Autor: Maja (---.pz1-nat.espol.com.pl)
Data: 2011-12-29 19:33
Widzę, że wątek jest dość długi, więc postanowiłam napisać i swoją część życia związaną z tym grzechem opowiedzieć.
U mnie zaczęło się to pod koniec podstawówki. Oglądałam z rodzicami film w tv (nie będę opowiadała fabuły, bo w sumie nie pamiętam). Zdecydowanie nie był to film przeznaczony dla mojego wieku, bo zawierał treści niestosowne dla mnie. Zobaczyłam fragment i postanowiłam zobaczyć, czy to działa tak samo. W takim wieku, człowiek odkrywa swoje ciało i też je odkrywałam. W mojej codzienności narastały problemy rodzinne. Wcześniej nie chodziłam też do kościoła, tylko na rekolekcje wielkopostne organizowane przez szkołę i parafię, na której znajdowała się szkoła (swoją drogą bardzo je lubiłam). W tym samym czasie (zakończenie podstawówki) zmarł papież Jan Paweł II. Osobiście poczułam się jakbym straciła kogoś bardzo mi bliskiego, przypomniał mi się dziadek (zmarł jak miałam 2 lata). W głowie pojawił się pstryczek -> czas pójść do spowiedzi, będzie to trudne, ale dasz radę. No niestety nie dałam rady, wtedy pójść. Pojawił się kolejny grzech, mianowicie zabieranie pieniędzy mamie z torebki (poszłam w ślady ojca). Rodzice jako poniekąd karę, czy też "odkupienie swoich win" kazali mi i mojemu bratu iść do spowiedzi. Mentalnie byłam na to przygotowana, ale wtedy nie wiedziałam, że masturbacja jest grzechem i w ogóle czymś złym (Nawet nie pamiętam czy się z tego wcześniej spowiadałam). Zaczęłam więc przygotowywać się do bierzmowania, a dokładniej byłam co tydzień na Mszy św., do spowiedzi chodziłam co miesiąc. W tym okresie grzechy były raczej "mniejsze". Odkrywałam swoją wiarę, bardzo mi się to podobało, chciałam być jak najbliżej parafii (pomagałam sprzątać itp.) i Kościoła. Po bierzmowaniu, nadszedł czas zmian. Czas wydorośleć, jednak nie chciałam zostawić Kościoła, wiary. Upadałam co raz częściej. Mimo to zdarzało się, że miesiąc przerwy miałam, czasem 2 lub 3. Najwięcej zmian przyszło w poprzednim roku szkolnym. Byłam wtedy w 3 liceum. Poznałam kapłana (jeszcze wtedy diakona), który swoim stylem bycia, modlitwy, wiary urzekł mnie do głębi. Byłam na etapie -> nie chcę już tego grzechu, brzydzę się nim. Ale tu był mój błąd. Nie akceptowałam siebie, ze swoimi wadami, a to klucz do sukcesu.
Wracając. Ten kapłan, zaczął działać, organizować, a tu wyjazd na Dni Młodych, Lednicę, zapraszał na pieszą pielgrzymkę, jakieś konkursy nie konkursy. Postanowiłam się w to zagłębić, by nie myśleć o grzechu, z którym się męczyłam (generalnie całe gimnazjum i liceum, uważana byłam za kujona, który się uczy ciągle, a ja się nigdy nie uczyłam, no może w liceum, ;) ale to była powłoka zewnętrzna, nikt nie wiedział co we mnie jest w środku, co się dzieje u mnie w domu).
Przedostatni upadek był we wrześniu tamtego roku, potem nie wiem kiedy, ale w maju były Dni Młodych, na które pojechałam. Wspaniałe 4 dni. W 3 dzień, wieczorem, miało miejsce nabożeństwo pokutne, spowiedź. Wybrałam się do spowiedzi. Zanim przystąpiłam do kratek konfesjonału strasznie się bałam, nie wiedziałam jak mam powiedzieć, ale wiedziałam, że chcę z tym grzechem zerwać na zawsze. Uklęknęłam powiedziałam swoje grzechy i że więcej nie pamiętam, a kapłan do mnie uśmiechasz się, a ja (że często się śmieję, mimo to że strach mnie przeszedł, że może mnie nie rozgrzeszyć przez to) uśmiechnęłam się, a nawet zaczęłam się śmiać. Ksiądz skupił się właśnie na tym uśmiechu, pytał czy śmieję się często. Mimo to, że spowiedź minęła, wracając nie mogłam przestać się śmiać. Jakże działanie Pana Boga w tym sakramencie jest wielkie. :) Wielkość tego faktu, uświadomiłam sobie właściwie przed chwilą, może to doda mi otuchy do kolejnych spowiedzi, by się nie bać, bo Jezus na nas zawsze czeka. :) Jeszcze jedno. Co mnie tak naprawdę pchało do spowiedzi? Każdy kogo spotkałam mówił mi: Jezus Cię kocha. Jezus Cię kocha. Jakże piękne słowa. :)
Od tamtego czasu nie mam tego grzechu na sumieniu. Jednak szatan chce bym go popełniła. Ciągle mnie kusi, non stop. Jednak nie chcę upaść. Z jednej strony wiem, że to grzech ciężki, z drugiej zaś nie chcę stracić tego, co do tej pory uzyskałam. Dziękuję Bogu za ten czas. Modlę się, by mi pomagał, bo wiem, że z pokusami sama sobie rady nie dam.
Pomocne także były dla mnie wyjazdy na Lednicę, piesze pielgrzymki do Częstochowy i Myśliborza, chodzenie co tydzień do kościoła (bo w liceum, też nastąpiło załamanie i nie chodziłam na Msze św.)
Jeszcze na sam koniec. Początek roku 2011 do końca roku szkolnego, to była intensywna nauka, głównie na poprawę ocen i do matury. Okazało się, że będę miała średnią z paskiem 4,75 pierwszy raz w życiu (o czym zawsze marzyłam). Pozdrawiam.
P.S Warto walczyć z grzechem. Jeżeli przeczytałeś/aś moją wypowiedź - dziękuję, :) mam nadzieję, że pomoże Ci w wyjściu z grzechu, nałogu. Pamiętaj Jezus Cię kocha.
|
|