Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2012-10-30 13:35
Mam angeliko na myśli Brydziusię, choć mam wrażenie, że jeszcze pod innym nickiem też pisałaś. Jeśli nie jesteś Brydziusią, to moja odpowiedź miejscami będzie nietrafiona. Wiem, że jesteście z bratem pełnoletni, ale czy dorośli? Jak czytałam poprzednie wątki, to się zastanawiałam, czy w Twoim domu w ogóle ktoś jest dorosły, dojrzały. Dlatego będę Twojego brata bronić. Nie, nie mówię, że jest w porządku. Ale atmosfera w Waszej rodzinie: rodzice, chrzestna matka, problemy mieszkaniowe, stare urazy, jak policja działa to też już wiesz - to wszystko działa destrukcyjnie. Nie tylko na Ciebie, ale na Was OBOJE. Brat wychowywał się w tej samej rodzinie i ma tak samo wszystkiego dość jak i Ty. Owszem, wasze reakcje są różne. Ty się wycofujesz, a on jest agresywny. Ale problem jest ten sam. Agresją można zagłuszać swoje lęki, swoje bóle, poczucie odrzucenia. Ty zamykasz się w swoim świecie, rozmyślasz nad własną krzywdą, to widzisz brata jedynie jako tego, który krzywdzi. A on jest tak samo skrzywdzony jak Ty. Szkoda, że nie umiecie być razem, bo byłoby wam lżej. Ale w takim domu rzadko umie się być razem. Każdy przeżywa swój ból na swój sposób i nie umie z tym wyjść poza siebie. Każdy się czuje samotny, nienawidzony przez innych i jest pewien, że musi z innymi walczyć. Ale pamiętaj, że i wasza mama czuje się tak samo. Od kiedy tata odszedł czuje się sama, odrzucona, znienawidzona, poniżona. Ona w takim stanie po prostu nie umie kochać, nie umie okazać miłości. I wszyscy nawzajem się na sobie wyżywacie.
Powinnam teraz napisać o chrześcijańskim wybaczaniu, o miłości, o radosnym przytulaniu mamy i uśmiechu dla brata. Powinnam napisać, że jak Ty będziesz w porządku i zaufasz Bogu, to wszystko się naprawi. Nie napiszę tego. Nie napiszę, chociaż tak rzeczywiście powinno to wyglądać i tak powinien postępować chrześcijanin. Nie napiszę, bo wiem, że tego jeszcze nie potrafisz. Takiej pokręconej atmosfery nie da się uzdrowić w sposób prosty, bo wy wszyscy nie tylko dawać miłości, ale też odbierać miłości nie umiecie. Uzdrowienie takiej atmosfery trwa latami. A najgorsze, że choć się nawzajem nienawidzicie, to równocześnie żyć bez siebie nie umiecie. To wbrew pozorom jest psychiczną samoobroną. Jak zostaniecie sami, to już nie będzie na kogo zwalać winy. Trzeba będzie popatrzeć w lustro i przyznać "jestem taka, taki". Nie oni, tylko ja. Wy się mimo wszystko jakoś rozumiecie, bo zło w waszym życiu bierze się z jednego źródła. Pośród ludzi zupełnie obcych wasze zachowanie będzie niezrozumiałe. Trzeba będzie zachowywać się odpowiednio, a wy tego po prostu nie umiecie.
Nie zaproponuję "ucieczki" z domu, przeprowadzki, bo doskonale wiem, że odpiszesz: nie da się. Ale jedynym wyjściem na początek jest właśnie wyprowadzka. Jeśli się nie da fizycznie, to potrzeba jest pewnego rodzaju izolacja psychiczna od rodziny. Piszesz, że jesteś dorosła. No to bądź dorosła. Odróżniaj swoje sprawy od cudzych. Zacznij od spowiedzi. Bóg potrafi `powoli przemieniać poranione serca, ale musisz do Niego przyjść. Nie mama, nie brat, nie chrzestna, ale ty sama. Tylko od Ciebie to zależy.
Co to za głupie pisanie: "Gdybym mogła żyć w łasce, to już dawno bym żyła - bardzo tego pragnęłam, ale rodzina mi to skutecznie utrudniła". Jesteś dorosła, za swoje grzechy TY odpowiadasz. Tak czy inaczej jesteś niekonsekwentna w tym co myślisz.
Albo jesteś dorosła, wtedy odpowiadasz do końca za swój grzech. Uważasz, że trwasz w grzechu ciężkim, nie chcesz tego zmienić, nie idziesz do spowiedzi - jako dorosła masz prawo wyboru, odrzucasz Boga, szanuję Twój wybór, choć nie popieram. Ale wtedy mi nie mów, że rodzina utrudnia Ci żyć w stanie łaski. Ty sama tak zdecydowałaś. Nie zwalaj na nikogo winy.
Albo nie jesteś dorosła. Nie możesz sama podejmować decyzji. Mama zabroniła, nie wolno ci tego zrobić, bo to nie twoje tylko mamy. Ale jeśli to nie twój komputer (w praktyce), nie twoje mieszkanie, więc nie możesz zaprosić informatyka do domu, nie Twoja decyzja tylko mamy itd. to na czym polega Twój grzech ciężki i trwanie w nim bez możliwości uzyskania rozgrzeszenia? Nie ma grzechu ciężkiego, jeśli go nie chciałaś, nie chcesz. A więc mogłabyś uzyskać rozgrzeszenie i zacząć wreszcie choć wewnątrz siebie żyć swoim własnym życiem. Przecież nie odpowiadasz za grzechy mamy tylko swoje.
A nie jest to tak, że po prostu nie chcesz iść do spowiedzi z powodu dawnych zranień (w konfesjonale?). Jeśli jesteś Brydziusia - przed maturą już przez kilka lat nie byłaś do spowiedzi. Byłaś w ogóle do tej "maturalnej" spowiedzi? (nie odpowiadaj na forum). A może już z 10 lat jesteś bez sakramentów? To nie jest wina ani mamy, ani brata. Jak nie chcesz, to umiej się przyznać, że nie chcesz. Zamiast się kisić tak na kupie - zacznij żyć swoim życiem, zacznij mieć swój świat, choćby na razie tylko ten wewnętrzny. To pomoże Ci zobaczyć, że świat jest piękny. Pomoże Ci w podejmowaniu własnych decyzji. Udowodnij, że nie jesteś dzieckiem. Jak nie zaczniesz teraz, to będzie coraz trudniej.
|
|