Autor: Michał (---.range86-164.btcentralplus.com)
Data: 2013-06-29 21:00
Moja droga kredko, w połowie lat 90-tych i później bywałem na Mszach w Austrii. Niczym się nie różniły od tych w Polsce (no może tym, że proboszczem był Polak, a nie Austriak). Ten sam Kościół - 10 lat później - nie do poznania, dosłownie, jakby jakie tornado przeszło, albo ciężkie bombardowania wybiły ludność. A wyżej w górach, już o tym pisałem kiedyś, w kościele parafialnym (kolejny 30 km dalej), jedyna Msza niedzielna zamieniona w serwis - koncert pieśni ekumenicznych o charakterze liturgicznym, prowadzony przez protestanta. Jak się okazało, ksiądz był, po cywilnemu siedział w pierwszej ławce. Komunii udzielił nam po po koncercie i na naszą usilną prośbę, gdy po zadanym pytaniu stwierdził, że to w czym uczestniczyliśmy i Msza to, to samo, bez różnicy, a za tydzień będą mieli ekumeniczną wycieczkę w góry zamiast Mszy. Te zmiany następują lawinowo i z roku na rok. Hiszpania, to prawdziwa tragedia, kraj może jeszcze bardziej katolicki niż Polska, Kościół z roku na rok zamieniany w muzeum. Jeśli ja w Kościele farnym, w miejscowości, która przez jakiś czas była siedzibą papieża i się tym szczyci, w niedzielę nie mogę uczestniczyć w Mszy, bo Kościół farny można tylko zwiedzać, a Msza jedna na całą miejscowość ,pełną kościołów, odbywa się w skandalicznych warunkach, pokątnie gdzieś na podwórku szkolnym, to jest to przesada. A jeszcze kilka lat temu było zupełnie inaczej. Przed przyjazdem do Anglii byłem zatrwożony o to co tu zastanę, ale spoko, ten Kościół żyje, w promieniu 15 km mamy 7 Kościołów katolickich (3 w zasięgu do 20 minut spacerem, plus grekokatolicy 400 m od nas - ci ostatni rozwijają się intensywnie, bo jest to okazja na zatrzymanie dotychczasowych żonatych pastorów po udzieleniu im święceń). Msze są normalne, tyle, że bardziej uporządkowane niż w Polsce. I - powiem szczerze, lepiej się czuję w tym Kościele, niż w krajowym. Owszem w kraju, katolicyzm pozornie dominuje, a Kościoły są pełne, ale ci sami ludzie po wyjeździe z kraju przestają praktykować, w święta pojawia się do 10 % tych, którzy wyjechali, a normalnie, to najwyżej 2 %. Ale przynajmniej, ci co są, to są z przekonania i to nie podlega dyskusji. Przy obecnym poziomie emigracji, te dwa procent daje zwykle pełną frekwencję na jednej Mszy niedzielnej, gdy w święta jest więcej, robi się problem.
Wracając do Szwajcarii: ja nie mówię, że to jest Msza udziwniona, najbardziej udziwnione były zdecydowanie w Austrii. Nawet Holandia, której się bałem "dawała" "normalne" Msze św. To nie była jakaś inna Msza, ale jeśli w kościele katedralnym Msze są odprawiane przez przyjezdnych księży z tzw. krajów rozwijających się, oprawa liturgiczna w całości leci z magnetofonu, uruchamianego przez asystentkę pastoralną, która tak, na marginesie, wygłosiła także, może ze względu na trudności językowe, kazanie, to przy całej normalności i zachowaniu wszystkich elementów liturgicznych jest to dla mnie Msza w Kościele martwym, w którym zabrakło rodzimych celebransów i trzeba było ściągnąć pomoc braterską, by pochować ostatnich katolików. Ja nie mówię, że tak jest wszędzie, ale, że taka jest reguła, a już to co się działo w Kościele katedralnym było dla mnie szokiem, bo nie wiem czy cokolwiek innego mogłoby dobitniej opisać rzeczywistość. No może większym szokiem jest Francja. Tam udziwnień nie było, ale, wolę zamilczeć jak było, a postawa księży - państwowych urzędników jest dla mnie nie do zaakceptowania. Oczywiście, jeśli ktoś był np. w Taize, to widział zupełnie inny Kościół, ale nie o tym mówimy.
|
|