logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jean Vanier
Źródło łez
Wydawnictwo Salwator
 


Ta książka ujrzała światło dzienne dlatego, że podczas arkowych Rekolekcji Przymierza na San Domingo te słowa poruszyły kilka osób, które je spisały. Zaprzyjaźniona z "Arką" Anne-Sophie Andreu przeczytała je i także była nimi poruszona. Opracowała ten tekst, wkładając w tę pracę swoje kompetencje i własne życie duchowe, aby nadać mu obecną formę, bardziej czytelną, prostą, lepiej nadającą się do lektury medytacyjnej. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny.

Żywię nadzieję, że duchowość ta, będąca w sercu naszych wspólnot "Arki" oraz "Wiary i Światła", przyciągnie innych ludzi i spowoduje, że pójdą oni za Jezusem drogą współczucia. Idąc wspólną drogą z osobami słabymi i bezbronnymi, odkryją obecność Jezusa i staną się Jego przyjaciółmi. Znajdą tutaj nową siłę i nową wolność.

 

Dzień piąty

Żyć współcierpieniem razem z Maryją

Piotr nie może znieść cierpienia Jezusa i ucieka.
Maryja zaś
trwa u stóp krzyża,
a nawet stoi.

Na początku Maryja nie znała Jezusa potężnego.
Poznała Go, kiedy był maleńki.
Był maleństwem, które nosiła w sobie,
małym dzieckiem, które karmiła, nosiła, myła, ogrzewała,
małym dzieckiem, które potrzebuje miłości innych ludzi.
Być może tutaj właśnie kryje się największa tajemnica Wcielenia.
Bóg, który stał się ciałem, potrzebuje miłości innych ludzi jako maleńkie dziecko, aby móc wzrastać w miłości.
Maryja mogła Mu dawać tę bezwarunkową miłość, gdyż była przejrzysta, pełna łaski;
czysta - to znaczy bez najmniejszego śladu niczego innego.

Nie kochała Go pustką swego jestestwa,
swoim własnym brakiem miłości,
ale całą pełnią swego jestestwa,
gdyż była pełna łaski.
My bardzo często kochamy naszą wewnętrzną pustką, którą w ten sposób próbujemy wypełnić.
Często próbujemy wtedy posiadać na własność tych, których kochamy: nasze dzieci, członków naszej rodziny czy wspólnoty.

Maryja kochała w prawdzie i w pełni.
Wszystko w Niej było zjednoczone,
wszystko, co czyniła dla Jezusa, było czynione razem z Nim.
Nie spieszyła się, by jak najszybciej Go wykąpać czy nakarmić, aby pójść się modlić.
Jej codzienne gesty same w sobie były modlitwą,
gdyż dotykała ciała Jezusa.
Ważne jest, by to zrozumieć i dostrzec, że materia, ciało
mogą stać się źródłem życia,
obecnością Boga, sakramentem.

Sakrament to miejsce obecności Boga.
Dlatego pierwszym sakramentem jest ciało Jezusa,
które jest sakramentem dla Maryi.
Ubogi również jest dla nas sakramentem.
Mówi o tym Jezus: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40).

Maryja trzymała w ramionach małe dziecko, które było Jej Bogiem.
Jest tu tajemnica Ciała Jezusa, tajemnica dotyku, którą nieco lepiej zrozumiałem, dotykając ciała Eryka,
kąpiąc je,
trzymając je z szacunkiem i czułością,
bo jego ciało było świątynią Boga.
Mówiłem do Eryka, ale był głuchy,
a wtedy moje gesty były sposobem mówienia.

W "Arce" jesteśmy bardzo wrażliwi na tę tajemnicę Ciała Jezusa, bo wielu ludzi w "Arce" nie rozumie słowa mówionego.
Jedyny sposób, by pozwolić im odkryć miłość Boga,
przechodzi przez dotyk.
I musimy podchodzić do nich i dotykać ich z szacunkiem,
gdyż oni są sakramentem, obecnością Boga.

Maryja dotykała ciała Jezusa,
nosiła w ramionach małe dziecko, które było Jej Bogiem.
Wiara Maryi jest wielką tajemnicą:
Maryja nie była zgorszona maleńkością Boga,
krzykiem dziecka,
głodem i łzami Jezusa;
nie jest zgorszona, kiedy Jezus zostaje ukrzyżowany,
kiedy jest taki mały na krzyżu,
kiedy straszliwie cierpi.

Jezus odczuwa na krzyżu
przerażające cierpienia fizyczne.
Ważne jest, by zrozumieć, co przeżywa,
na czym polega tortura ukrzyżowania.
Ukrzyżowany, przytwierdzony ramionami do góry, może oddychać tylko wtedy, gdy podeprze się nogami, aby się wyprostować i napełnić płuca powietrzem.

Dlatego Kościół mówi, że rzymscy żołnierze, aby przyspieszyć śmierć ukrzyżowanych, by można było usunąć ciała przed szabatem, łamali im nogi.
Jezus jednak był już martwy, więc nie połamali Mu nóg, lecz przebili bok włócznią.

Trzeba zobaczyć Jezusa, jak przez trzy godziny musi podpierać się nogami, by złapać odrobinę tlenu,
powoli się dusi,
mówi z wielkim trudem,
Jego konanie trwa długo i budzi straszliwy lęk.

Trzeba też zobaczyć, że jest nagi;
przez wstydliwość nie jest tak przedstawiany,
ale niewolnicy i ludzie skazani na ukrzyżowanie byli rozbierani ze wszystkich szat,
ze swojej godności;
to było dodatkowym upokorzeniem.

Trzeba zobaczyć, że jest sam.
Wszyscy Jego przyjaciele odeszli:
Piotr powiedział, że Go nie zna i jest daleko,
inni uczniowie też stracili do Niego zaufanie,
wątpią w Niego,
już w Niego nie wierzą,
już nie wierzą ani w Jego misję, ani w Jego słowo,
i to jest dla Jezusa strasznym cierpieniem.

A za to są wokół Niego uczeni w Piśmie i faryzeusze,
cały ten tłum pełen nienawiści,
szydzący,
napawający się swoim zwycięstwem.
Naśmiewają się z człowieka, który cierpi i którego we własnym mniemaniu pokonali.

Maryja także jest tam, stoi.
Nic nie mówi.
Usłyszała słowa Jezusa: "Ojcze, przebacz im,
bo nie wiedzą, co czynią",
ale to nie był krzyk,
ledwie tchnienie, które uleciało z ust kogoś, kto z trudem oddycha.

Maryja jest przy tym obecna i nie jest zgorszona.
Wie, że nadeszła godzina.
W Kanie Jezus powiedział Jej: "Jeszcze nie nadeszła moja godzina",
a teraz Maryja wie, że to jest Jego godzina.

W głębi siebie Maryja wie, że to ważna chwila,
być może w sercu przypomina sobie proroctwo Izajasza (Iz 53),
męża wzgardzonego, pozbawionego ludzkiej urody, męża boleści, oswojonego z cierpieniem,
przez którego świat został zbawiony.

To jest wielka tajemnica Nowego Testamentu:
zostaliśmy zbawieni przez potępionego,
zostaliśmy uzdrowieni przez Jego rany.
Trzeba było, by Chrystus umarł,
aby dać poznać i spełnić swoją miłość,
aby Jego cierpienia stały się źródłem życia,
tajemniczą bramą do nieba.

Maryja jest tutaj.
Nie jest rozgniewana na uczonych w Piśmie i faryzeuszy.
Nie boi się.
Nie jest rozczarowana.
Całą sobą jest zwrócona ku Jezusowi,
całą sobą mówi Mu: "Ufam Tobie".
Jezus został ogołocony ze wszystkiego, utracił wszystko,
straszliwie cierpi,
ale pozostało Mu trwanie w komunii z Maryją.
Słowo przyszło na świat w komunii z Maryją
i opuszcza świat w komunii z Nią.

Maryja cała jest w komunii z Jezusem
i razem z Nim ofiarowuje siebie Ojcu.
Jej serce jest zranione,
przeszyte mieczem, -
spełnia się proroctwo Symeona.
Jej przeszyte serce, wraz z ciałem i przebitym sercem Jezusa,
zostaje ofiarowane Ojcu.

Jezusowi pozostała tylko Matka
i trwa z Nią w komunii.
A jednak w ostatniej chwili, jakby ogałacał się z ostatniej więzi.
Patrzy na Nią i mówi: "Oto syn Twój".
Po czym zwraca się do umiłowanego ucznia: "Oto Matka twoja".
Wyobrażam sobie, że w tamtej chwili Maryja patrzy na Jana,
być może czyni w jego stronę jakiś gest.
Już nie patrzy na Jezusa.
Kiedy tylko Jezus dał Maryję Janowi, mówi: "Pragnę".
Co często w Biblii oznacza: "Jestem w lęku".
Zaraz potem oddaje ducha.
Umiera.

Maryja uczy nas tajemnicy współcierpienia,
która jest jedną z podstawowych rzeczywistości "Arki".
Dlatego Maryja jest w sercu "Arki".
To od Niej mamy się uczyć towarzyszenia osobom,
które być może nigdy nie zostaną uzdrowione,
które żyją i będą żyć z wielkimi lękami i głębokimi ranami.

Aby żyć w komunii z osobami zalęknionymi i kruchymi,
aby trwać przy nich,
aby znosić drwiny czy pogardę tych ludzi z naszego otoczenia,
którzy uważają, że tracimy czas,
że moglibyśmy zajmować się zupełnie czymś innym,
że nasze życie jest ubogie i nieważne,
Maryja naprawdę musi być w sercu naszego życia,
w sercu naszych wspólnot.
"Arka" jest związana z Krzyżem i z życiem ukrytym,
z Golgotą i z Kalwarią,
tak jak z Betlejem i z Nazaretem.

Cierpiący Jezus pozwala nam, choć trochę, ujrzeć
wielką tajemnicę ludzkiego cierpienia.
Każde nasze cierpienie, każda nasza rana,
każda nasza kruchość,
to wszystko co jest w nas złamane,
cały nasz strach przed odrzuceniem,
przed brakiem miejsca dla siebie,
cały nasz lęk,
cały nasz zamęt,
cały nasz trud życia,
mogą stać się źródłem życia,
kiedy je zjednoczymy
z Krzyżem Jezusa i z Jego zmartwychwstaniem.

Nie możemy więc trwać w gniewie na nasze rany,
na naszych rodziców, na społeczeństwo, na tych,
którzy wyrządzili nam jakieś zło,
ale wraz z Jezusem możemy odkrywać,
że to całe cierpienie nie jest bezużyteczne,
że jest jakby nawozem, który użyźnia ziemię
i pozwala jej przynosić owoce,
że nic z tego wszystkiego nie jest stracone,
bo wszystko podejmuje Jezus,
przyjmuje w sobie,
przemienia w moc życia.

Jezus pozwala nam odkryć cierpienie jako złożoną ofiarę.
Oczywiście, to nie oznacza, że nie należy
walczyć o ulgę w cierpieniu.
Kiedy kogoś bolą zęby, nie należy najpierw brać go za rękę
i mówić mu:
"Kocham cię!".
Najpierw, i to jak najszybciej, trzeba mu znaleźć dobrego dentystę.
Kiedy ktoś cierpi na zaburzenia psychiczne, musi jak najszybciej pójść do psychiatry;
kiedy kogoś coś boli, trzeba starać się uśmierzyć ból,
wobec cierpienia potrzebne jest mądre współcierpienie będące kompetencją.

Jednak kiedy matka właśnie straciła dziecko,
kiedy żona straciła męża,
kiedy młody człowiek właśnie się dowiedział,
że nigdy nie będzie chodzić,
nie potrzeba tu już kompetencji,
ale współcierpienia, które jest obecnością.

Kiedy ktoś właśnie umiera,
a zrobiono już wszystko, aby go ocalić,
potrzebny jest mu ktoś,
kto będzie przy nim i nie zostawi go samego,
będzie mu towarzyszyć aż do bram nieba.

W "Arce" musimy znać te dwie formy współcierpienia;
musimy umieć pielęgnować i leczyć tych, których przyjmujemy,
to jest współcierpienie-kompetencja.
Ale musimy też wiedzieć, że cała opieka medyczna na świecie,
wszelkie kompetencje techniczne,
nie usuną każdego bólu,
nie uzdrowią każdego lęku,
nie zabliźnią wszystkich ran,
i musimy się nauczyć trwać we współcierpieniu,
jak Maryja.

Musimy też razem z Nią odkryć
tajemnicę naszego własnego cierpienia,
które razem z Nią możemy ofiarowywać
w jedności z Jezusem,
aby dawać życie światu.


Zobacz także
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Aniołki są obowiązkowe w każdym sklepie i stoisku z pamiątkami od Gdańska po Zakopane. Duże lub małe. Pyzate albo wysmukłe. Z gliny, gipsu, ceramiki, drewna a nawet robione na szydełku. Do wyboru, do koloru. Wieszane nad łóżeczkiem dzieci, stawiane na biurku lub na półce. Stały się takim miłym gadżetem. Jeśli chcemy komuś powiedzieć, że go lubimy, życzymy mu dobrze – możemy podarować mu takiego „aniołka”. Czy Anioł Stróż ma cokolwiek wspólnego z całą tą komercją?

 
o. Eustachy Rakoczy ZP
Wymownym wyrazem kultu Cudownego Wizerunku z Jasnej Góry są liczne sanktuaria i kościoły wznoszone pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej. Już w 1621 r. synod krakowski wskazał na Ikonę Częstochowską jako wzorcową konwencję ikonograficzną wyobrażenia Najświętszej Panny. Liczne kościoły parafialne, magnackie i królewskie kaplice miały w swych ołtarzach kopie Matki Bożej Częstochowskiej. 
 
ks. Jan Sochoń
Okres Adwentu i Bożego Narodzenia niezmienne fascynował Eckharta. Odwołując się do treści przeznaczonych na ten okres liturgiczny, wygłosił on w latach 1303–1305 szereg kazań, w których starał się ujawnić sedno swego mistycznego kaznodziejstwa, spiętego rozważaniami na temat narodzin Słowa w głębi człowieczej duszy.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS