Autor: M. (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2012-01-15 00:02
"Byłem dziś na naleśnikach w kawiarni z jedną dziewczyną. Było miło, ale... No właśnie. Rozmowa nie za bardzo nam się układała. Im dłużej z nią tam byłem, tym bardziej czułem, że ona nie jest dla mnie (ani ja dla niej). Ale jeszcze zobaczymy. Spotkam się z nią jeszcze kilka razy, może coś się zadzieje. W przyszłym tygodniu idę na pizzę z inną". (Michał, 25 lat)
"Przecież na tym polega szukanie partnerki, to wręcz wskazane mieć wiele koleżanek żeby później móc dokonać wyboru" (milka)
Zacznę może od odpowiedzi na posta milki - tak milko, pod warunkiem, że dziewczyny też z gatunku tych nowoczesnych, szukających - czyli dziś na spacer z Krzyśkiem, jutro na pizzę z Marcinem, a za tydzień do kina z Andrzejem. Są jednak na tym świecie wciąż dziewczyny nieśmiałe, nie mające dużego kontaktu z mężczyznami, dla której to kilkukrotne miłe spotkanie będzie nadzieją na coś więcej.
Takie uczciwe szukanie moim zdaniem wyglądałoby tak - Michał w grupie chłopaków + grupa dziewczyn i testowanie się wzajemne do woli - na pielgrzymce, w duszpasterstwie, na wspólnych wyjazdach, itd. - generalnie im bardziej ekstremalne okoliczności tym lepiej. Dopiero później z wybraną dziewczyną na spacer i do kina.
Do posta Michała podchodzę może (zbyt) emocjonalnie, ponieważ w wieku dwudziestu lat sama byłam podobnie "testowana", kompletnie o tym nie wiedząc. Wydawało mi się, że spotykanie się to wyraz wzajemnego zakochania - były spotkania na mieście, w moim domu - przedstawiłam "chłopaka" rodzicom, pierwsze niewinne pocałunki, itd. Po kilku miesiącach po prostu nie przyszedł na umówione spotkanie, zero kontaktu, od jego mamy (do której dzwoniłam przestraszona, że stało się coś złego) dowiedziałam się, że wszystko w najlepszym porządku. Po kolejnych dwóch miesiącach wyjaśnił łaskawie, że spotykał się jednocześnie z kilkoma dziewczynami, żeby wybrać tę najlepszą. Odpadłam w tym wyścigu. Cóż z tego, że byłam wystarczająco pobożna, umiejąca gotować, dbająca o porządek i gospodarna, skoro byłam za gruba (dziwne, bo byłam i jestem szczupła) oraz pomimo posiadanego prawa jazdy bałam się prowadzić samochód. Nie muszę chyba pisać ile mnie to upokorzenia kosztowało - zwłaszcza głupio mi było przed rodzicami, którym nie mogłam powiedzieć prawdy. Skutecznie też zablokowało mnie to na kilka kolejnych lat na inne związki. Teraz po latach wiem, że z dziewczyną, którą wtedy wybrał (zwodząc inne), nie stworzył szczęśliwej rodziny. Nie doczekali się dzieci, niedawno rozwiedli. Podobno teraz jest sam.
|
|