Autor: Verba Docent (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2005-09-13 13:45
Teraz przejdźmy do Listu do Rzymian, bo ten jest bardzo ciekawy
Pojawienie się Jezusa i Jego nauki na samym początku spotkało się z wielkim entuzjazmem. Jeśli czytamy początkowe partie Ewangelii wg św. Mateusza, co rusz natrafiamy na określenia "tłumy", "wielkie tłumy", "liczne tłumy" (np. Mt 4:25, 5:1, 7:28, 8:1), padają oszałamiające liczby słuchaczy (Łk 12:1" wielotysięczne tłumy", Mt 14:21 "ok. pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci", Mk 8:20 "cztery tysiące" i tak dalej. Ale stopniowo tłum ten topnieje, coraz mniej osób chodzi za Jezusem, Jego ziemski koniec jest zaiste (w oczach współczesnych) żałosny: pod krzyżem stoi parę kobiet (w tym jakieś podejrzanej konduity) i gołowąs Jan, w sumie nikt, bo kobiety i mężczyźni przed trzydziestką w tych stronach świata dziś jeszcze nie za bardzo są uważane za osoby.
Dlaczego? Do jakiego narodu przyszedł Jezus? Przyszedł do ambitnego, dumnego narodu, którego ościenne mocarstwa "sprowadziły do parteru". Najpierw najechały, potem ograbiły, przegoniły władców, naród deportowały do Babilonu, a potem wedle własnego uznania znów przegnały, zburzyły Świątynię, narzuciły obcych władców (Herod nie był Zydem!!!) i okupowały rządząc się prawem ustanowionym w Rzymie. A naród, świadom swojej przeszłości i faktu wybrania go przez Boga, czekał tymczasem na Mesjasza. Mesjasz to osoba namaszczona, król królów, władca nad władcami. On ma przyjść, zrzucić jarzmo, ustanowić na nowo pełne władztwo Narodu Wybranego nad Ziemią Obiecaną. I pojawia się On. Daje znaki, czyniu cuda, rozmarza chleb i ryby (czemu więc nie mógłby rozmonorzyć broni?), jest z królewskiego rodu, wszystko co zapisane w Piśmie wskazuje na to, że On jest właśnie tym, na kogo czekają. A tu zawód. Bowiem On nie tylko, że nie ogłasza się królem, nie rozmnaża broni, to jeszce podkreśla, że królestwo jego nie z tego świata (J 18, 33-39), głosi miłość, pokój, konieczność nawracania się, nie potępia okupanta (Mt 22,21). Tłum przestaje go lubić. Przebieg zdarzeń jest zgodny z oczekiwaniami tłumu. Kończy na haniebnym drzewie krzyża, samotny, goły i wydany na pastwę żołdaków.
Ale jest jeszcze ktoś, kto, mimo, że nie idzie za Jezusem bacznie przygląda się Jego misji. To są faryzeusze i środowiska związane z ówczesną "grupą trzymającą władzę". Oni są inteligentnii, wykształceni i doskonale wiedzą, że Jezus nie jest żadnym nowym wodzem. Oni świetnie wiedzą, że istota misji Jezusa jest zupełnie inna i ewentualna realizcja tej misji zmiecie ich ze sceny. Oni dążą od samego początku aby skompromitować Jezusa. Nie udają się sprytne sztuczki (Mt 22,18n), oskarżenia o czary i takie tam. Ani Jezus, ani tłum nie dają się na to nabrać. Jest ktoś, kto może dać się nabrać. Tym ktosiem jest Rzym, Roma Aeterna, władająca całym ówczesnym światem od Słupów Heraklesa do Tygrysu. Rzym wyznający zasadę: divide et impera. Im bardziej dany lud będzie podzielony, tym łatwiej będzie utrzymać władzę imperium. Nie potrzeba Rzymianom żadnych nowych królów, nowych władców, skupiających na sobie jak w soczewce marzenia tłumów. O ile są to jeszcze cudotwórcy, uzdrowiciele, wędrowi nauczyciele, prorocy jakiś tam bliżej nie znanych w Rzymie religii to wszystko w porządku. Ale jeśli są to osoby, które mogą być wrogami Cezara, to nie ma dla nich litości. I wrogowie Jezusa konskekwentnie dążą do tego, aby rękami Rzymian pozbyć się konkurenta. Wystarczyło tylko wmówić Rzymianom, że jest on wrogiem Cezara i sprawa załatwiona.
Ale nie do końca. Bo z jakiś bliżej nie zrozumiałych przyczyn (jakieś zmartywchwstanie, jakieś ognie i tak dalej) po śmierci tego niebezpiecznego nauczyciela zaczęli się pojawiać jego naśladowcy. Głoszą to samo co on, więc też są niebezpieczni, bo ich zwycięstwo zmiecie dotychczasową GTW. Więc znów powtarza się stary schemat. Zerknijmy do Dziejów Apostolskich. Naśladowców Jezusa oskarża się o poburzanie do buntu. Nawet tych, którzy sami nie głosząc jakichkolwiek poglądów a jedynie dają uczniom Jezusa gościnę, oskarża się o spisek przeciwko Cezarowi (DzA 17,7). Cios jest celny, Rzymianie są czuli i bezwzlgędni w tępieniu wrogów. Spada głowa Pawła, Jazon musi się wykupić (i przy okazji pewnie odciąć od poglądów Pawła) i tak dalej. Nie oskarża się uczniów o głoszenie złych poglądów (Rzymianow w gruncie rzeczy jest wszystko jedno, kto jaką filozofię sobie uprawia), rzucanie czarów (Rzymianie są praktyczni: póki czarów nie rzuca się na naszych to niech sobie czarują) i takich.
I taki jest klimat, w którym Paweł pisze do grupki wyznawców Jezusa działających w stolicy Imperium. Paweł pisząc list daje dwie nauki niejako:
1) potwierdza (jakżeby inaczej), naukę Jezusa: Królestwo do którego dążymy pisane jest dużą, a nie małą literą.
2) nauki Pawła są z reguły odpowiedzią na pytania kierowane do niego: "Pawle jak żyć". Koryntianie pytają się jak mają żyć w stolicy rozpusty, bałwochwalstwa i zepsucia moralnego. No to mamy Listy do Koryntian dające wykład chrześcijańskiej etyki seksualnej. Rzymianie pytają się "Jak żyć w stolicy imperium, gdy potężny władca świata pod bokiem". No to Paweł w liście ich uczy. Uczy ich tak, aby byli w zgodzie ze swoim sumieniem, z nauką Jezusa i z administracją rzymską. Wyjdź od siebie, od nakazów i zakazów spisanych na kamiennych tablicach i nie bój się. Rzym ci nic nie zrobi, jeśli będziesz się trzymał tych zapisów. Ba, Rzym może pomóc ci w wypełnianiu twojej misji. Historycznie okazało się, że Paweł (a nie Gibbon) ma rację. To w końcu nie chrześcijanie obalili cezarów ale cezarowie przyszli po rozum do głowy. Boskie i cesarskie da się pogodzić.
Ostatnie pytania wykraczają już poza skromne ramy tego miejsca. Pytanie ile ma być tego Boskiego, a ile tego cesarskiego nurtowało i nurtuje całe pokolenia chrześcijan. Z tym problemem mierzyli się nie tacy jak ja: św. Jan Damsceński minister na dworze sułtanów Damasku, św. Augustyn piszać "Civitas Dei", św. Tomasz Beckett i św Tomasz More mówiący królom Anglii "Nie wolno Ci Wasza Wyskość!", św. Tomasz More, św. Stanisław z Krakowa, św. Maksymilian zawierający swoisty pakt z diabłem w Auschwitz i tak dalej.
Nie ma prostej odpowiedzi. Każdy, szczególnie dziś w Polsce na parę tygodni przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, musi sobie sam w sumieniu odpowiedzieć na to pytanie.
|
|