Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2013-02-18 01:55
Nie do końca rozumiem o co Ci chodzi i jak chcesz (albo jak nie chcesz) rozważać Męki Jezusa oraz dlaczego miałabyś robić to tak, jak nie chcesz.
Mogę powiedzieć tak jak Ty: nienawidzę filmów o przemocy, nienawidzę patrzeć na krew i rany, nienawidzę wulgarnych słów na filmach, nienawidzę czytać szczegółowych opisów katastrof. Nie oglądałam Pasji Gibsona i nie zamierzam obejrzeć. Nie oglądam okrutnych filmów, a gdy przypadkiem w "normalnych" filmach spodziewam się scen przemocy, morderstwa - odwracam się, nie patrzę.
Ale to nie znaczy, że nie chodzę na Drogę Krzyżową, ani że nie rozważam Bolesnej części Różańca. I nie czuję się tym ani udręczona, ani katowana.
Owszem, Kościół nam nakazuje rozmyślanie o męce Jezusa, szczególnie w okresie Wielkiego Postu, ale przecież nie mówi nam w jaki sposób mamy to robić. Tak samo jak nie mówi w jaki sposób mam się cieszyć z Bożego Narodzenia, ani w jaki sposób mam rozmawiać z Bogiem na co dzień. Rozważanie Męki Pańskiej to przecież nie sztuka dla sztuki, ani nie jest po to, by doprowadzić nas do obrzydzenia albo odpowiedniego stopnia psychicznego bólu. Ma nam pomóc w nawróceniu, w zbliżaniu się do Boga, w pragnieniu wyjścia z grzechów. Ale każdy z nas jest inny i może to robić w inny sposób. KAŻDY. W INNY. A to także oznacza, że ktos inny ma prawo rozważać Mękę Jezusa tak, jak Ty nie chcesz, a Ty nie możesz się tym gorszyć ani mówić, że jest nienormalny. To nie Twoja sprawa, jak to robią inni. Nie Twoja sprawa jak się modlą inni. Twoją sprawą jest jak Ty możesz to zrobić - tak aby Tobie pomogło w nawróceniu.
Można przeżywać Mękę Jezusa - każdy po swojemu. To, co do niego przemawia.
- Albo skupić się na bólu fizycznym Jezusa. Ale w takim stopniu, w jakim umiesz to przyjąć. Może to być tylko na poziomie wiedzy. Musisz wiedzieć, jak Jezus umierał. Biczowanie, cierniowa korona, przybicie do krzyża, śmierć. To było za nas, więc nie można zapomnieć. Można wejść w to cierpienie także uczuciowo. Wbrew pozorom często jest to potrzebne właśnie tym ludziom, którzy sami fizycznie cierpią. Jezus, który także czuł cierpienie, staje się bliższy. Także w cierpieniu był prawdziwym człowiekiem. Nie mogę Mu w twarz powiedzieć: "bo Ty nie wiesz jak to jest, jak boli tak strasznie, że chce się wyć, chce się Boga przeklinać". Nie mogę Mu tak powiedzieć, bo On był w tym cierpieniu pierwszy.
Jednak w rozważaniu fizycznego cierpienia muszą być pewne granice, żeby to nie było upajanie się cierpieniem. Żeby to nie było sprowadzeniem Męki Pańskiej jedynie do bólu fizycznego. Pamiętamy co powiedział Jezus podczas Drogi Krzyżowej niewiastom, które nad Jego bólem płakały: nie płaczcie nade mną, ale nad sobą płaczcie. Rozważanie cierpienia fizycznego Jezusa musi być ukierunkowane nie na samo cierpienie, ale na to po co cierpiał. Jezus tymi słowami wyznacza pewne granice.
- Można rozważać fizyczne cierpienie Jezusa tylko jako ramy, w których Jezus cierpi psychicznie. Skupić się na cierpieniach psychicznych, które są ogromne. Wielu ludzi właśnie takie cierpienie rozumie bardziej, mocniej je przeżywa, ono jest dla nich bliższe, bardziej znajome. Szczególnie dla tych, którzy je poznali w dzieciństwie, czy starości. Podjęcie w Ogrojcu decyzji o śmierci, choć tego nie chciał, bał się. Samotność - opuszczony nawet przez apostołów. Odrzucenie przez człowieka, którego tak ukochał. Upokorzenie koroną cierniową. Umieranie za kogoś, kto odrzuca, zabija. Poczucie jakiegoś bezsensu. Matka, która musi patrzeć na Jego ból. A On musi patrzeć na ból Matki. Upokorzenie przez odarcie z szat. Kpienie z umierającego. Nie trzeba myśleć o rozrywaniu tkanki i cieknącej krwi, żeby płakać z bólu.
- Ale nawet cierpienie psychiczne można rozważać tylko jako ramy, w których oglądamy nasze własne grzechy, nasze życie. Moje grzechy Go zabiły. W drodze krzyżowej bardzo często właśnie mówimy o własnych grzechach. Chyba że bestialstwem nazwiesz też przypominanie, że to Ty zabiłaś Boga. Nie umiesz myśleć o Jezusowym cierpieniu, to myśl o swoich grzechach. Nie po to, żeby się dołować, ale żeby przepraszać. Żeby szukać wyjścia z grzechu. Żeby uświadomić sobie jak mało się starasz. Każdy z nas ma tu ogromne pole do rozmyślania. Ogromne możliwości nawrócenia. Odkrycia kolejnego nieposprzątanego podwórka.
- Można też rozważać cierpienia duchowe Jezusa. Boże mój, czemuś mnie opuścił. Ale nie to pierwsze, przed nawróceniem, kiedy oskarża się Boga o wszystko, choć samemu jest się winnym. Po nawróceniu, po prawdziwym spotkaniu Boga, gdy życie się Bogu poświęca - On czasem jakby odchodzi. Skoro nie jest się bezpośrednio winnym - to takie odejście ogromnie boli. Jezus na krzyżu pozwala to odrobinę zrozumieć. Że Bóg nie przestaje kochać. Że Bóg naprawdę nigdy od nas nie odchodzi. Że uczucia nie są grzechem. Że możemy Bogu powiedzieć po prostu to, co czujemy.
Nie ma znaczenia, jak rozważamy Mękę Jezusa. Jest tyle możliwości, ilu ludzi. To jest po prostu moje spotkanie z cierpiącym Jezusem. Przecież jak spotykamy ciepiącego człowieka to też każdy z nas trochę inaczej na to patrzy. Jeden zobaczy ranę na nodze i spyta czy bardzo boli, inny powie: jak strasznie musisz się czuć taki uziemiony w łóżku, bo przecież zawsze byłeś taki aktywny. Trzeci spyta: czy ktoś cię odwiedza? nie czujesz się samotny? I tak dalej. Ale każdy z nich w ten sposób okazuje miłość.
Nie można powiedzieć, że bardziej kocha ten, kto skupia się na fizycznym bólu Jezusa, czy na psychicznym. Każdy z nas to cierpienie przepuszcza przez siebie, przez swoje własne doświadczenia i zauważa to, co dla niego najważniejsze. I dobrze, bo tylko wtedy znajdzie swoją drogę nawrócenia. Tylko wtedy odnajdzie swoje miejsce pod krzyżem. Bóg nie chciał, żebyśmy byli z jednej matrycy. Dlaczego mielibyśmy jednakowo przeżywać Mękę Jezusa?
Nie miej do siebie pretensji, że jakaś forma modlitwy Ci nie odpowiada. Nie miej pretensji do innych, gdy ich forma modlitwy Ci nie odpowiada. Nie buntuj się tam, gdzie nikt Cię nie zamyka w ramach, w których się nie mieścisz. Szukaj swojej drogi. Szukaj swojej modlitwy.
Najważniejsze jest to, żeby się nawracać, żebyś mogła powiedzieć, że jesteś już inna niż rok temu. Że coś się zmieniło na lepsze. Bo wtedy będziesz wiedzieć, że w tym miejscu, gdzie Ty stoisz na Drodze Krzyżowej - w tym miejscu Jezus mniej cierpi.
Podobnie czytając gazety i oglądając filmy - po co przesadnie wnikasz w cierpienie, na które nie masz wpływu? Lepiej zmieniaj siebie, żeby w Twoim miejscu światu było lżej.
|
|