logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Jan (---.telico.pl)
Data:   2015-12-14 19:44

Panie Adamie, pani Bogumiło z Krakowa.

Innymi słowy: ktoś uzależniony od pornografii wyszedł z tego bagna. Został usprawiedliwiony w swych czynach. Modli się i wielbi Boga. Ale pewnego razu postanawia obejrzeć porno. On to robi już nie w niewiedzy, że krzyżuje Boga w swoim sercu, nie w niewiedzy, że odrzuca Boże Miłosierdzie, nie w niewiedzy, że sam siebie potępia. On jest w pełni duchowo i fizycznie świadom swoich czynów. On sam świadomie odrzucił miłość i miłosierdzie.

Rozumiem. Ktoś grzeszy świadomie i dobrowolnie, a zakosztował: „A człowiek już tu na ziemi jest w stanie skosztować darów bożych...” i mocy przyszłego wieku, itd, czyli pełne poznanie prawdy i wyzwolenie, o którym mówi Pan Jezus: „trwajcie w nauce, a poznacie prawdę a prawda was wyzwoli”. I to wszystko za życia ziemskiego, przed śmiercią, przed sądem i przed tym momentem na sądzie po śmierci, kiedy mówimy Bogu „tak chcę Twojego miłosierdzia i chcę być zbawiony do nieba” lub „nie, nie chcę Ciebie, chcę do piekła”. A więc na ziemi, żyjąc i przed tym wszystkim mamy to wyzwolenie a jednak wybieramy zło i: „jesteśmy w pełni duchowo i fizycznie świadomi swoich czynów. Sami świadomie odrzucamy miłość i miłosierdzie”.

Wracając do tego co Pan napisał na początku, co zacytowałem. Widzę to tak, że człowiek jest odkupiony, kosztuje tych darów, wyzwolony, ma pełne poznanie prawdy. Jednak szatan go uwodzi i podsuwa ma propozycję i mówi jak Ezawowi: „obejrzyj pornografię, ukochaj ją bardziej niż dobro, kochaj bardziej to zło, kochaj bardziej przyjemność niż Boga, tę chwilę rozkoszy, sprzedaj swoje pierworodztwo (swoje zbawienie), tylko RAZ zgrzesz, potrzebujesz tego, będzie fajnie”.

Bo do tej pory, zanim człek doszedł do pełnego poznania prawdy, wyzwolenia z niewoli grzechu, grzesząc ciężko krzyżował w sobie Chrystusa, ale nie było to jeszcze tak postawione na ostrzu noża, że jak zgrzeszę to mam tylko czekać z przerażeniem na sąd i ogień – ponieważ już po pełnym poznaniu prawdy, jestem jakby już w niebie, i mam świadomy i dobrowolny wybór – a grzesząc, mówię sobie i Bogu (po tym wyzwoleniu), że bardziej kocham zło, dobro było fajne, ale jednak okazuje się że tak naprawdę bardziej kochałem zło. TYLKO TERAZ. Po śmierci jak jest sąd, to już wtedy ostatecznie wybieramy dobro, mówiąc Bogu tak, lub zło mówiąc Bogu nie – czyli bardziej kochamy zło wtedy. A ZA ŻYCIA…? :

Ja również jak poprzedni autor pytania, zdaje się Bartek, przeżywałem koszmar strachu, że mam oczekiwać tylko na sąd i ogień i nic więcej. Wszystko przez to że nikt nie potrafi tych fragmentów z Hebrajczyków wyjaśnić. Bo wiele się nie zgadza.
Miałem mistyczne stany, może urojenia, ale czułem miłość, pokój i radość do n-tej potęgi i zgrzeszyłem i to wszystko zniknęło – te stany, odpadłem jakby. Ale może to nie było to pełne poznanie prawdy. W każdym razie los, Bóg, szatan, nie wiem kto, podsunął mi (gdy byłem słaby po tym upadku) te fragmenty i zaczęło się piekło.

To co mi się nie zgadza to to, że skoro jak Pan napisał, parafrazując: „jesteśmy w pełni duchowo i fizycznie świadomi swoich czynów. Sami świadomie odrzucamy miłość i miłosierdzie”. Jeśli dzieje się to za życia ziemskiego, to może zawsze jest szansa na powrót, bo Miłosierdzie Boże jest nieskończone, a jak zdarzy się nam upaść, to mamy Orędownika Jezusa. Tylko wciąż, to tajemnicze wyzwolenie, pełne poznanie prawdy, moc przyszłego wieku, dary, itd. Załóżmy, że jak Ezaw ulegam pokusie i jak gdyby bardziej ukochuję zło na tę jedną chwilę słabości, wybieram zło. To czy jest to już ostateczny wybór? A to wszystko z powodu tej kondycji w jakiej się znalazłem – kondycji bycia wyzwolonym, zakosztowania daru itd. Wtedy ten wybór jest ostateczny jak przy sądzie? Mówię wtedy jakby NIE Bogu i dobru a wybieram zło? Może lepiej nigdy nie znać pełnego poznania prawdy i nigdy nie być wyzwolonym za życia, bo jest to NIEBEZPIECZNE, bo wtedy za życia wciąż jeszcze możemy wybrać zło, a jak będzie sąd to jest łatwiej, bo po prostu powiemy złu NIE a Bogu TAK i jesteśmy zbawieni i BEZPIECZNI. A tak, za życia, jakaś głupota, palma może nam strzelić do głowy i odrzucimy zbawienie za jeden grzech jak EZAW?

Piszę o Ezawie, bo ogólnie są 3 fragmenty z Hebrajczyków, mówiące o tym problemie i to co mi się nie zgadza jeszcze to to, że skoro Miłosierdzie Boże jest nieskończone, to dlaczego: „Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy, ale jedynie jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia, który ma trawić przeciwników” – Hebrajczyków 10:26-27. Dlaczego, skoro Miłosierdzie Boże jest nieskończone, człowiek ma aż do śmierci i aż do sądu przez resztę życia „jedynie z przerażeniem oczekiwać sądu i żaru ognia, który ma trawić przeciwników”. Zna ktoś taką osobę, która tak żyła na ziemi przez resztę życia albo żyje dziś? Ja żyłem tak przez kilka miesięcy, czułem - przez to przerażenie i strach - że się palę, choć nie było widać płomieni, tak wielkie było to przerażające oczekiwanie na sąd i ogień. Czy słusznie czułem to przerażenie? Czy powinienem je dalej czuć? Przecież jest napisane, że POZOSTAJE jedynie przerażające oczekiwanie na sąd i ogień. Kogo zatem to dotyczy i jakiej sytuacji. CO to znaczy? Komu POZOSTAJE jedynie oczekiwać z przerażeniem na sąd i ogień? A co z Miłosierdziem? Jeśli jak Ezawa, uwiedzie kogoś jakiś upadek, po pełnym poznaniu prawdy, to już koniec?

Jeszcze takie spostrzeżenie i już kończę:

„nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy” = „podeptał Syna Bożego” = „zbezcześcił krew Przymierza, przez którą został uświęcony” = „obelżywie zachował się wobec Ducha łaski” = „a [jednak] odpadli” = „Krzyżują bowiem w sobie Syna Bożego” = „wystawiają Go na pośmiewisko”

A co z Miłosierdziem? Jeśli jak Ezawa uwiedzie kogoś jakiś upadek, po pełnym poznaniu prawdy, to już koniec? Bo jeszcze tego nie rozumiem:

„…niemożliwe jest odnowić ku nawróceniu…”
„…nie znalazł bowiem miejsca na nawrócenie…”

To by oznaczało, że rzeczywiście może być tak, że nawrócenie jest niemożliwe już? Dlaczego? Bo wybraliśmy zło a odrzuciliśmy zbawienie i Miłosierdzie ŚWIADOMIE i DOBROWOLNIE i OSTATECZNIE - jak anioł? Dlaczego „Marcin” nie znalazł miejsca na nawrócenie, choć go szukał ze łazmi. Wyobraża sobie ktoś taką tragedię, co to znaczy? Dlaczego niemożliwe…, dlaczego nie znalazł…? Bo Bóg nie dał mu Łaski, bo nie kochał dobra? Ale przecież płakał i chciał się nawrócić, ale przecież, z przerażeniem oczekiwał na sąd i ogień, wiec jeśli z przerażeniem i płakał, to znaczy, że chciał wrócić, chciał prosić o błogosławieństwo, Łaskę, ale został odrzucony? Został odrzucony przez Boga? Czy nie znalazł miejsca w sobie na nawrócenie i nie było to możliwe już, bo świadomie odrzucił dobro jak anioł co podejmuje ostateczną decyzję? I dlatego było to niemożliwe? Ale dla Boga przecież nie ma rzeczy niemożliwych. A co z przeraźliwym oczekiwaniem? Przeraźliwe oczekiwanie oznacza koniec? To znak, że już nawrócenie jest niemożliwe? Ale znów: dla Boga nie ma rzeczy niemoż… Więc jak? Przeraźliwe oczekiwanie, może zmienić się i na powrót pod Łaskę Boga wejdziemy, bo Jego Miłosierdzie jest nieskończone? Tylko to nawrócenie wtedy jest nie tyle co niemożliwe, ale BARDZO TRUDNE? Sam wiem, bo 5 lat nie mogę wrócić pod Łaskę?

Zatem podsumowując:

1. Komu pozostaje „jedynie jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia, który ma trawić przeciwników”?
2. Kogo jest „niemożliwe odnowić ku nawróceniu”?
3. Kto „nie znajdzie miejsca na nawrócenie”?
4. Nie możliwe… Nie znajdzie miejsca… Czy może możliwe, ale bardzo trudne i trzeba czekać latami na Łaskę?
5. Może lepiej nigdy nie znać pełnego poznania prawdy i nigdy nie być wyzwolonym za życia, bo jest to NIEBEZPIECZNE, bo wtedy za życia wciąż jeszcze możemy wybrać zło, a jak będzie sąd to łatwiej, bo powiemy złu NIE a Bogu TAK i jesteśmy zbawieni i BEZPIECZNI. A tak za życia jakaś głupota, palma może nam strzelić do głowy i odrzucimy zbawienie za jeden grzech jak EZAW?

Dziękuję za odpowiedź.

Pozdrawiam i proszę o modlitwę, aby było możliwe moje nawrócenie, abym znalazł na nie miejsce, i abym nie miał przeraźliwego oczekiwania na sąd i ogień.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Mateusz (31.42.19.---)
Data:   2015-12-22 18:34

Nie jestem co prawda żadną z osób, do których się zwracasz, ale spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytania. Tak więc:
Ad. 1-Takie oczekiwanie pozostaje osobom, które z własnej woli odrzucają możliwość przebaczenia i zwyczajnie przestają go szukać. Nie są zainteresowane sakramentem pokuty-co Ciebie chyba nie dotyczy?
Ad. 2-Tego, kto nawrócenia nie chce. Bóg może bowiem dawać człowiekowi impulsy, niekiedy bardzo silne, aby ten zmienił swoje życie, ale do niczego go nie zmusza.
Ad. 3-Patrz wyżej.
Ad. 4-A może na łaskę nie powinno się jedynie czekać? Istnieją bowiem ludzie, którzy są niejako "współpracownikami" łaski Bożej. Kontakt z takimi osobami mógłby Ci bardzo pomóc. Rozejrzyj się wokół siebie-to mogą być zarówno duchowni, jak i świeccy.
Ad. 5-A jak-nie będąc wyzwolonym-mógłbyś nagle powiedzieć "tak" Bogu? Tak sobie? O to właśnie chodzi, aby poznać prawdę jak najwcześniej i zgodnie z nią żyć. Nikt nie obiecywał, że będzie to łatwe. Zamiast tego Jezus dał nam Ducha Świętego, który nas umacnia. Tak, aby żadna głupota, czy palma nie "strzeliła" nam do głowy. Poza tym warto, byś skorygował swój obraz Boga. On nie jest tyranem, który tylko czeka na Twoje potknięcie, aby za jednostkowy przypadek wrzucić Cię do piekła. Zawsze patrzy na całość Twojego życia. Zarówno na zło, jak i dobro. A może nawet przede wszystkim na dobro, bo jest Bogiem miłosiernym.

Ufaj i módl się, a z Bożą pomocą uda Ci się przezwyciężyć Twoje problemy.

Z Bogiem

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Marek (---.tkk.pl)
Data:   2015-12-22 19:08

Kropka w kropkę jak bym czytał swoją historię (ze stanami mistycznymi też). Choć mam do 15 lat przeżyłem to samo parę miesięcy temu. Rozmawiałem na ten temat chyba ze wszystkimi możliwymi kapłanami w moim mieście (kołobrzeg) i katechetami w mojej szkolę.

1. Z tego co mi tłumaczono to chodzi tutaj o apostatów - ludzi, którzy porzucili wiarę.
2. patrz pkt 1
3. patrz pkt 1
4. tego niestety nie wiem

Z dobrowolnym grzeszeniem i brakiem ofiary to z tego co ja to rozumiem, to chodzi o to, że to grzech ciężki, a po grzechu ciężkim jesteśmy "martwi" nie idziemy do nieba, nie ma dla nas ofiary i właśnie wtedy idziemy do spowiedzi i już jest wszystko "ok".

Lęk przed tym przeszedł mi dopiero po 2,5 tygodniowym pobycie na oddziale psychiatrycznym.

Polecam także lekturę dzienniczka św.Faustyny oraz
https://www.youtube.com/watch?v=KspivzMsqiA

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: adam (---.17-1.cable.virginm.net)
Data:   2015-12-23 07:20

Powtórze raz jeszcze. Człowiek zniewolony grzechem, albo kuszony słowami "Pan Jezus ci to wybaczy, zgrzesz, pragniesz tego" nie jest świadomy grzechu. Powiem inaczej, on wie, że grzeszy, wie, że ten czyn jest sprzeczny z nauką Kościoła. I tu jest problem. Czy Kościól to dla mnie instytucja, takie biuro, że jak coś źle zrobię to muszę to "odkręcić"? Czy też mam świadomość, że jestem świątynią Boga, że to JA jestem tą malutką świątynią, cząstką Kościoła, w której mieszka sam Bóg? Bo jeżeli Kościół to dla mnie tylko instytucja to zawsze będzie problem, nigdy nie wyjdę z nałogu. Pornografia, masturbacja są chorobami duszy, chorobami czegoś niematerialnego, więc jak materialny (instytucjonalny) Kościół ma mnie uleczyć?
Dlatego też tak ważna jest modlitwa. Siostra Faustyna pisze, że musi się modlić m.in dusza w grzechach pogrążona, aby mogła powstać.
To co zacytowałeś nie można opisać słowami. Bo coś, co poznało się w duszy nie opiszą słowa. Dusza usprawiedliwiona to dusza, po którą sam Bóg wyciągnął rękę. Tak jak kamień, pisze św Tomasz z Akwinu, zawsze będzie spadał w dół i nie uniesie się w górę jeśli nie zostanie wzięty do ręki, tak duszę ludzką zawsze będzie ciągnęło ku ziemskim, przemijającym i grzesznym przyjemnościom. Dopiero Boże Miłosierdzie wyciągą tę duszę z przedsmaku piekła. Ale tylko modlitwa może tu pomóc, adoracja Najświętszego Sakramentu, sakaramenty święte. Dusza usprawiedliwiona doznaje uwolnienia, spokoju, radości, OBECNOŚCI Boga, wie, że jest Jego dzieckiem a On jej Ojcem, Poznaje niewielką cząstkę bożej miłości, bo ciało nie pozwala na więcej, więc ciało staje się dla niej więzieniem. Pragnie uwolnienia, czeka z utęsknieniem na śmierć, aby na wieki powrócić do domu Ojca, życie ziemskie jest dla niej wygnaniem. W duszy zamieszkuje wtedy Trójca Święta. Duch Święty oświeca duszę, mówi jej jak żyć, udziela światła w dążeniu do świętości. Przyozdabia duszę i staje się ona piękna dla Boga. Dopiero poznanie tych spraw uświadamia nam jak straszny jest grzech, jak grzech krzyżuje Chrystua, który żyje w nas. Przyjmując Komunię Świętą stajemy się monstrancją niosącą Przenajświętszy Sakrament. Do naszego serca wchodzi Ten, którego adorują Aniołowie i Święci... a pomyślmy, czy przyjęliśmy Go żywego, czy też martwego. Czy Jezus w Komunii Świętej jest martwy dla nas, czy też żywy? On w Komunii Świętej przychodzi z ogromem łask, ale to my ich nie chcemy. Wyjdziemy z Kościoła i zapominamy o Nim, uciekamy w grzech, bo zapomnieliśmy, że Chrystus jest z w nas nie przez 5-10 min, ale tak długo jak my tego chcemy.
Dalej, Jezus Siostrze Faustynie mówił, że grzesznicy nie umkną Sądowi Bożemu. Jeśli nie skorzystają z Miłosierdzia póki czas wpadną z Sprawiedliwe ręce Jego.
Dlatego też taka dusza, dusza usprawiedliwiona jest w stanie wejść między żmije (nie mam tu na myśli świadomego igrania z pokusą), być wystawiona na pokusy, a nie upadnie w grzechach.

Słowa Pisma Świętego dotyczą tego, który po poznaniu tego co napisałem postanowi wrócić do grzechu. Nie robi to już w niewiedzy ani w nieświadomości. Taka dusza sama, świadomie już odrzuca to co zostało jej objawione, sama odrzuca tę cząstkę Nieba, bożej miłosci, którą skosztowała już tu na ziemi. Jest jak świnia, która raz umyta wraca z powrotem do błota.

Tak, Bóg jest nieskończenie miłosierny. Ale to nie znaczy, że mamy Jego miłosierdzie wystawiać na próbę. Nikt nie jest kuszony ponad siły.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Jan (77.252.202.---)
Data:   2015-12-23 21:50

Dzięki Mateusz.

Marek, też byłem w szpitalu psychiatrycznym z tego powodu, mamy podobne doświadczenie.

Panie Adamie, teraz rozumiem, że ”to co Pan napisał”, to jest to, to poznanie tego wszystkiego, czyli inaczej wyzwolenie z niewoli grzechu, pełne poznanie prawdy. Tylko jednej rzeczy nie rozumiem. Bo z tego co Pan napisał wynika, że taka osoba, która doświadczy „tego wszystkiego”, tej mocy przyszłego wieku, to ma wtedy tę idealną samokontrolę-dar-łaskę, czyli wchodzi między żmije (nie igrając z pokusą), ale "nie upada nigdy w grzechach". Czy należy z tego rozumieć, że takiej osobie już nigdy nie zdarzy się zgrzeszyć, że taka osoba już nigdy nie grzeszy (ani lekko ani ciężko)?

I teraz, pamiętając to ostatnie zdanie, które napisałem - czy jeśli choć raz zdarzy się takiej osobie (osobie wyzwolonej, która - jak Pan napisał ""poznała to wszystko""), zdarzy się takiej osobie upaść zwyczajnie (nawet tylko raz) i zgrzeszyć ciężko lub nawet lekko, czyli po prostu raz upaść, bo pokusy będą do śmierci, a jesteśmy słabi jednak…….---- {{{czy może raczej jestem w błędzie, bo taka osoba, co to wszystko poznała i zakosztowała, nie jest już słaba w cale, już jest tytanem i właśnie te żmije i nie upada nigdy i nigdy nie grzeszy???}}}----…….to czy wtedy jeśli jednak zgrzeszy ciężko czy lekko, nawet choć jeden raz zwracając się w słabości ku marności, to wtedy następuje to co Pan napisał, czyli: ""taka dusza sama, świadomie już odrzuca to co zostało jej objawione, sama odrzuca tę cząstkę Nieba, bożej miłości, którą skosztowała już tu na ziemi. Jest jak świnia, która raz umyta wraca z powrotem do błota"”?

I wtedy nawet po tym jednym upadku słabościowym, rozumiem dzieją się te rzeczy co poniżej, czy tak? Oto one:
- pozostaje „jedynie jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia, który ma trawić przeciwników”
- jest „niemożliwe odnowić ku nawróceniu”
- „nie znajdzie miejsca na nawrócenie”
- „nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy”
- „podeptał Syna Bożego”
- „zbezcześcił krew Przymierza, przez którą został uświęcony”
- „obelżywie zachował się wobec Ducha łaski”
- „a [jednak] odpadli”
- „Krzyżują bowiem w sobie Syna Bożego”
- „wystawiają Go na pośmiewisko”

Chciałbym aby wybrzmiało w odpowiedzi to, czy dobrze Pana zrozumiałem, że taka osoba po wyzwoleniu i pełnym poznaniu prawdy w ogóle już nie grzeszy? Nie grzeszy nawet lekko? I czy właśnie jest tak, że każdy jej upadek po tym pełnym poznaniu prawdy, jest już tylko i wyłącznie grzechem ciężkim, bo jest wtedy ta pełna świadomość, a grzechy lekkie się nie zdarzają – czy może grzechy lekkie zawsze będą? I czy musi chodzić do spowiedzi, skoro byłoby tak że w ogóle nie grzeszy (bo jak Pan napisał „nie upadnie w grzechach” i te żmije)? Bo nie wiem czy to dobrze zrozumiałem, odnośnie tego, czy taka osoba już nigdy nie grzeszy, bo „nie upadnie w grzechach”. A co jak RAZ w słabości upadnie i zwróci się ku marności, mimo że jako dusza usprawiedliwiona jest w stanie wejść między żmije i być wystawiona na pokusy – to co wtedy? Przeraźliwe oczekiwanie na sąd i ogień przez resztę życia i nawrócenie już NIEMOŻLIWE?

Chciałbym, aby wybrzmiało w odpowiedzi to, czy po takim JEDNYM upadku (((mając to pełne oświecenie i będąc w takim stanie, że grzesząc nie robi się tego już w niewiedzy tylko w pełnej wiedzy, świadomości i dobrowolności))), to czy po takim JEDNYM upadku, te słowa: „„jedynie jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia, który ma trawić przeciwników”” - oznaczają, że taka osoba, aż do śmierci ma już czuć to okropne przerażenie i się bać, że straciła Łaskę i że czeka ją tylko piekło? Ma tak aż do śmierci czuć strach przez resztę życia i oczekiwać tylko na sąd i ogień przez resztę życia? To chciałbym aby wybrzmiało w odpowiedzi.

Czy po takim JEDNYM upadku, te słowa: „„niemożliwe odnowić ku nawróceniu, nie znajdzie miejsca na nawrócenie”” - oznaczają, że takiej osoby, z jakichś przyczyn (((na przykład Bóg cofa Łaskę i Miłosierdzie, co raczej niemożliwe, bo jest nieskończone lub druga wersja na przykład w tej osobie nie ma już żalu – no ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, więc też nie wiem))), z jakichś przyczyn nie da się już NIGDY nawrócić, bo jest to NIEMOŻLIWE? To oznaczają te słowa? I taka osoba ma już sobie dać spokój, bo czeka ją tylko piekło, bo NIGDY się nie nawróci, bo jest to zgodnie z tymi słowami NIEMOŻLIWE? Tak jest? Tu też chciałbym, aby wybrzmiało wyjaśnienie.

Czy może raczej jak taka osoba (((wciąż chodzi mi o osobę, która jak Pan napisał „doświadczyła tego wszystkiego – oświecenie/wyzwolenie” i RAZ świadomie w słabości zwróciła się ku marności i nie chodzi mi o wystawianie Miłosierdzia Pana Boga na próbę))), to czy może jak taka osoba poprosi o przebaczenie, to Bóg powie przez kapłana: „„nie bój się, już nie oczekuj tylko sądu i ognia, bo przebaczam tobie, zawsze przebaczam, Moje Miłosierdzie jest nieskończone, tylko żałuj, módl się, bądź gorliwy, bo w takiej sytuacji JEDNEGO upadku, „jednego powrotu do grzechu” nawet gdy byłeś w pełnym poznaniu prawdy i gdy każdy twój grzech jest już od tej pory zawsze w „wiedzy i świadomości”, to mimo tego wszystkiego przebaczam tobie i co więcej, MOŻLIWE jest twoje nawrócenie, bo dla Mnie nie ma rzeczy niemożliwych, bo Moje Miłosierdzie jest nieskończone i przebaczam ci to POJEDYNCZE, słabościowe zwrócenie się ku marności, choć rzeczywiście każdy twój grzech jest już od tej pory zawsze w pełni świadomy i tylko ciężki i chcę byś wiedział, że nie musisz w cale aż do śmierci czuć strachu przez resztę życia i nie musisz oczekiwać tylko na sąd i ogień, bo ci przebaczam ten JEDEN upadek przy pełnym poznaniu prawdy i zakosztowaniu darów i wyzwoleniu i nie bój się już””

Na koniec. Cytując Pana Panie Adamie: „Słowa Pisma Świętego dotyczą tego, który po poznaniu tego co napisałem postanowi wrócić do grzechu” – czy miał Pan na myśli taki powrót do grzechu w sensie ciągłego grzeszenia ciężkiego i świadomego, czy tylko chodziło Panu o POJEDYNCZY upadek jako to „wrócenie do grzechu”? I jakby Pan mógł powiedzieć, czy nawet jakby taki ktoś, kto miał pełne poznanie prawdy, a powrócił do grzeszenia ciężkiego nawet nie raz a wiele razy i ciągle i świadomie grzeszył i lubował się w tym, ale jednak po jakimś czasie opamiętał się i żałował (mimo że już kiedyś był usprawiedliwiony i miał pełne poznanie prawdy), to zawsze Bóg czeka z otwartymi ramionami na takiego kogoś, nawet na takiego człeka co był wyzwolony, miał pełne poznanie prawdy a wrócił do grzeszenia, ale jednak po jakimś czasie się opamiętał? I nawet dla takiej osoby jest wtedy zawsze MOŻLIWE nawrócenie o ile się opamięta i nigdy nie jest tak by ktoś miał przez resztę życia z przerażeniem oczekiwać na sąd i ogień?
I na koniec w związku z tym jeszcze spytam ostatecznie jakby podsumowując. Czy wtedy po takim POJEDYNCZYM upadku, w sytuacji pełnego poznania prawdy, słuszne jest czucie przeraźliwego oczekiwania na sąd i ogień? A powinno ono minąć w momencie spowiedzi i wyznania grzechu? I ja właśnie po spowiedzi powinienem przestać czuć to przeraźliwe oczekiwanie na sąd i ogień? Bo spowiedź właśnie, ta cudowna, jest tym ratunkiem o którym mówi św. Jan, czyli: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca - Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” – 1 Jana 2:1. I jest to ratunek nawet w sytuacji, gdy mając tę pełną świadomość i wyzwolenie i usprawiedliwienie, zdarzy nam się zgrzeszyć i w słabości zwrócić ku marności, to wtedy (jak pisze św. Jan) zawsze mamy Rzecznika wobec Ojca, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego? Czy właśnie do tego przypadku grzechu, zdarzającego się upadku, szczególnie właśnie w przypadku pełnego poznania prawdy pisał św. Jan? Że zawsze jest wtedy ratunek w spowiedzi i ZAWSZE mamy orędownika Jezusa Chrystusa?

Dalej św. Jan pisze: „On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata” – 1 Jana 2:2. A więc Pan Jezus jest ZAWSZE dla nas ofiarą przebłagalną za grzechy i jeśli RAZ zgrzeszymy, upadniemy lub jak wcześniej pisałem, nawet powrócimy do grzeszenia, ale się opamiętamy to ZAWSZE mamy tę ofiarę za nasze grzechy i Ona nigdy się nie wyczerpuje? Tak? W sensie, że słowa: „nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy”, NIE OZNACZAJĄ, że jak zgrzeszymy ciężko po pełnym poznaniu prawdy, to już nie ma takiej ofiary, która gładziłaby ten grzech? Że nie znaczy to, że ofiara Chrystusa już nas nie obmywa, bo ZAWSZE zgładzi nasz każdy grzech popełniony czy to w pełnym czy niepełnym poznaniu prawdy? ZAWSZE, czyż tak? Wprawdzie stał się straszny grzech, bo „zbezcześciło się krew Przymierza, przez którą zostało się uświęconym”, ale zawsze jest możliwość przebaczenia tego grzechu i że zawsze jest ofiara za ten grzech? Czyż tak?

Och to bym chciał wiedzieć. Wiedzieć, że ja mam szansę na zbawienie i nawrócenie, i że zawsze jest możliwość powrotu, ZAWSZE. Wcale nie chcę pisać, że mam ochotę grzeszyć i wystawiać Miłosierdzie Boga na próbę, czy kogoś namawiać do tego. Nie, ale chcę wiedzieć, że w obliczu słabości, upadku, nawet przy pełnym poznaniu prawdy, jest zawsze możliwość powrotu. Jeśli tylko się opamiętamy i będziemy wzywać Miłosierdzia Boga i korzystać z sakramentów, starać się, walczyć z pokusą, modlić.

Chciałbym, aby z tego wszystkiego co tu odpowiadający piszą wynikła odpowiedź dla kogokolwiek kto to czyta a znalazł się w takim strachu, że myśli, że nie ma już dla niego szansy na zbawienie i codziennie z przerażeniem oczekuje tylko na sąd i ogień i nie wie czy jest jeszcze MOŻLIWE nawrócenie, czy może jest NIEMOŻLIWE, a chce do Boga i żałuje, aby się dowiedział i poznał prawdę o tym. Prawdę o Bożym Miłosierdziu, i wiedział, że zawsze Bóg czeka z Miłosierdziem na opamiętanie, nawet jeśli się powróci do grzechu po pełnym poznaniu prawdy, że zawsze jest szansa powrotu, że nawrócenie jest ZAWSZE MOŻLIWE, że zawsze jest Ofiara Chrystusa za grzech i że zawsze jest szansa na zbawienie, jeśli się chce porzucić grzech i się opamięta i błaga się o Miłosierdzie Pana Boga, to On się zlituje i ponownie obdarzy Łaską, ponownie, bo po grzechu ciężkim przy pełnym poznaniu prawdy. A więc – czy jest tak właśnie?

Niech odpowiadający napiszą.

Dziękuję w imieniu wszystkich, którzy z przerażeniem oczekują tylko na sąd i ogień i myślą, że już koniec i że niemożliwe jest ich nawrócenie, a bardzo chcą wrócić do Boga i być zbawieni, a nie chcą grzeszyć. Oby przyszła do tych Wiara, Nadzieja i Miłość i pocieszenie. Dobra Nowina o Bożym Miłosierdziu i Jego Dobroci i Miłości.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Jan (77.252.202.---)
Data:   2015-12-24 01:51

PS

Dzięki Marek za to co napisałeś, też mi dało pocieszenia i posłucham księdza Pawlukiewicza. Dziękuję wszystkim odpowiadającym, bo lepiej się czuję i wiele mi się wyjaśniło. Ale post powyższy - jakby jeszcze Pan Panie Adamie mógł się odnieść do tego co napisałem, to bardzo dziękuję.

Marku właśnie z tym miałem problem i to było źródłem tego strasznego strachu. Bo o ile rozumiałem, że po grzechu ciężkim jesteśmy martwi, to z kolei te słowa, które zacytowałeś: "nie ma dla nas ofiary" - rozumiałem tak, że dzieje się coś takiego po tym grzechu w sytuacji tego pełnego poznania prawdy, że tak wyjątkowo "depczemy Syna Bożego" i tak wyjątkowo "bezcześcimy krew Przymierza", że właśnie "nie ma dla nas ofiary", że już ofiary na taki grzech nie ma, że już nawet w spowiedzi nie jest w stanie zajść odpuszczenie i zgładzenie grzechu, bo nie istnieje już ofiara Chrystusa dla nas.

Rozumiem, że to było błędne moje myślenie i błędna interpretacja słów: "nie ma dla nas ofiary"? Proszę, aby to też wybrzmiało w odpowiedzi.

Dziękuję. Z Bogiem.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: adam (---.17-1.cable.virginm.net)
Data:   2015-12-24 06:26

Osoba, która to wszystko poznała nie zgrzeszy bo nie chce zgrzeszyć. Poznała siłę grzechu... ale...
Jest różnica między "wkurzyłem się na swoje dzieci" a "obejrzałem raz porno". Są sprawy, których nie możemy aż tak kontrolować, choć powinniśmy. Taka osoba mimo tej słabości ciągle ucieka się do Boga, bo w Nim znajduje swą moc. To raz.
A dwa, taka osoba nie powróci do tych grzechów bo sama nie chce. Są one dla niej obrzydliwe. To co jej kiedyś sprawiało przyjemność teraz jest obrzydliwe, bo skosztowała niebiańską ucztę i dziwi się "jak ja mogłem / mogłam tak żyć? Gdzie ja wtedy byłem?" Przeraża ją sama myśl o śmierci w stanie grzechu ciężkiego i o ciężkim rachunku jaki przyjdzie za to zdać.
Taka dusza usprawiedliwiona często się spowiada z wielu niedoskonałości, widzi to czego inni nie widzą i wie co Bogu przedstawić. Nie spowiada się z grzechów przeszłości bo ich nie ma, ale jest wiele innych spraw. Jest o wiele bardziej świadoma grzechu. Czuje, że świat ma ją w nienawiści, ale ona nie nienawidzi tego świata. Brzydzi się nim, ale prosi o miłosierdzie dla niego.
Św Ludwik z Grenady pisze o duszy usprawiedliwionej jak o duszy miłującej Boga. A Bóg duszu miłującej Go niczego nie odmówi. Każdy monarcha i władca tego świata jest prochem w bożych oczach, a pomyślmy o prośbach kierowanych do nich. Ilu ludziom odmówili, ilu ludziom pomogli, jak ograniczone te prośby i dary są przez ludzką nędzę? Bóg mówi, jak pisze ów święty, "jeśli słowa Moje w was trwać będą, czegokolwiek zechcecie prosić będziecie i stanie się wam (J 15,6)", "Zaprawdę, zaprawdę powiadam: jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię Moje, da wam (J 16, 23)". Zobaczmy co Bóg obiecuje duszy usprawiedliwionej, duszy, która Go miłuje. On nie mówi "dam wam to lub tamto", ale "wszystko o co prosić będziecie", o ile będzie to dobre dla naszego zbawienia. Każda inna łaska jest ograniczona właściwością swojego przedmiotu, a w tej Bóg niejako oddanw klucze Swoich skarbów człowiekowi.
Wszyscy zazdroszczą wzięcia u króla ziemskiego, będącego w w jego łasce, mającego wpływ na jego skarby, umysł i wolę. Dusze usprawiedliwione mają takie samo wzięcie u Najwyższego Króla nieba i ziemi. Bo jakże by inaczej mogło być, Bóg słucha życzeń człowieka, gdy ten we wszystkim zgadza się z wolą Bożą.

Tu nie ma co gdybać już, bo obietnica dana przez Boga jest tak wielka, że nie do pojęcia ludzkim umysłem. Tylko głupiec ją odrzuci, gdy raz jej skosztował.

Tak, Bóg wybaczy takiej duszy upadek, ale upadek w grzechu ciężkim jest zawsze spowodowany naszą miłością własną, brakiem modlitwy. Ale powtórzę raz jeszcze: dusza usprawiedliwiona nie wejdzie z powrotem do błota, chyba że sama tego chce. Już nie usprawiedliwi się z niewiedzy, w nałogu. Sama wybiera. Sama odrzuca zbawienie i miłość i się potępia. Bo ma oczy otwarte na grzech.
Także głowa do góry, przed tobą cudowna droga. Módl się.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-12-24 08:08

Zacznę od znanego może dowcipu:
Przychodzi kobieta do spowiedzi i mówi:
- Wiem, że jestem piękną kobietą. Niech mi Ksiądz powie. Czy jeśli uważam się za najpiękniejszą kobietę na świecie, no może jedną z najpiękniejszych, to jest to wielka pycha?
Ksiądz zastanowił się przez chwilę, następnie wychylił się z konfesjonału i z zainteresowaniem obejrzał sobie dziewczę. Po czym usiadł i odpowiedział:
- Nie drogie dziecko. W twoim przypadku to nie jest pycha. To zwykła pomyłka.
:))

Podobnie odpowiem Ci na "twojego Hebrajczyka": „Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy".
- To nawet nie jest pycha. To zwykła pomyłka.

Wypuść powietrze, bo za chwilę pękniesz z dumy. Owszem, napompowane balony mogą odfrunąć, nawet daleko lecieć. Ale wiesz co potem się dzieje? Zawieszą się na jakimś drzewie albo (i) sflaczałe spadają na ziemię i ktoś je zamiecie do śmieci.
Wypuść trochę powietrza i zacznij żyć normalnie. Na pocieszenie Ci powiem, że nie jesteś w tym jedyny. W zasadzie (prawie) każdy po prawdziwym nawróceniu, kiedy Bóg zaczyna nam dawać cukierki, kiedy odkrywamy nowy rodzaj szczęścia (bycia z Bogiem), które często jest mocniejsze i piękniejsze od wszystkich znanych już nam szczęść, prawie każdy przez chwilę odbiera siebie samego jako człowieka już świętego. Nie wyśmiewam tego, bo i z siebie samej musiałabym się wyśmiewać. Jeśli słyszę/czytam jak ludzie kpią z tej świętości, to zawsze powtarzam: a jednak coś w tym jest. Jest to świętość. To nigdy nie jest doskonałość, ale jest to świętość. Po raz pierwszy odkrywamy Boga naprawdę i jesteśmy gotowi skoczyć za Nim w ogień, w paszczę lwa, iść z Nim na krzyż. Chcemy zrobić dla Niego wszystko, od największych aż do najdrobniejszych rzeczy. Chcemy Mu być wierni nawet w takich szczegółach, które innych śmieszą. To stąd często pytania o post pięć minut po północy i czy skwarki to już mięso, albo co się stanie gdy w sobotę nie będzie niedzielnych czytań. Chcemy dla Boga być doskonali i drżymy ze strachu, że Go zawiedziemy. Ale to potem mija. Może pójść w dwie strony. Albo przekonujemy się, że tak się nie da żyć więc odrzucamy Boga (całkiem lub tylko w tej najbliższej postaci), albo zaczynamy rozumieć, że miłość to dużo więcej niż te wszystkie drobiazgi, że Bóg chce WSZYSTKIEGO, a nie aż tak wiele jak Mu chcemy dać. To właśnie taki paradoks, że te drobiazgi niekoniecznie mieszczą się w słowie "wszystko", choć równocześnie nadal jest aktualne, że kto będzie wierny w małym, będzie też wierny w wielkim.

No więc odkrywamy Boga, nawracamy się i przeżywamy to tak bardzo osobiście, jakby Bóg objawił się tylko nam. Jakby to mnie kochał najbardziej na świecie. Jakbym to ja była tą Jego jedyną. To jest niesamowite, że każdy z nas tak to przeżywa. Że Bóg potrafi/chce być dla każdego z nas tak osobiście. Tak bardzo osobiście, że ta miłość wystarczy za wszystkie miłości świata. (Czego właśnie człowiek, który jeszcze tak nie spotkał Boga, nie jest w stanie zrozumieć i szuka innych, ziemskich przyczyn porzucenia innych szczęść tego świata).
Ale jak zawsze na tej ziemi, to osobiste spotkanie z Bogiem może znów pójść w dwie strony. Można w którymś momencie zrozumieć, że choć to moje spotkanie z Bogiem jest jedyne w historii świata, niepowtarzalne, wyjątkowe, to jednak oprócz mnie Boga spotkały jeszcze miliony ludzi. W przeciwieństwie do ziemskich miłości, ta ogromna liczba SPOTKAŃ nie przekreśla i nie umniejsza w niczym wyjątkowości mojego spotkania. Przeciwnie. To, że jest nas tak wielu nie przekreśla, ale podkreśla prawdziwość tego spotkania. Uwiarygodnia je. Kiedy mijają pierwsze uczucia, może się w nas pojawić myśl: czy to w ogóle była prawda, czy mnie się tylko to wydawało? Im piękniejsze były przeżycia spotkania z Bogiem, tym większe potem wątpliwości. "To nie mogła być prawda". Podobne doświadczenia milionów osób uwiarygodniają te spotkania. Uspokajają emocje. Są darem.
Można jednak tak się skupić na swoim spotkaniu Boga, że nie zauważać innych. I wtedy wszystko staje się karykaturą. Aż do zachowań, jakbym ja była Bogiem, jakbym to ja zbawiała świat, więc to ja ustawiam i osądzam wszystkich ludzi, których spotykam. I równocześnie w drugą stronę: jakbym tylko ja po spotkaniu z Bogiem grzeszyła. Ja, taka święta, a zgrzeszyłam. Jeśli nie nauczymy się zauważać i cieszyć, że są nas miliony, tych zakochanych w Bogu, to w tym samotnym kochaniu Boga staniemy się szybko dziwakami i całe nasze życie będzie pomyłką, karykaturą miłości i świętości.

Powrócę do tych Hebrajczyków. Każdy z nas - tych co spotkali Boga - w którymś momencie znowu zgrzeszył. Czy naprawdę te wszystkie miliony ludzi widzisz w piekle? Czy tylko siebie? A jeśli tylko siebie, to dlaczego? Bo byłeś lepszy od nas? Więcej dostałeś? Czy bardziej zgrzeszyłeś? Żadna licytacja nie ma najmniejszego sensu. Ale dla każdego z nas w Ewangelii jest pokazany Piotr. Piotr - wybrany przez Jezusa. Piotr - ukochany przez Jezusa. Piotr, który tak wiele otrzymał i zrozumiał. A potem zdradził. Trzykrotnie wyparł się swojego Spotkania z Jezusem. "Nie znam tego Człowieka". To jak myślisz? Chyba już tylko piekło go czeka, prawda? „Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy". A jeśli tak, to dlaczego Jezus dalej z nim gada? Jeśli tak, to dlaczego pyta go "czy mnie miłujesz?" Jeśli tak, to dlaczego tak słabego człowieka uczynił Skałą, na której zbudował Kościół? To by się nie trzymało kupy, prawda?

Wydaje mi się, że twój problem bierze się z tego, że przeceniasz swoje "pełne poznanie prawdy". Prawdziwe nawrócenie, prawdziwe spotkanie z Bogiem, to jest dopiero początek a nie koniec drogi. To świętość w powijakach. Od tej chwili powoli poznajemy Boga przez czytanie, słuchanie, modlitwę, sakramenty. Wymyślanie, że to już jest "pełne poznanie prawdy", to jest pycha. Albo jak w tym dowcipie: to zwykła pomyłka.

A kiedy już zrozumiemy, że nie jesteśmy pępkiem świata, warto popatrzyć na świat szerzej. Autentyczne, pełne poznanie prawdy mieli tylko Aniołowie. To ich w sposób jednoznaczny dotyczy cytat: „Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy, ale jedynie jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia". Aniołowie, którzy zgrzeszyli, nie mają już możliwości powrotu do Boga, bo ich wybór był w pełni świadomy i w pełni wolny. Oni wybrali już na zawsze. To dlatego, choćby w piekle nawet nie było żadnego człowieka, piekło będzie istniało wiecznie, bo są tam Aniołowie, którzy podjęli swoją decyzję odrzucenia Boga w sposób absolutnie pewny. Szatan już nie ma powrotu.

A popatrz co robi Bóg z człowiekiem. Adam i Ewa spotkali Boga naprawdę. Tylko oni mieli możliwość przebywania z Bogiem realnie. Potem zgrzeszyli. Czy to nie ich właśnie w sposób dosłowny powinien dotyczyć wskazany cytat? Że nie ma już dla nich ofiary przebłagalnej? Czy Ty spotkałeś Boga bardziej niż oni? Bliżej? Osobiście gadałeś z Nim w raju?
To prawda, że po grzechu Bóg ich wyrzuca z raju. Ale przecież nie do piekła, jak szatana. Czy tym samym nie pokazuje Ci Bóg, że grzech człowieka jest jednak czymś innym niż grzech zbuntowanych Aniołów? Anioł podjął decyzję sam, w sposób absolutnie świadomy i dobrowolny. Ludzkie decyzje (my nie jesteśmy jeszcze w Niebie) są obarczone pomyłką, bo kuszeni przez szatana mamy podsuwany nieprawdziwy obraz grzechu. Jesteśmy przez Stwórcę nastawieni na szukanie i wypełnianie dobra. To dlatego szatan (znający Boga doskonale) podsuwa nam grzech, ukazując w nim jakieś dobro. Na to się łapiemy i sobie samym wmawiamy, że miało z tego wyjść dobro. To najczęściej niemiłosiernie naciągany argument. Ale faktem jest, że my ani Boga nie znamy doskonale, ani prawdy i dobra nie znamy doskonale. Wiele razy naprawdę się mylimy.

Ten cytat z Hebrajczyków powinniśmy raczej rozumieć: IM BLIŻEJ jesteśmy
Boga, tym większy grzech popełniamy odrzucając Go. Im większe mamy poznanie Boga, tym większy mamy grzech, tym większa odpowiedzialność. I tak rzeczywiście jest. To zresztą dlatego nie możemy też osądzać innych, bo nie przeżyliśmy ich życia i nie wiemy jaka była ich świadomość, ich poznanie. Tylko Bóg wie to naprawdę, nasza ocena może być bardzo niesprawiedliwa. Nawet w stosunku do siebie samego.
Gdybyśmy natomiast słowa z Hebrajczyków: "to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy" chcieli traktować dosłownie, to po kiego licha Jezus umierał na krzyżu? Jaki był sens śmierci Jezusa? Udawanie Boga przed ludźmi, że jest taki dobry? Skoro Bóg posłał swojego Syna na śmierć, aby odkupić nasze grzechy (na przykład Adama i Ewy), to znaczy, że dla człowieka istnieje możliwość przebaczenia ich grzechów. Skoro Bóg przebaczył Piotrowi zdradę, innym Apostołom, że uciekli spod krzyża, dlaczego uważasz, że dla Ciebie przebaczenie nie istnieje?

Na pocieszenie przypomnę Ci, że prawdy biblijne człowiek poznaje powoli i dopiero z czasem je rozumie. W pierwszych wiekach też niektórzy uważali, że po prawdziwym spotkaniu z Bogiem grzech nie będzie już wybaczony. tyle że oni przez to spotkania z Bogiem rozumieli chrzest. Niektórzy odkładali chrzest prawie aż do śmierci, bo bali się, że gdy zgrzeszą po chrzcie, to nie będą mieli wybaczone. Biblię mamy rozumieć w łączności z Kościołem, u niego mamy szukać interpretacji tekstów. Po co Jezus ustanowił sakrament pojednania? Po co Kościół go poleca? Bo wszyscy grzeszymy. I mamy możliwość nawrócenia. Myślisz, że ludzie święci nie mają możliwości wyspowiadania się i otrzymania rozgrzeszenia? Że może go dostąpić tylko ten, kto nie spotkał Boga? Szukaj logiki. Czy za bliższe spotkanie z Bogiem bylibyśmy karani? To trzeba by przed Bogiem szybko uciekać. Bo wszyscy grzeszymy.

Jesteś dopiero na początku, a nie na końcu drogi. Czy Ci się to podoba czy nie - nie poznałeś jeszcze Boga naprawdę. Ten fragment Hebrajczyków będzie dotyczył Ciebie coraz bardziej, ale nigdy tak, jak dotyczył Aniołów. za Ciebie też Bóg umierał, dając Ci szansę powstania. Także dla Ciebie jest konfesjonał i kolejna szansa. Bóg jest miłosierny. To nie oznacza, że wolno nam Go lekceważyć. To znaczy, że mamy Go za to coraz bardziej kochać.

Życzę wszystkim Dobrych Świąt. Prawdziwego spotkania z Bogiem. I nie zazdroszczenia Aniołom, że mają prawdziwe poznanie Boga ;))) Życzę nam wszystkim, byśmy nie podejrzewali siebie o taką doskonałość, która już uniemożliwi nam korzystanie z Bożego miłosierdzia :)))

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Jan (77.252.202.---)
Data:   2015-12-24 12:10

PS 2

Bo w tej mojej interpretacji słów: "nie ma dla nas ofiary", przerażało mnie i było coś takiego, że rozumiałem je jako coś takiego, że: "nie ma ofiary", to znaczy jakby że: """abyś mógł mieć ten grzech przebaczony, Chrystus musiałby drugi raz przyjść na świat i być drugi raz ukrzyżowany, musiałaby być nowa ofiara Chrystusa, bo ta pierwsza się wyczerpała, skończyła dla ciebie, bo "podeptałeś" i "zbezcześciłeś Krew", i aby został zgładzony ten twój grzech, który popełniłeś świadomie po pełnym poznaniu prawdy, to właśnie Chrystus musiałby być drugi raz ukrzyżowany i musiałaby być to nowa ofiara na ten grzech, ale tak nigdy nie będzie i to twój koniec, bo drugiej ofiary i ukrzyżowania Pana Jezusa nie będzie""".

Rozumiem, że to była błędna interpretacja, tak? Bo myślałem do tej pory właśnie, że ten grzech po pełnym poznaniu prawdy, to jest to takie krzyżowanie i zabicie w sobie Chrystusa, że On już nigdy w nas nie mieszka po tym „jednak odpadnięciu”, i że właśnie „nie ma ofiary” oznacza w sensie, że potrzebne by było ponowne Jego ukrzyżowanie, aby było odpuszczenie i ofiara na ten grzech. Ale ofiara odpuszczająca i gładząca grzechy, która była jedyną przepustką do nieba, to była tylko ta jedna jedyna sprzed 2000 lat na Golgocie i innej nie będzie - a jej już dla ciebie nie ma, innej nie będzie, i wszystko skończone. To było to źródło przerażenia, ale też rozumiem, że to była błędna interpretacja, prawda?
Proszę aby to też wybrzmiało w odpowiedzi.

Jeśli odpowiadający widzi, że problemem moim było tylko to błędne rozumienie tego wszystkiego (o które to błędne rozumienie tu pytam w powyższych postach) i że każdy kto żałuje i idzie do spowiedzi, czyni pokutę, wyznaje grzechy, to zawsze ma szansę na Łaskę i zbawienie a ofiara Chrystusa nigdy się nie wyczerpuje (że słowa: „nie ma ofiary” źle niefortunnie interpretowałem) i rozpacz po grzechu ciężkim nie powinna mieć miejsca, bo ZAWSZE po dobrej spowiedzi, życiu sakramentalnym, jest szansa na nawrócenie, przemianę serca, kochanie dobra i czynienie dobra i że zawsze jest szansa na zbawienie i odpuszczenie grzechów, to proszę, aby to wybrzmiało w odpowiedzi.

Dziękuję bardzo.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: adam (---.17-1.cable.virginm.net)
Data:   2015-12-24 14:23

Bogumiła z Krakowa opisała to bardzo dobrze. A teraz zauważmy, że niebezpieczeństwo czyha wszędzie, nawet w nawróceniu.
Dlatego trzeba się po prostu modlić i korzystać z sakramentów. Innej drogi do zbawienia nie ma. Już tu na ziemi możemy skorzystać, skosztować niebiańskich darów, ale trzeba nieustannie modlić się aby nie popaść w pychę nawrócenia. Szatan wykorzystuje religijność, iluzję miłości.
Pan Jezus wyraźnie mówi "miłosierdzia chcę, nie ofiary." Z miłosierdzia będziemy sądzeni. Czy ja uczyniłem miłosierdzie komuś kto mnie skrzywdził?
Dlatego wiara, która stoi w miejscu jest martwa. My się co chwilę nawracamy, oczy nam się ciągle otwierają na nowe sprawy, czasem bardzo trudne do pojęcia. Ale w modlitwie jest ratunek. Dlatego to co Bogumiła napisała jest ważne, albo idziemy za Bogiem mimo naszych słabości i wad, nędzy, albo w końcu nie dajemy rady. Nie dajemy rady bo się nie modlimy, albo modlimy się byle jak. Bóg wymaga dużo, ale nigdy nie daje ponad siły i zawsze wspiera.
Po prostu najlepiej gdy nadejdzie pokusa upaść na kolana lub położyć się krzyżem i się modlić na różańcu. I nie zwalać winy na siłę pokusy a na swoje lenistwo.

 Re: Pomocy. Ostatecznie Hebrajczyków.
Autor: Jan (77.252.202.---)
Data:   2015-12-24 14:42

Bardzo dziękuję Panie Adamie i Pani Bogumiło i wszystkim odpowiadającym za odpowiedzi. W końcu zostało to wyjaśnione. Niepotrzebny był cały ten strach. Wszystko przez tę dosłowną, niefortunną interpretację. Sama Pani przypomniała, że pierwotni Chrześcijanie "bali się, że gdy zgrzeszą po chrzcie, to nie będą mieli wybaczone" - pewnie czytali Hebrajczyków. W sumie strasznie niefortunnie jest to w tych Hebrajczykach napisane (jeśli w ogóle można tak powiedzieć). Może gdyby było to opisane bardziej szczegółowo, to by się oszczędziło takich strachów jak ja miałem i nie byłoby wprowadzenia w wątpliwość. Ale może i to było mi potrzebne, jako jakaś pokuta, oczyszczenie, czyściec ziemski. Ale może właśnie (a raczej na pewno) tak Bóg chciał, aby to było w tych Hebrajczykach w ten sposób zwięźle napisane, bo właśnie trzeba jak Pani pisze "poznawać powoli prawdy biblijne i z czasem je rozumieć".

Hurra :)
Wesołych Świąt.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: