logo
Sobota, 11 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: PeterPan (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2012-03-08 01:41

Nie jest tak, że nie wierzę w Boga, bo wierzę. Przez długi czas starałem się nawet rozwijać swoją wiarę przez sakramenty, modlitwę i przez próby przemiany również w sferze "życiowej". Szło mi to z wielką trudnością i nie widziałem praktycznie żadnych efektów, a jeśli jakieś widziałem, po jakimś czasie okazywało się, że nie było to nic trwałego. Z biegiem czasu moje starania były coraz słabsze, chociaż nie powiem, że mnie to satysfakcjonowało. Nadal próbowałem na tyle na ile mogłem pracować nad relacją z Bogiem i relacją do samego siebie, i też, co było dla mnie zawsze dużym problemem, relacjami z innymi ludźmi.
W każdym razie w końcu zniechęciłem się zupełnie. Uznałem, że nie warto się starać, bo nic z tego nie wyjdzie, co więcej jest coraz gorzej. Obecnie uważam swoją sytuację za beznadziejną. Od jakiegoś czasu świadomie rozstałem się z Panem Bogiem. Owszem, czasem się modlę, bo prawda jest taka, że nie chcę się rozstawać, ale zrezygnowałem z życia sakramentalnego. Nie chodzę do spowiedzi, bo przestałem spełniać warunki spowiedzi. Nie wierzę abym o własnych siłach był w stanie to zmienić i nie wierzę (chociaż boję się to powiedzieć aż tak mocno), aby Bóg zechciał mi pomóc (albo inaczej mówiąc, że nie wierzę, iż jestem w stanie Go do tego dopuścić). Wiem, że zmiana wszystkiego lub wytrwanie w stanie, w którym jestem, będzie wymagała wiele wysiłku, a czuję że mnie na niego nie stać, a nawet buntuję się przeciwko temu, bo nie potrafię zaakceptować tego, że tyle wysiłku wymaga ode mnie robienie wielu rzeczy, które są naturalne dla większości ludzi. Czuję się jakby ktoś wrzucił mnie wbrew mojej woli gdzieś, gdzie nie chcę być, obładował mnie ciężarami, których nie jestem w stanie nieść i wymaga ode mnie, abym je niósł i dziękował za to, że jestem, gdzie nie chcę być i robił to, czego nie chcę robić.
Nie wiem jak to zmienić. Nie wiem jak uwierzyć w to, że da to się zmienić. I gdybym w to uwierzył, i wiedział jak, to nie wiem skąd zdobyć chęć, aby to zrealizować.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Andrzej2 (194.39.141.---)
Data:   2012-03-08 09:05

Trochę chaos. Piszesz ogólnikami. Jeśli tak wygląda Twoje życie duchowe, chyba najbardziej brakuje rozmowy z osobą, którą obdarzysz zaufaniem (kapłan? ojciec zakonny?), gdzie nie będziesz budował makijażu, że "u mnie wszystko ok", tylko po prostu szczerze powiesz co i jak. Bez pudru.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: 40-stka (---.centertel.pl)
Data:   2012-03-08 10:04

Może to właśnie o Tobie: www.beczka.krakow.dominikanie.pl/pliki/nagrania/2012.Ewangelia.dla.potluczonych/Potluczeni.sroda.konferencja.mp3

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: milena (---.ip.netia.com.pl)
Data:   2012-03-08 10:30

Właśnie miałam polecić dokładnie te same rekolekcje. :) Jak dwie osoby mówią Ci "posłuchaj", to posłuchaj. :) Polecam całe rekolekcje od początku. Myślę, że to bardzo ważne, by przeżyć je od początku do końca, bo kolejny dzień rekolekcji stanowi uzupełnienie poprzedniego dnia.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Ada (---.136.stacja-net.pl)
Data:   2012-03-08 12:29

To normalne. Też czasem tak mam. Rozumiem Cię całym sercem. Też czasem doświadczam takiej niepewności, bezradności, załamania. Wiara w Boga jest łaską, a silna wola w tym jeszcze większą. To wspaniałe, że walczyłeś ze swoim lenistwem, że starłeś się w miarę swoich możliwości mieć relację z Bogiem. Nie poddawaj się. Wróć do tego. Nie rezygnuj z sakramentów. Tym bardziej, jak mówisz, że czasem miałeś z tego satysfakcję. Czy teraz jakąkolwiek masz? Bóg doceni Twoje starania, znacznie bardziej, niż tego, któremu przychodzi to gładko. Wcale nie gniewa się jak upadasz. Tylko musisz się z tych upadków podnosić. Walczyć ze sobą tak jak do tej pory. Wiem, że wszystko co trudne bardzo szybko zniechęca, ale pozwól dopuścić do swojego serca myśl, że cały ten Twój trud będzie kiedyś doceniony. Nie pytaj kiedy. Wierz w to. Po prostu.
Moje relację z ludźmi też są trudne. Moja spowiedź też jest trudna, wiele mnie kosztuje nerwów, stresu. Ale jednak nie poddaję się i nigdy się nie poddam, bo wiem, że muszę ufać Panu. Wiem, że bez Boga tak czy siak moje życie nie będzie miało sensu. Choć tak trudno przychodzi mi nasza wiara, bo wolę mam bardzo słabą, to zakodowałam sobie w sercu, że bez Boga ani rusz.
Dobrze, że masz chęci by odszukać w sobie Boga. Pytasz jak to zrobić. Może najpierw zacznij od spowiedzi. Takiej szczerej, prosto z serca, właśnie tej trudnej. Wiem, że ciężko będzie Ci się do tego przełamać, ale to najważniejszy początek. A dalej musisz już sam wybierać. Mogę Ci tylko podpowiedzieć, żebyś spróbował Mszy uzdrowieniowej, żebyś może zapisał się do jakiejś wspólnoty katolickiej. Może rekolekcje. Może masz znajomych, którzy są bliżej Boga niż Ty, może trzeba z nimi porozmawiać. Może trzeba się rozejrzeć, Bóg jest wszędzie. Pozdrawiam. :)

