Autor: Bogumiła z Krakowa (zuzka) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2011-03-06 14:18
Tereniu, ale co Ty nazywasz potrzebami psychicznymi? Bo chwilę potem przedstawiony przykład "zna tylko dwie odpowiedzi na pytania: tak, tak lub nie, nie" sugeruje, że za potrzeby psychiczne uważasz grzech (przykładowe kłamstwo). W tym wypadku miałabyś rację: katolicyzm nie uwzględnia takich "potrzeb psychicznych". A szkoda. ;))) Czasem mam ogromną potrzebę psychiczną by kogoś udusić gołymi rękami. ;))) Jest wręcz okrucieństwem tego mi zabraniać. Szybko jednak zmieniam zdanie, gdy to ktoś inny ma ochotę mnie zamordować. :)))
Zakazy często przyjmujemy jako zło, tymczasem zakazy nas chronią przed innymi i przed samym sobą. Przed głupstwami, które pod wpływem uczuć możemy zrobić. Niektórych czynów nie da się cofnąć. Przecież nawet samobójstwo możemy określić jako "potrzebę psychiczną". Ale co potem? Jeśli więc o tym myślałaś pisząc ten post, to Twój zarzut/oskarżenie jest tak naprawdę ogromną pochwałą dla katolicyzmu.
Katolicyzm natomiast na pewno ROZUMIE psychiczne potrzeby, nawet takie (grzeszne), bo w ocenie grzechu bierze pod uwagę stan uczuciowy człowieka, jego lęki, jego bezradność, nieumiejętność radzenia sobie z przeszłością, itp. Dlatego podkreśla "Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni" (Łk 6,37), bo nigdy drugi człowiek nie jest w identycznej sytuacji, choćby mu się tak wydawało. Dlatego też oceny grzechu osobistego nie dokonujemy na forum tylko w ciszy konfesjonału. Dlatego także głos osobistego sumienia jest tak bardzo ważny w podejmowaniu decyzji: i dotyczące pojedynczego zachowania i wyboru powołania. Nie zmusza nas Kościół do życia wbrew własnym potrzebom psychicznym. W wyborze powołania właśnie mamy obowiązek uwzględnić nasze potrzeby. Nawet wtedy, kiedy mamy prawo powiedzieć: "bardzo chciałam wyjść za mąż, mieć dzieci, zawsze o tym marzyłam, ale Bóg zażądał czegoś innego" - nawet wtedy człowiek wezwany przez Boga nie robi tego całkiem wbrew własnym potrzebom. To niewierzący mogą tak widzieć. Decyzja rezygnacji z ludzkiej, normalnej, potrzeby miłości małżeńskiej i rodzinnej nie jest i nie powinna być związana z postawą "wbrew sobie". Raczej pojawia się NOWA potrzeba, wielka, potrzeba zjednoczenia się z Bogiem, oddania się Jemu bardziej, inaczej. To też jest potrzeba psychiczna. Rzeczywiście, często musimy wybierać między kilkoma różnymi potrzebami. WYBIERAĆ. A nie "nie uwzględniać potrzeb psychicznych". Wybierać to, co jest we mnie mocniejsze. Pragnąć wszystkiego nie jest niczym złym. Mała św. Tereska najlepiej to określiła: "Chcę wszystko". I została świętą. Kapłan też ma prawo mieć potrzeby niezwiązane z kapłaństwem. Nie może natomiast grzeszyć, czyli krzywdzić kogoś lub siebie. Same potrzeby psychiczne są darem Boga, tak jesteśmy skonstruowani i nie możemy nic złego w tym widzieć. Katolicyzm pozwala nam wybierać. Ale potem nakazuje nam być odpowiedzialnym, konsekwentnym swojego wyboru. Czy może być w tym coś złego? To dla naszego dobra.
Dalej piszesz: "Prawdziwy katolik jest twardy jak skała". Czy rzeczywiście tak musi być? Powinien być twardy jak skała, gdy chodzi o grzech. Że nie jest taki - widzimy to w konfesjonałach. Czytamy nawet w Piśmie Świętym: "Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy" (1 J 1,8). Jest to więc raczej nasz cel, a nie nasza droga. Dążenie do doskonałości - tak. Ale nikt z nas nie jest odtrącany przez Boga i Kościół z tego powodu, że nie jest jeszcze doskonały.
Jeśli natomiast nie chodzi Ci o grzech, tylko o uczuciowe odruchy, to już na pewno nie można powiedzieć: "Trudno, prawdziwy katolik swoje potrzeby musi schować do schowka". Jezus okazywał uczucia. Czy można mówić o Nim, że był "twardy jak skała"? Widzę Go inaczej. Widzę jak płacze nad Jerozolimą. Jak płacze nad przyjacielem Łazarzem. Jak się gniewa na kupczących w świątyni. Widzę, jak się boi cierpienia i śmierci na krzyżu. Widzę, jaki ma żal do Judasza, gdy zdradził, czy do Piotra, który radzi, żeby odrzucił krzyż. JA widzę "ludzkiego człowieka", a nie skałę. Gdyby umierała za mnie jakaś skała, wcale by mnie to nie ruszało. Ale za mnie umierał Człowiek, który czuł podobnie jak ja i miał potrzeby takie jak ja. Jego Boskość nie odebrała Mu zwykłego człowieczeństwa. Czy Kościół wymaga od nas, byśmy byli mocniejsi niż Jezus? To tylko nasza pycha.
Piszesz: "religia wymaga radykalizmu, nie uczuciowości". To życie tego wymaga, Tereniu. Rano mam wielką potrzebę spania, a tu trzeba radykalnie przerwać sen. Co z tego, że nam się nie chce iść do pracy, nie chce nam się iść do dentysty, a wcześniej do szkoły. Co z tego że mam inne "potrzeby psychiczne"? Jestem odpowiedzialna za swoje życie i rzeczywiście, wiele rzeczy MUSZĘ. Choć coś męczy, boli, nudzi - czasem MUSZĘ. To życie często nie uwzględnia naszych potrzeb bieżących, bo rozum pokazuje dalsze potrzeby, które możemy zaspokoić jedynie przez to, że "dzisiaj" nie zaspokoimy innych. Katolicyzm nam właśnie w tych decyzjach pomaga. To nie jest przeciwko nam. To dalej jest ochrona. Chroni nas przed przyszłością, która stałaby się dramatem.
I jeszcze napisałaś: "jakby mi umarł Jezus, poszłabym do swojej lepianki i już nigdy z niej nie wyszła (znam swe reakcje). Maryja miała o tyle lepiej, że objawiał Jej się Bóg i pewnie mówił: "jeszcze trochę i zobaczysz się z Jezusem". - Nie czuję, żeby Maryja "miała lepiej". Takimi słowami odczłowieczamy Ją, a przecież Jej emocje są takie same jak nasze. Lepiej-gorzej zależy od rodzaju przeżywanego nieszczęścia i od osobistego progu bólu (fizycznego i psychicznego). Może Twój próg bólu psychicznego jest z jakiegoś powodu bardzo niski. Ale dlaczego tak jest, jak bardzo odbiega od normy i czy można to zmienić - to nie jest sprawa religii tylko lekarza czy psychologa. Może zbyt wiele przeżyłaś gdy jeszcze nie umiałaś siebie chronić, albo rodzice nie dali Ci tej ochrony, którą jest ich miłość w dzieciństwie. Jednak i tutaj religia może jedynie pomóc, bo daje większą motywację. Bóg KAŻDEMU Z NAS mówi "jeszcze trochę i zobaczysz się z Jezusem" (i dosłownie z Jezusem, i ze wszystkimi, którzy nam umierają). Nie wiemy, czy Maryja miała jeszcze jakieś inne objawienia oprócz tych, które przedstawia Biblia. Mogła nie mieć, bo dlaczego nie byłyby akurat te inne zapisane? Ale na pewno wiedziała, że zobaczy Jezusa, tak samo jak i my o tym wiemy. Czy wytrzymałabyś taki ból? Tego nie wiesz. Dopóki się to nie stanie - nie będziesz wiedziała. Żadna matka nie wyobraża sobie śmierci dziecka. Ale przecież nie tylko Maryja straciła dziecko. Są wypadki, morderstwa, choroby. Siły przychodzą wtedy, kiedy są potrzebne, a nie wcześniej.
Pamiętam moją Mamę, gdy umarła siostra, a przez 10 dni nie znaleźli jej ciała. Mama codziennie kilkakrotne przemierzała trasę, gdzie mogło być ciało, wariowała z bólu i ze strachu, że siostra żyje i potrzebuje pomocy. Wydawało się, że tego nie udźwignie. Udźwignęła. I był to czas, kiedy przeżyła głębokie nawrócenie. Człowiek naprawdę potrafi przeżyć dużo więcej niż mu się wydaje. Inna sprawa, że zdobywamy te siły poprzez wysiłek przyjmowania codziennych krzyży. Dlatego trzeba umieć zwyciężać siebie w drobnych sprawach. To jest potrzebne także ludziom niewierzącym. Nam jest łatwiej tylko o tyle, że mamy lepsza motywację. Emocjonalnie jednak wszystkim jest tak samo trudno.
Nie wiem też, czy rzeczywiście mężczyznom jest łatwiej. Na pewno mniej okazują uczucia, być może nie przejmują się tak bardzo drobiazgami. Ale moje obserwacje są takie, że gdy przychodzą trudne chwile, to oni łatwiej się załamują. O wiele trudniej im wtedy powiedzieć: "takie jest życie". Wprawdzie to kobiety częściej chorują na depresję, ale to mężczyźni częściej popełniają samobójstwa (w Polsce: na jedną kobietę - pięciu mężczyzn). Ale oczywiście każdy jest trochę inny i nie można wkładać ani ich, ani nas, do wspólnego worka.
|
|