Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2010-07-28 10:31
U zarania chrześcijaństwa spotkało się ono z gnozą. Gnoza to taki prąd religijno-umysłowy, który zakłada dualizm świata, istnienie wiedzy tajemnej, której opanowanie dostępne jest wybranej grupie ludzi. Istotą gnozy było subiektywne, bezpośrednie doświadczenie "odkrycia i poznania Boga w sobie", w swoim wnętrzu. Na drodze duchowych ćwiczeń, medytacji, kontemplacji tajnych pism, ćwiczeniom z pogranicza wiedzy tajemnej i magii możliwe było (wedle ich mniemania) samozbawienie się człowieka, poznanie Boga, wręcz przebóstwienie człowieka. Nieważne były losy Izraela kierowane ręką Pana a opisane w Starym Testamencie, proroctwa mesjanistyczne, inkarnacja Boga w Jezusie Mesjaszu, Jego życie i nauki, śmierć męczeńska oraz perspektywa odkupicielska i parakletyczna powstała w perspektywie Zmartwychwstania. Ważna była wewnętrzna podróż dostępna tylko niektórym.
Drogi katolicko-ortodoksyjnego (proszę nie utożsamiać tych pojęć z dzisiejszym rozumieniem tych słów, mam na myśli chrześcijaństwo, które zdeklarowało się po stronie powszechności a nie elitarności oraz poparło prawowierne rozumienie Słowa Objawionego) chrześcijaństwa i jego gnostyckiego nurty rozeszły się gdzieś na przełomie III i IV wieku. Ale czkawka gnostycka odbija się cały czas. Cały czas istnieje w chrześcijaństwie pokusa "samoprzebóstwienia" dzięki podróży wgłąb samego siebie.
Postulat poznawania samego siebie jest ciągle aktualny ale nie jest "imperatywem kategorycznym". Nie może być celem samym w sobie, w oderwaniu od tego co nas otacza, bez relacji z innymi.
Filozofie idące drogą samopoznania (przede wszystkim buddyzm) głoszą to co głoszą. Są pewną propozycją.
Nasza, chrześcijańska propozycja jest inna choć mamy wiele miejsc wspólnych.
My chrześcijanie idziemy ku Bogu po śladach Jezusa Pana a nasze samopoznanie jest tylko jednym, wcale nie najważniejszym środkiem pomocniczym.
Oni idą ku nirvanie kierując się przede wszystkim przykazaniom Przebudonego, który nakazują samozbawienie.
My chrześcijanie wierzymy, że Jezus narodził się, żył, cierpiał i zmartwychwstał dla naszego zbawienia, z miłości dla nas. I wiarę tę wyrażamy w ramach wspólnoty, zwanej Kościołem, łączącej wszystkich tych wiarę tę podzielających.
Oni praktykują doskonałość wewnętrzną, odcinając się stopniowo od świata będącego dla nich źródłem cierpienia. Chcą w ten sposób dojść do stanu, w którym cierpienie to całkowicie ustanie.
Wybór należy do Pana, w końcu ma Pan wolną wolę, dar rozpoznawania dobra i zła, sumienie i rozum.
Poza tym nie radziłbym bawić się w auto-psychoterapię bez opieki specjalisty. To co Pan opisuje to jest de facto samoleczenie swoich chorób psychicznych (trzeba rzeczy nazwać po imieniu: takimi są natręctwa, myśli samobójcze "i tym podobne") i nie należy leczyć ich samemu ale pod opieką specjalisty (który ma stosowny dyplom i zna metody lecznicze). Czy jeśli Pana boli ząb to będzie go leczył sam? Albo złamanie kości? Nerwica natręctw jest chorobą (tak jak złamanie kości), wpisaną do światowego rejestru chorób WHO (symbol F 42.0) i istnieją określone, zaakceptowane metody jej leczenia. Kto postawił Panu diagnozę odnośnie Pana stanu psychicznego? Pan sam? Czy ma Pan stosowną wiedzę w tym zakresie udokumentowaną dyplomem?
Choroby leczy medycyna, religia jest od czegoś zupełnie innego i medycyny zastąpić nie może. Może pomóc, jeśli właściwe do tego podejdziemy ale może też zaszkodzić jeśli potraktujemy ją jako praktykę magiczną.
|
|