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Karolina (---.biznes.mm.pl)
Data:   2012-03-08 17:43

Też w tym momencie wydaje mi się, że nie czuję Boga, nie ma Go w moim życiu. Nie wiem dlaczego tak jest, w końcu wyspowiadałam się ze wszystkich grzechów, przyjmuję codziennie Eucharystię. A jednak Bóg gdzieś zniknął. I też mi ciężko, ale wiem że to minie. A być może dlatego Bóg do tego dopuścił, bo jest w tym jakiś cel.
Wiara to nie jest droga z górki, spacer ciepłym, bezpiecznym brzegiem, ale ciężki kawałek chleba. Naprawdę trzeba mieć mocny kręgosłup, żeby wierzyć, i to tak naprawdę wierzyć.
Proponuję iść do spowiedzi, zmieniać życie drobnymi kroczkami, powoli. Nie zaczynaj od wielkich przedsięwzięć, skup się na małych. Jeśli w swoim życiu na stałe umieścisz Boga, nawet nie zauważysz, kiedy te zmiany przyszły, a jest możliwość, że przyjdą same.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Michał (---.range109-158.btcentralplus.com)
Data:   2012-03-08 22:13

Nareszcie jakiś normalny wpis. Wszystko jest ok. W najlepszym porządku. Tak ma być. Czy już jesteś na dnie? Czy dalej spadasz? Jeśli nie znajdziesz się na dnie, nie będziesz miał się jak odbić. Tylko ten kto się utopił i jest na dnie, ma się od czego odbić. Jeśli ciągle jeszcze walczysz, to musimy poczekać, aż się utopisz. To proste, Bóg nie może Ci pomóc tak długo, jak długo Ty sam walczysz. Dopiero jak utoniesz i już nic nie można zrobić, Bóg ma pole do działania. Sorry, ale pałeczka nie leży po stronie Boga, tylko po Twojej. Osobiście utonięty jestem, już od dawna. Czasem, jak mi się wydaje, że nie, to proszę Boga, by mi o tym przypomniał, tak dobitnie, od serca. Bo to głupie, żeby truposz, taki zdechnięty i trochę już śmierdzący, udawał, że żyje, no nie? Sam powiedz. A jak jest z Tobą? Żyjesz, czy już cuchniesz? Bo wiesz, Pan Jezus nie był w stanie wskrzesić Łazarza, póki ten nie cuchnął. To się starannie obwąchaj. I daj znać, jak Ci idzie. Cały dowcip polega na tym, że po dokonaniu własnej obdukcji i stwierdzeniu, żeś denat, możesz tylko na wskrzeszenie liczyć, no chyba, że cały czas próbujesz się sam reanimować. A to powodzenia życzę. Ale to męczące jest, nie? Wg mnie im szybciej zdechniesz tym lepiej. Mówię Ci, wiem co mówię. Potem chodzą takie zombi po ulicach. O popatrz: tu zombi, tam zombi, same zombi. One udają, że żyją, a to już dawno zdechnięte i co tu udawać? Nie lepiej od razu się przedstawiać: trup jestem? Jedna moja znajoma po 50-tce zoperowała się plastycznie i dziecko sobie sprawiła i publicznie obwieściła: "Ja teraz to dopiero zaczynam życie! Wszystko przede mną." Pomyłka, no chyba, że jako mrówa, albo glizda. Ale to w innej wierze. A Ty w jakiej? Bo są jeszcze tacy, co uprawiają tzw. autokatolicyzm: "Katolik jestem, katolicyzm to jest to, w co JA wierzę." Może tak, a może nie, któż to wie? Proponuje uwierzyć Jezusowi. (On jest Zmartwychwstaniem i życiem. Ale wpierw trzeba umrzeć, jak ziarno.)

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2012-03-09 09:44

Jesteś już na dobrej drodze. Jeśli nie wierzysz, niech to jest punktem wyjścia do tego, byś wreszcie z całego serca poprosił Pana Jezusa: Jezu, ratuj, bo ginę! (por. Mt 8, 23-27). Może zamów takie hasło na bilbordzie, podobne do tego z bilbordów Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę?
Sam nie dasz sobie rady. To tak, jakby kierowca chciał jechać na pierwszym biegu. Jesteś takim kierowcą, który chce wszystko robić sam. Tymczasem trzeba włączyć trzeci bieg, by pojechać motocyklem. W życiu duchowym ten trzeci bieg to: Wiara, Nadzieja i Miłość. Inaczej po prostu zginiesz. Zły duch ściągnie cię do piekła. Módl się przed Najświętszym Sakramentem o ratunek dla siebie.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: yeah (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-03-09 10:13

Przestań usilnie "starać" się, a pozwól Bogu działać. Tylko tyle i aż tyle.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Iness (---.dip.t-dialin.net)
Data:   2012-03-09 14:12

Masz zupełną racje, że SAM nie dasz rady, że SAMEMU to się na pewno nie uda. Tu trza mocy, a te daje Duch Święty. Bez Niego nawet nie jesteśmy w stanie wyznać: "PANEM JEST JEZUS" (1 Kor 12,3), a co dopiero żyć jak Bóg przykazał. Módl się więc do Niego, aby przyszedł i działał z mocą w Twoim życiu. Warunek: że Mu się poddasz.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-03-09 21:51

"nie wierzę, iż jestem w stanie Go do tego dopuścić". - Do tego nie jest potrzebna Twoja wiara, lecz zgoda (przyzwolenie).

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Ewelina (---.play-internet.pl)
Data:   2012-03-12 02:56

PeterPan, i u mnie to samo. Fatalnie, można powiedzieć beznadziejnie, ale przecież mamy nadzieję. I też nie chcę się rozstawać, i też nie spełniam warunków spowiedzi. Jestem umówiona dziś z księdzem na spowiedź, ale chyba nie dam rady. :( Myślę, że wiara nie jest łatwizną dla większości ludzi, jak to widać po tych wpisach. Też się buntuję, nie chcę zaakceptować tego i owego. Ale myślę, że to wynika po prostu z mojej niewiedzy, dosłownie - z fałszywej wiedzy, z błędnych wyobrażeń. Trzeba nam szukać Prawdy. I mają rację ci, co mówią, że sami nie damy rady. Chyba właśnie musimy być otwarci na na naszą przyszłość/Boże przeznaczenie. Przecież jesteśmy stworzeni z Miłości, jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Więc mamy potrzebę dążenia do doskonałości, do Mądrości, do Miłości.
Znasz mądrego księdza? Porozmawiaj. Porozmawiaj, ale nie upatruj w tej rozmowie cudownego lekarstwa, bo możesz go nie dostać. Ale myślę, że zawsze jakąś porcję pomocy dostaniesz. Sobie (sama) wymyśliłam, że trzeba dać Bogu i mi czas na poznanie się, pobycie ze sobą. I postanowiłam oddać Bogu w tym tygodniu jak najwięcej mojego czasu na wspólną rozmowę. Bo jak możemy mieć z kimś dobrą relację, skoro z sobą nie przebywamy? :) Będę pamiętała o Tobie w tym tygodniu.

 Re: Nie wierzę, że mogę dopuścić Boga, aby mi pomógł.
Autor: Ewelina (---.play-internet.pl)
Data:   2012-03-13 22:57

Byłam u spowiedzi. :)
Było ciężko, rano jeszcze planowałam odwołać spotkanie z księdzem. Ale zaplanowałam też pomedytować (medytacja ignacjańska). I przypadł mi fragment z Ewangelii o wizycie Jezusa u Marty i Marii i moja postawa zmieniła się. Tak jak ostatnio pisałam, chcę dać szansę na wzajemne poznanie się. I pomyślałam, że jak zapraszam kogoś do domu, chcę żeby było czysto - sprzątam. I tak się zastanawiałam co jest nie tak z Martą, że mimo całej swej dobroci jej postępowanie nie zostało bardziej docenione, niż Marii. Pomyślałam, że rozwiązaniem jest po prostu wcześniejsze przygotowanie się bardziej, tak żeby było jak najwięcej czasu na spotkanie z Gościem. I w końcu zaakceptowałam, że jest to po prostu logiczne, żeby posprzątać w sobie, że nie muszę stawiać takiego oporu, bo to nie wymaga ode mnie żadnego posłuszeństwa, któremu się sprzeciwiam, a tak bardzo mi (i Gościowi) upraszcza działanie. Takie wytłumaczenie zostało zaakceptowane przez mój strasznie pragmatyczny umysł.

Dziś, jeszcze na rekolekcjach była taka jedna myśl, o której pomyślałam, że może Ci pomóc. Ale zapomniałam. Mam nadzieję, że przyjdzie Ci do głowy, jeśli jest dla Ciebie przeznaczona. :)
Aha, i nie jest mi teraz po spowiedzi już tylko i wyłącznie wspaniale, nie czuję się jeszcze w siódmym niebie. Ale jestem dużo spokojniejsza. Szczęść Boże. :)

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: