logo
Środa, 01 maja 2024 r.
imieniny:
Józefa, Lubomira, Ramony – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Edyta Stein - św. Teresa Benedykta od Krzyża OCD
Kobieta - Jej zadanie według natury i łaski
Wydawnictwo Bernardinum
 


Przekład s. Janina Immakulata Adamska OCD

Tczew-Pelplin 1999,
format 125x195,
stron 256,
ISBN 83-87668-60-5.

Cena: 8 zł

(C) Wydawnictwo Bernardinum, 2001
31-501 Kraków, ul. Kopernika 26


 

Dusza kobieca

IV. Podsumowanie i uzupełnienie

Podsumowujemy: właściwym zawodem kobiety jest każdy zawód, w którym dusza kobieca otrzymuje należne sobie prawa i który może według swej specyfiki kształtować. Najbardziej wewnętrzną zasadą formy (Formprinzip) duszy kobiecej jest miłość, tak jak miłość tryskająca z Serca Bożego. Swój zasadniczy kształt dusza kobieca osiąga w najściślejszym zjednoczeniu z Sercem Bożym w życiu eucharystycznym i liturgicznym.

Chciałabym, nawiasem, rzucić pytanie nasuwające mi się stale przy opracowywaniu tego tematu: dlaczego w programie tej konferencji obok rzeczowo określonych typów zawodu "lekarza", "księdza" itd. postawiono grupę zawodów kobiecych? Dlaczego tak często mówi się o zawodzie kobiety, a rzadko o zawodzie mężczyzny? Czy nie występuje u mężczyzny analogicznie jak u kobiety współrzędność czy też przeciwieństwo dyspozycji indywidualnych i męskich? Czy nie trzeba by również określić właściwości męskich, które mogłyby dopomóc do wyboru i kształtowania zawodu? Dalej: czy również u mężczyzny nie istnieje przeciwieństwo natury zepsutej, którą odradza czystość? Myślę, że byłoby dobrze rozważyć kiedyś poważnie i gruntownie wszystkie te pytania. Zbawienna współpraca mężczyzn i kobiet w życiu zawodowym stałaby się możliwa dopiero wtedy, gdyby obie strony uświadamiały sobie spokojnie i obiektywnie swe właściwości i wyciągnęły z tego praktyczne konsekwencje.

Bóg stworzył człowieka kobietą i mężczyzną, obydwoje na swój obraz i podobieństwo. Jedynie prawidłowo rozwinięta specyfika męska i kobieca da najwyższe osiągalne podobieństwo do Boga i najsilniejsze przeniknięcie całego życia ziemskiego życiem Bożym.

 

Życie kobiety chrześcijańskiej

Niedawno jakaś rozsądna dziewczyna zadała mi pytanie, dlaczego aktualnie, nawet mężczyźni, tak wiele rozprawiają o istocie i przeznaczeniu kobiety. Nie da się rzeczywiście zaprzeczyć, że temat ten jest z różnych stron stale na nowo podejmowany i różnie też potraktowany. Czołowi humaniści eksponują świetlany ideał kobiecej istoty i z jego spełnieniem wiążą uzdrowienie wszystkich chorób i bied naszych czasów. Dla współczesnej zaś oraz poezji ostatnich dziesięcioleci kobieta jest ciągle jeszcze uosobieniem demona z piekieł. Obie opinie nakładają na nas wielką odpowiedzialność, ukazując sens naszego życia jako problem. Nie możemy przejść obojętnie obok pytania, czym jesteśmy i co powinniśmy robić; trzeba odpowiedzieć na nie tylko teoretycznie, lecz także praktycznie, gdyż domaga się tego samo życie.

Rozwój kwestii kobiecej zaledwie przewidywany a przez niewielu chciany, w rzeczy samej zmierza do zmian nie mieszczących się w głowie większości ludzi do nich nie przygotowanych; wyrwał on bowiem kobiety ze spokojnego domowego środowiska, z utartych życiowych form i zadań, i osadził w warunkach wszechstronnie odmiennych, stawiając nagle przed nie przeczuwanymi problemami praktycznymi. Wrzucone w ten nurt, zmuszone są płynąć. Gdy wszakże sił już nie staje, szuka się brzegu, choćby dla zaczerpnięcia oddechu. Trzeba pomyśleć, czy płynąć dalej, a jeśli tak, co robić, aby nie utonąć; chciałoby się znać kierunek nurtu i wielkość fali, zmierzyć własne siły i możliwość ruchu, konfrontując je wzajemnie.
Pragnąc te sprawy obecnie rozważyć, spróbujmy wejrzeć w głąb naszego bytu; widzimy, że nie jest on doskonale gotowy, ale podlega procesowi stawania się. Trzeba sobie ten proces wyjaśnić; czym jesteśmy i będziemy nie wynika samo z siebie, lecz musi się wykształcać przez rozprzestrzenianie się; całe nasze bytowanie, stawanie się i działanie w czasie, jest od wieków zaplanowane; ma więc znaczenie dla wieczności i wyjaśni się nam o tyle, o ile popatrzymy na nie w jej świetle.

 

I. Dusza kobieca

Czy w ogóle można mówić o duszy kobiecej ? Każda dusza ludzka jest jedyna (niepowtarzalna), niepodobna do innej. Jak mówić o tym w sposób ogólny? Nauka o duszy rozpatruje przeważnie duszę ludzką jako taką, a nie tego czy innego człowieka, określając ogólne rysy i prawa; kiedy zaś - jako psychologia dyferencjalna - zajmuje się różnicami, dotyczą one nie indywiduum, lecz typów ogólnych: duszy dziecka, młodego i dojrzałego człowieka; duszy robotnika, artysty itp., także duszy mężczyzny i kobiety. Ci, którzy zastanawiali się nad możliwością takiej gałęzi wiedzy, stwierdzali, że ujęcie indywidualne jawi się zawsze jako bardziej problematyczne aniżeli ujęcie ogólne.

Gdybyśmy wszakże zechcieli zrezygnować z indywidualności, to czy istnieje w ogóle jakiś jeden typ kobiecy? Czy w takim typie kobiecym, jaki widzimy w Glocke (Dzwonie) Schillera albo też Frauenliebe und - leben Chamissa (Miłość i życie kobiece) lub w obrazach, jakie nam kreślą Zola, Strindberg, Wedekind można odkryć jeszcze coś wspólnego? Czy poznana w życiu różnorodność kobiet da się jakoś ujednolicić i z kolei odgraniczyć od duszy mężczyzny? Nie tutaj miejsce na stosowanie dowodu z filozofii, stwierdzającego, że w zakresie istnień napotykamy coś, co można by nazwać właściwością duszy kobiecej oraz specyficzną funkcją poznawczą, mogącą ją ująć. Sądzimy, że dla określenia ogólnego obrazu lepiej zacząć raczej od prezentacji szeregu typów - możliwie jak najbardziej od siebie się różniących - i w nich szukać jakiejś species (właściwości) ogólnej. Odczytanie i przedstawianie dusz jest funkcją specyficznie poetycką, dlatego te typy zaczerpnę z dzieł, którym przypisuję szczególną wartość symbolu.

Ingun, córka Steinfina z książki Olaf syn Auduna pióra Sugrid Undset, przenosi nas w czasy odległe i obcy kraj o zupełnie odrębnych warunkach kulturowych. Ingun przebywa na średniowiecznym dworze północnym prawie bez nadzoru i wychowania. Od dziecka zaręczona jest z Olafem, który jako jej przybrany brat wzrasta przy niej. Wałęsa się więc z nim wszędzie, a także z jego kolegami; nie wie, co to uregulowane obowiązki, zewnętrzna i wewnętrzna dyscyplina woli. Dzieci nie znajdując innej ostoi, trzymają się razem. Gdy mają 15 i 16 lat budzi się w nich pożądanie; przy pierwszej okazji ulegają pokusie. Od tej pory całe życie Inguny staje się nie nasyconą żądzą. Młodzi czują się nierozerwalnie ze sobą złączeni jakby prawem kościelnym. Rodzina jednak nie dopuszcza jeszcze do zawarcia małżeństwa i na lata rozdziela ich. Życie Olafa wypełniają walki w odległych krajach, doświadczenia i pewne aspiracje. Dziewczyna zaś ucieka w świat marzeń, tęskniąc za utraconym szczęściem, a ciężkie napady histerii uniemożliwiają jej okresowo jakąkolwiek pracę zewnętrzną. Mimo tęsknoty za Olafem, daje się uwieść. Upadek - jak światło z innego świata - budzi w tym tępym bytowaniu psychicznym świadomość złego; powstaje z niego ze zdumiewającą mocą i zrywa grzeszne powiązania. Gdy wrócił Olaf, wyznała mu swą winę; on nie zerwał z nią uświęconych więzów, lecz wprowadził na swój dwór jako małżonkę, a jej syna ustanowił swoim spadkobiercą. Ingun nie zaznała już utęsknionego szczęścia. Przytłoczona świadomością winy rodziła, jedno po drugim, martwe dzieci. Im bardziej czuła, że mężowi przynosi nieszczęście, tym więcej do niego lgnęła i gwałtowniej domagała się dowodów jego miłości. Olaf, jak zawsze ulegał, ale ona marniała, on zaś tracił siły. Ingun bez skargi znosiła swe długoletnie niedomagania, przyjmując je w milczeniu jako pokutę. Dopiero tuż przed jej śmiercią, Olaf zrozumiał, że w jej duszy zawsze istniało jeszcze coś więcej aniżeli tylko tępe, zwierzęce przywiązanie; tliła się tam boska iskra oraz pragnienie, aby się przebić do wyczuwanego wyższego świata, które z braku pokarmu nie zdołało osiągnąć jasności i dlatego nie mogło kształtować jej życia. Zastosował on zbyt dosłownie zachętę Apostoła mówiącą o tym, że: "Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało" (Ef 5, 28), wskutek czego zostało zniszczone życie obojga.

Twardo przeciwstawiają się tu sobie - jak zresztą zwykle u Sigrid Undset - dwa światy, a właściwie przedświaty: życie nierozbudzone, tępo kierowane przede wszystkim poprzez popęd, podobne do pierwotnego chaosu, nad którym unosił się Duch Boży. Dusza tego dziecka natury była jak rola nigdy nie tknięta pługiem. Spoczywające w niej moce drgnęłyby pod wpływem przedzierającego się promienia światła z góry, gdyby przygotowane ciężkie skiby pozwoliły mu siebie przeniknąć.

Nora Ibsena. Nie jest ona dzieckiem natury; wychowana w nowoczesnym środowisku kulturowym, ma rozbudzony intelekt, lecz nie kształtowany systematycznie, podobnie jak brak jej systematycznego wyrobienia woli. Ulubienica ojca, potem męża, traktuje też jak ulubione laleczki swoje własne dzieci, do czego się przyznała z ciętą krytyką, gdy otwarły się jej oczy. To rozpieszczone dziecko, zupełnie nie przygotowane życiowo, musiało jednak podjąć trudną decyzję. Mąż ciężko zachorował i brakło funduszy na pokrycie kosztów podróży dla uratowania mu zdrowia. Nie mogąc prosić ojca o pieniądze, również chorego, Nora bez skrupułów podpisała jego nazwiskiem weksel, dumna ze swego czynu, dzięki któremu mąż wyzdrowiał. Czując jednak, że nie zaaprobuje go uczciwy adwokat, starannie go przed nim ukrywała. Tymczasem wierzyciel, doprowadzony do ostateczności własną biedą, groził ujawnieniem oszustwa. Nora z rozpaczy postanawia skończyć z życiem. Nie obawia się jednak potępienia ze strony męża, a raczej spodziewa się zupełnie przeciwnej jego reakcji: wierzy, że wydarzy się rzecz "cudowna" i mąż w swej wielkiej ku niej miłości weźmie na siebie jej winę. Dzieje się zaś zupełnie odwrotnie. Robert Helmer miał dla swej żony jedynie moralny wyrok potępienia; uważał, że nie jest ona już godna wychowywać jego dzieci. Otrzeźwionej sytuacją Norze, dopiero wtedy otworzyły się oczy: nagle w prawdzie ujrzała siebie i męża, ich zniszczone pożycie, nie zasługujące na miano małżeństwa. Gdy jednak niebezpieczeństwo towarzyskiego skandalu zostało zażegnane i mąż chciał jej łaskawie wybaczyć, a także przywrócić pierwotną pozycję - dla niej było już wszystko stracone, bez najmniejszej możliwości odwrotu. Musiałaby najpierw stać się człowiekiem, zanim odważyłaby się ponownie stać małżonką i matką. Oczywiście, również Robert Helmer musiałby się zmienić z figury towarzyskiej w człowieka, aby ich wspólne życie mogło nazywać się małżeństwem.

Ifigenia Goethego. We wczesnej młodości została dziwnym zrządzeniem losu wyrwana z ukochanego grona rodzinnego, od rodziców i rodzeństwa, i uprowadzona do kraju barbarzyńców. Wyratowana przez bogów od niechybnej śmierci, żyła w zaciszu świątyni, oddana ich służbie. Choć tajemnicza kapłanka doznawała czci należnej świętym, jej serce przecież nigdy nie przywykło do tego miejsca, tęskniąc za domem, za bliskimi.

Aby nie zamykać sobie drogi powrotu, odmówiła ręki królowi. Za karę - według dawnego zwyczaju tego kraju, zawieszonego dotąd dzięki jej staraniom - miała złożyć bogini w ofierze dwóch obcych przybyszów, spotkanych właśnie na brzegu morza. Byli to Grecy, a jeden z nich okazał się jej własnym bratem. Oto spełnione pragnienie ujrzenia kogoś ze swoich, lecz ile w nim bólu! Brata splamił mord matki i do szaleństwa dręczą wyrzuty sumienia; w dodatku ma zginąć z jej ręki. Przekleństwo ciążące na jej rodzinnym domu, od którego czuła się wolna, wydaje się teraz i ją dosięgać. Ifigenia staje przed wyborem: albo kłamstwem i oszustwem ocali brata, jego przyjaciela i siebie, albo wyda wszystkich na śmierć. Trzeba wybrać "mniejsze zło" - myśli - ale jej czysta dusza wzdryga się przed nieprawdą i zdradą zaufania i broni się przed złem, jak zdrowa natura przed śmiertelnym zarazkiem. Ufając bóstwom i szlachetności króla, odkrywa mu plan ucieczki; jej postawa ocala skazanych i zapewnia im powrót do kraju, a modlitwa wyzwala brata z obłędu. I oto w stary dom królewski wnosi Ifigenia pokój i pojednanie z bóstwami.

Zanim znajdziemy w tych trzech typach kobiet ich wspólną właściwość (species), rozpatrzmy nieco ich zgodność z rzeczywistością. Czy nie są to twory czystej wyobraźni poetyckiej? Jakim prawem wolno się nimi posłużyć, by lepiej zrozumieć prawdziwy byt psychiczny? Dla rozwiązania tej trudności spróbujmy najpierw wyjaśnić, co chciał osiągnąć twórczy umysł autorów, kreując takie postaci.

Sigrid Undsed nikt zapewne nie posądzi o uprawianie sztuki dla sztuki (l' art pour l 'art). Jej twórczość jest absolutnym wyznaniem. Ma się nawet wrażenie, że coś ją zmusza do mówienia o tym, co uważa za brutalną rzeczywistość. Kto - tak jak ona - uczciwie i trzeźwo patrzy na życie, nie może zaprzeczyć, że przedstawia typy realne, choćby je nawet dobierała z pewną stronniczością. Przez nie bowiem chce wykazać, że w człowieku działają siły psychiczno-popędowe, które trzeba uwzględnić, w przeciwieństwie do zakłamanego idealizmu i przesadzonego intelektualizmu, usiłującego przefrunąć ponad tym, co ziemskie.

Norę napisał mężczyzna, z pozycji kobiety biorąc jej sprawę i Ruchu kobiet za swoją własną. Wybiera więc bohaterkę i poddaje najostrzejszej analizie; właśnie wybiera, a nie po prostu swobodnie wymyśla i zgodnie z rozumem konstruuje. Moc i konsekwencja myślenia i działania Nory po jej otrzeźwieniu zaskakują, gdy się zważy jej wcześniejsze zachowanie. Jej postawa może być niezwykła, ale nie jest nieprawdziwa czy niemożliwa.

Klasyczna linia Goethego, monolit wielkości i wspaniała prostota jego najszlachetniejszej postaci kobiecej, wyda się nowoczesnemu człowiekowi najbardziej odległą od rzeczywistości. Oczywiście poeta ją wyidealizował, ale nie jest ona tylko konstrukcją wyobraźni, lecz obrazem ideału podpatrzonego w życiu, doświadczonego i spełnionego. Jego intuicja czystego człowieczeństwa, tego, co wiecznie-kobiece stworzyła plastyczną postać Ifigenii, obraz wolny od wszelkich tendencyjnych celów; zachwycający jak zachwyca wszystko, co nie sfałszowane i wiecznie prawdziwe.

Tyle na temat autentyczności obranych typów. Czy z tych trzech postaci, wyrosłych na tak odmiennym gruncie, da się wyodrębnić jakąś cechę wspólną (nie tylko odnośnie środowiska, w którym rodziły się w utworze, lecz także epoki kulturowej oraz osobowości ich twórców)? A więc u dziecka natury, którego duszy nikt nie kształtował; u lalki salonowej, zahamowanej sztucznie w rozwoju w supercywilizowanym towarzystwie, zachowującej wystarczająco zdrowy intelekt, aby zerwać sieć i samej, w sposób wolny podjąć kształtowanie swego życia; wreszcie u świętej, która w miejscu odosobnionym, obcując z bóstwami, uczyła się przekraczać naturę, pod wpływem nadprzyrodzonego oświecenia? U wszystkich tych postaci widzę jeden wspólny rys: pragnienie dawania i brania miłości oraz wyjścia z ciasnoty faktycznego, aktualnego bytowania, by osiągnąć wyższy stopień istnienia i działania.

Ingun marzy o życiu obok Olafa na wielkim dworze oraz o licznym potomstwie. Jej nie rozbudzona istota niezdolna jest wyobrazić sobie innego poszerzenia swego świata, tym mniej kształtowania go własnowolnie. I kiedy wreszcie spełniają się jej pragnienia w postaci zewnętrznego połączenia się z mężem, w cielesnej z nim bliskości i czułości, uczepia się tego ze wszystkich sił, zapewniając je sobie kosztem całej energii życiowej. Lecz nie znajduje wymarzonego szczęścia; nie znając innej drogi, nie wie też, jak ją znaleźć czy tylko szukać, dlatego pozostaje przy tym, co ma.

Właściwie życie Nory, lalki salonów, rozbudza się dopiero - choć sobie tego nie uświadamia - w czasie, gdy oczekuje cudu. Okres ten jest końcem bycia lalką, wybuchem wielkiej miłości, rozumienia prawdziwego życia z mężem, w zgodzie z samą sobą. Gdy jednak mąż zawiódł jej nadzieję i wydaje się, że za towarzyską maską niczego więcej nie ma, Nora chce przynajmniej spróbować sama dotrzeć do swego "ja", do prawdziwego bytu.

Ifigenii przebijanie się do własnego bytu nie jest potrzebne. Ona już go osiągnęła, przebiła się do największego stopnia człowieczeństwa; teraz musi tylko ustrzec je w próbie, stworzyć mu miejsce, aby się w adekwatny sposób wyraziło. Pragnie byt, do którego dojrzała, przemienić w czyn zbawczej miłości, co jest jej przeznaczeniem.

Czy pomogło nam to uchwycić rdzeń duszy kobiecej? Można by jeszcze, oczywiście, postawić przy nich dowolnie wiele innych typów kobiecych; myślę jednak, że o ile są typami kobiecymi, zawsze to w nich ostatecznie odnajdziemy. Gdy kobieta usiłuje stać się tym, czym powinna, pozwala drzemiącemu w niej człowieczeństwu, w szczególnym odbiciu indywidualnym, jej tylko właściwym, dojrzewać do doskonałego rozwinięcia. Dojrzewać w miłosnym zespoleniu z drugim - co owocnie ten proces wspomaga - a jednocześnie innych pobudzać do dojrzewania, jest najgłębszą tęsknotą kobiety mogącą przybierać najróżniejsze formy, nawet spaczone i skostniałe. Ta tęsknota, jak później wykażemy - odpowiada jej wiecznemu przeznaczeniu. Jest specyficznie kobieca, a nie po prostu człowiecza, co widać w konfrontacji z pragnieniami specyficznie męskimi.

Te ostatnie ukierunkowane są silniej na działalność zewnętrzną, na czyn i dzieła oraz osiągnięcia obiektywne; dotyczą bezpośrednio bytu personalnego, własnego, a także innych. Wszakże tak zupełnie jednego i drugiego oddzielać nie można. Dusza ludzka jako taka nie istnieje już gotowa, w stanie spoczynku. Jej bytem jest stawanie się, w którym powinna rozwinąć siły zalążkowe, przyniesione na świat z podłożem; rozwija je, gdy się nimi posługuje. Tak więc kobieta może osiągnąć wymarzony możliwie pełny rozwój swej osobowości wtedy jedynie, gdy spożytkuje swe siły. Podobnie pracuje mężczyzna nad swoim osobistym bytem - choćby nie miał tego na celu - kiedy się stara o obiektywne osiągnięcia. Zasadnicze rysy budowy duszy są tu i tam takie same: dusza złączona jest z ciałem, od którego mocy i zdrowia zależy moc i zdrowie jej sił, choćby nawet nie jedynie i absolutnie; z drugiej strony ciało otrzymuje od duszy swój byt jako ciało, a więc życie, poruszanie się, formę i postać oraz zmysł duchowy; bazując na zmysłowości, która w równym stopniu jest bytem cielesnym, jak i psychicznym, zmysł duchowy otwiera się w czynności rozumu, poznając świat, wolą zaś w ten świat wkracza, tworząc go i kształtując, a uczuciem wewnętrznie przejmuje i konfrontuje. Jednakże miara i stosunek tych sił różnią się u poszczególnych indywiduów, a u mężczyzny i kobiety różnice są specyficzne.

Chciałabym powiedzieć, że u nich nawet stosunek duszy i ciała nie jest zupełnie jednaki, że u kobiety występuje przeciętnie, w sposób naturalny głębsze związanie z ciałem. (Pragnę podkreślić zwrot "w sposób naturalny", albowiem - jak już nieraz wspomniałam - istnieje możliwość daleko idącej emancypacji duszy od ciała, na ogół łatwiej zachodzącej u kobiet niż u mężczyzn).

Myślę, że dusza kobieca żyje mocniej wszystkimi częściami ciała i obecna w nich - silniej odbiera wewnętrznie, cokolwiek mu się przydarza; u mężczyzny ciało ma bardziej charakter narzędzia pomocniczego do działania, co wnosi pewien dystans. Stosunek do ciała zbiega się u kobiety z jej przeznaczeniem do macierzyństwa. Zadanie przyjęcia w siebie stającej się i wzrastającej żywej istoty, chronienia jej i karmienia, wymaga pewnego zamknięcia się w sobie; tajemniczy proces kształtowania nowej istoty w organizmie matki stanowi tak intymną jedność tego, co duchowe i cielesne, że nietrudno zrozumieć, że ta jedność wyciska oczywiste piętno na całej naturze kobiecej. Wszakże z tym wiąże się pewne niebezpieczeństwo. Dla zachowania właściwego, zgodnego z naturą porządku między duszą a ciałem (tzn. porządku odpowiadającego naturze sprzed upadku), ciału należy zapewnić konieczne pożywienie, opiekę i ćwiczenie warunkujące niezakłócone funkcjonowanie organizmu. Gdy daje mu się więcej - a odpowiada jego upadłej naturze, aby żądała więcej - uboży się duszę, jej byt duchowy; zamiast nad ciałem panować i je uduchawiać, dusza gubi się w nim, przez co traci ono właściwy mu charakter ciała ludzkiego. Im głębsze jest powiązanie duszy z ciałem, tym większe niebezpieczeństwo ugrzęźnięcia w nim (choć z drugiej strony większa też możliwość przeniknięcia go przez duszę).

Rozważając wzajemny stosunek sił duchowych, widzimy, że potrzebują się wzajemnie i żadne nie może obyć się bez innych. Rozumowe poznanie przedmiotów pomaga je zaakceptować i dokonać wewnętrznej konfrontacji; poruszenia uczuć pobudzają wolę; ona ma natomiast regulować czynności poznawcze i życie uczuciowe. Siły nie są wcale równomiernie rozdzielone i rozwinięte. Wysiłek mężczyzny chce się przeważnie odbić poznawczo i czynnie. Moc kobiety leży w życiu uczuciowym i wiąże się z jej nastawieniem na byt personalny. Wzruszenia i nastroje umysłu umożliwiają duszy uzmysłowienie sobie własnego bytu, czym ona jest i jaka jest; za ich pomocą pojmuje także znaczenie bytu obcego dla jej własnego, jak i specyficzną jakość i związane z tym znaczenie rzeczy poza nią, innych osób oraz nieosobowych tworów. Organ ujęcia istnienia w jego całości i specyfice osadzony jest w centrum bytu duszy i wymaga własnego rozwoju całościowego oraz wspomagania innych, by się mogli odpowiednio rozwijać; tę właśnie cechę już wcześniej określiliśmy jako charakterystyczną dla duszy kobiecej. Dzięki niej kobieta jest z natury lepiej niż mężczyzna ochroniona przed działalnością jednostronną i jednostronnym rozwijaniem swych sił; z drugiej strony jednakże, mniej się nadaje do rekordowych osiągnięć w jakiejś dziedzinie, gdyż bywają one okupione jednostronną koncentracją wszystkich sił duszy, co grozi niebezpieczeństwem ich rozbicia. Niebezpieczna jest również i ta jednostronność, do której kobieta skłania się z natury, zwłaszcza gdy dotyczy jednostronnego kształtowania uczuć.

Uczuciom przyznaliśmy wielkie znaczenie w całościowym organizmie bytu duszy. Posiadają one zasadniczą funkcję poznawczą, centralne miejsce, gdzie odbiór istnienia przyjmuje charakter osobistej postawy i czynu. Nie wypełnią jednak swego zadania bez współudziału i rozumu, i woli; dzięki rozumowi dochodzi do osiągnięć poznawczych. Rozum jest światłem rozświetlającym sercu (Gemüt) drogę i bez tego światła tu i tam ono chybocze; jeśliby zaś serce przeważyło rozum, mogłoby jego światło zaciemnić, doprowadzając do zniszczenia całościowego obrazu świata, jak i pojedynczych rzeczy i zdarzeń, a wolę pobudzać do mylnego postępowania. Poruszenia serca wymagają kontroli rozumu i pokierowania wolą. Wola nie ma absolutnej mocy wywoływania czy gaszenia poruszeń serca; jednak jej wolność może pozwolić powstającym bodźcom rozwinąć się, może je też przyhamować. Gdzie brak szkolenia rozumu i wychowania woli, tam życie uczuciowe jest pędzeniem w nieokreślonym wyraźnie kierunku. Potrzebując bodźców, rychło traci władzę nad sferą zmysłową, gdy mu zabraknie kierownictwa wyższych sił duchowych. W ten sposób karleje życie duszy i schodzi do poziomu zmysłowo-zwierzęcego, wzmaga w dodatku silne powiązanie z ciałem.

Dusza kobieca w zasadzie wtedy osiągnie właściwy sobie byt, gdy jej siły zostaną odpowiednio kształtowane. Konkretne typy, od których wyszliśmy, przedstawiały nie tylko różne podłoża naturalne, ale też różne stopnie kształtowania duszy kobiecej. Poznaliśmy duszę będącą nieledwie jakby nieuformowaną materią, a jednak przeczuwała ona, do jakiego kształtowania była zdolna; druga - kształtowana przez przygodne wpływy i dyletanckie chwyty - miała jakąś formację, lecz dla niej nieodpowiednią. Inna obrazowała doskonały twór mistrzowskiej ręki Boga. Zbadajmy przeto, jakie to siły zdolne są doprowadzić duszę kobiecą do przeznaczonego jej bytu i ochronić ją przed zagrażającą degradacją.


Zobacz także
o. Marek Machudera OFMCap
Czasem zastanawiałem się jako uczeń w szkole, dlaczego niektórzy władcy jak Aleksander, Karol czy Piotr, teolog Albert czy papieże Leon i Grzegorz nosili przydomek "wielki"? Czego trzeba dokonać, jak żyć by otrzymać ten przydomek? Nie śniło mi się nawet, że życie samo da mi odpowiedź poprzez ponad 26 letni pontyfikat Jana Pawła II, którego mogłem być świadkiem...
 
o. Marek Machudera OFMCap
Do serca wierzącego wkrada się nieraz pokusa, ażeby radosną uroczystość Wszystkich Świętych zamienić w dzień smutnej zadumy i swoistej bezradności. Ulegając jej wpływowi, nie wiadomo, co począć ze świętością, czy i gdzie przydzielić jej należne miejsce w pstrokatej mozaice życia. Gdzieś na głębiach duszy pojawia się pełne obawy i powątpiewania pytanie, czy ta oferta rzeczywiście stoi dla mnie otworem? 
 
Jarosław Klimczyk CRL
Mój drogi, młodszy Braciszku! Piszesz, że ciężko Ci jest uczyć się do matury, bo masz okno w pokoju na Północ i nigdy słońca nie widzisz, a do tego mglista pogoda za tym oknem. Rozumiem Cię, bo mało kto lubi północną stronę świata. Jest ciemna, zimna i ponura. Wspaniały kierunek dla mchów i porostów, ale nie dla ludzi...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS