko - mimo tego dziecka nie mojego, które bawi się w pokoju obok.
- czy uczniowie, którzy poszli za Panem oddawszy wszystko, zaryzykowali reputację, zawód, posiadanie domu nie mieli prawa zamknąć się w Wieczerniku jako oszukani, skrzywdzeni przez tego, który ich no. oszukał chyba i zwiódł na manowce, nie? I co On myśli, że tak sobie teraz stanie pośrodku a oni zatańczą jak im zagra? Jezus nie zajmował się leczeniem ich z poczucia krzywdy gdy przyszedł - przyniósł im pokój i od razu ich posłał z misją dając Ducha Świętego.
Wstrzymywałabym Go - zaraz zaraz, jak możemy iść do ludzi nieść dobrą nowinę, jeśli sami jesteśmy chorzy, przeżyliśmy wstrząs, a Ty jakby nigdy nic masz gdzieś nasz kryzys?
- czy Piotr usłyszawszy w zamian za swoje pełne zaangażowanie w misję Jezusa, swoją bezgraniczną miłość i oddanie Mistrzowi "idź precz szatanie" nie miał po ludzku prawa całe życie nieść zranienia bezpośrednio i w twarz od Tego, którego umiłował? Do tego dźwigał pamięć o swojej słabości - ewidentnym i publicznym zaparciu się Go. Czy to mu przeszkodziło być Skałą i głową Kościoła?
- czy Maryja stojąc pod Krzyżem po ludzku nie pisnęła nawet słowem, że oto czuje się kompletnie oszukana i że zmarnowała swoje najlepsze lata na mrzonki o wybraniu i boskości Jezusa? Ja bym nie przestawała jęczeć i zawodzić w tym temacie zapewne.
Michale, piszesz też o problemach psychicznych. Zauważ, że one nie mają źródła w religijności, one już w Tobie były, i to te problemy właśnie stały się źródłem takiego a nie innego przeżywania swojej religijności, i ten sposób przeżywania je oczywiście pogłębiał.
Odruch zwalania na religię problemów psychicznych jest hm jedną z łatwiejszych metod poradzenia sobie z dysonansem, niwelowania kosztów emocjonalnych, ale proponuję poukładanie sobie nieco sfer - to że duchowa i psychiczna się przenikają i na siebie wpływają nie oznacza, że to Bóg jest sprawcą choroby psychicznej i że pójście za Nim jest skazane na chorobę właśnie.
Masz obawy i słuszne, że wrócisz do starego sposobu myślenia i przeżywania swojej relacji z Panem Bogiem, bo znasz swój sposób funkcjonowania. Nie jest to jednak takie pewne :) Niektóre struktury i sposoby myślenia już przecież odrzuciłeś, do nich nie wrócisz, bo nie chcesz do nich wracać, zostały zgliszcza, ale przyszedł czas by budować, tym razem na Skale. Przeszedłeś już pewną drogę burzenia, a będąc z daleka dotknąłeś życia bez Niego i wiesz, że nie jest to droga, którą chciałbyś iść.
Znajdź dobrego kapłana, spowiednika. Nie pozwoli Ci odpłynąć w pseudo radykalizm. Piękne to co piszesz, jesteś na samiutkim początku drogi po wielkiej burzy, nie widzisz tego, że teraz ta ziemia jest przygotowana pod to by Pan mógł w niej działać cuda? Właśnie teraz, kiedy NIE WIESZ NIC. Pustynia, pozwól ją nawadniać, wpuść Ducha w tę niemoc, to jest wiara dopiero, to jest zaufanie i zawierzenie, że chciał Cię poprowadzić przez takie spustoszenie, by życie mogło się w Tobie objawić. Jezus prosi "uświęć ich w prawdzie".
Michale, czytam Twojego posta i odbieram go jako opowieść o wielkich rzeczach, jakie Pan w Tobie dokonał i chce dokonywać, jeśli Mu pozwolisz.
Duch Święty wszystkiego nas nauczy. Pokaże co masz i jak robić, poprowadzi, będzie otwierał oczy, uzdrawiał rany, przemieniał serce.
Zamknąłeś się jakby obrażony tym, że Pan nie zadziałał w Twoim życiu tak jak oczekiwałeś być może. Tego umowa nie przewidywała, że będzie dno, nerwica, że doprowadzisz się do destrukcji prawie przez -jak to nazywasz- fanatyzm.
Jak bym raczej powiedziała, że Pan pozwolił Ci błądzić, że dał dotknąć tej fałszywej ciemnej strony, byś wiedział gdzie Go nie ma, byś rozpoznał wreszcie, że to On jest Panem Twego życia, że nie możesz żyć życiem duchowym według swojego własnego widzimisię nawet najmądrzejszego i najświętszego, bo po prostu nie będzie to Twoja droga, bo rozminiesz się z Duchem Świętym próbując narzucić Panu Bogu jaka powinna być Jego wola w stosunku do Ciebie, Twojego życia i postępowania też w życiu religijnym.
Hm w ciągu pięciu minut i przy piwie wskazówki jak najbardziej możesz otrzymać - czasem od Pana Boga przez kumpla, ale jeśli zależy Ci na odkrywaniu Jego dróg to nie nastawiaj się na "ryż błyskawiczny w torebkach", ale na przygodę całego życia,
na cierpliwe odkrywanie na modlitwie dzień po dniu własnej słabości i MOCY, która się w słabości doskonali. To nie slogan. To najgłębsza prawda wynikająca z głupstwa głoszenia Krzyża Chrystusowego, która hm Ciebie zgorszyła.
Wtedy działałeś swoją mocą i według swojej woli, dlatego jesteś owieczką poranioną - nie dlatego, że poszedłeś za Nim. Potrzeba Ci zaufać, ale odkryć, że obawa nie jest obawą przed Nim, ale przed Jego obrazem w Tobie i tym co błędnie uznajesz za Jego oczekiwaniami względem Ciebie. Potrzeba pójść wreszcie prawdziwie i tylko za Nim, słuchając Jego.
Nie wiem, czy przestraszyłeś się tej słabości jaka jest elementem człowieczeństwa każdego z nas, nie wiem, czy uciekasz od niej zapominając, że istnieje i próbując żyć jakby jej nie było. Możesz owszem, ale nie uciekniesz od tego co jest podstawą człowieczeństwa, nie uciekniesz od bólu, pytanie o człowieka jest pytaniem o Chrystusa, bez którego go nie zrozumiesz.
To jest wybór wiary - czasem to poczucie, że taki wybór prowadzi obłędu, bo Pan prowadzi inaczej niż nam się wydaje i co innego daje nam wzrost niż byśmy myśleli. Trzeba nam to przetrzymać ufając, że On poprowadzi przez to Morze Czerwone. Zapewniam Cię - życie z Chrystusem nie ma nic a nic z nudy i szarego życia, przeciwnie - to życie bez Niego jest nudną telenowelą.
Michał, to kolejny etap wiary, to zaproszenie do kroku głębszego, do wypłynięcia na głębię bez zabezpieczeń w postaci wyobrażeń i wiedzy o tym, jak ma wyglądać ta głębia i to nowe życie z Nim. Skok w ciemno. Tylko Kościół i życie sakramentalne da Ci pewność, że nie skaczesz bez spadochronu.
|
|