Autor: jesi (78.8.106.---)
Data: 2013-08-16 17:02
Watek sie ciagnie i to na dodatkowy temat, mysle ze moderator nie jest zly.
Wiec mam swoje zasady :), i jednak bym nie poszla, gdyby nie bylo chocby cienia jakiegos zauroczenia. Nie oczekuje sie zakochac w jakims pieknym ideale, moze On byc niezbyt urodziwy, ale zeby bylo to 'przyciaganie', to przyslowiowe 'cos w sobie ma'. Teoretocznie fajnie to brzmi, lepiej byc z kims kogo sie na prawde pozna, bo wazna jest milosc nie zakochanie. Owszem wazna jest milosc, ale wlasnie takim spoiwem laczacym, ktore inicjuje, spotkania, dalsze poznawanie - jest zakochanie. No bo moglabym tak naprawde wyjsc za sasiada, ktory jest uczynny, dobry, wolny. Lecz zero pociagu do niego mam. A pokochac go moglabym teoretycznie. Ale wlasnie znowu - to zauroczenie, to jakas podstawa. Nawet mogloby zauroczenie za jakis czas minac, ale wole zeby minelo, albo najlepiej - nie. Niz zeby go wogole nie bylo. Bo czemu nie przezyc tego jak inni jakos tego doznaja. Choc tak jak piszesz McDoris mozliwe ze moze byc chemia, w dojrzewajacym zwiazku. Ale wlasnie nie wiadomo, czy ona wogole sie pojawi. A wtedy wiadomo, jest ryzyko ze spotykajac sie z chlopakiem niezobowiazujaco, moge narobic mu nadziei i go skrzywdzic, bo sie zadluzy. Bo w koncu czekam na chemie miedzy nami. Ktora moze sie nie pojawic. Zapobiegliwa jestem ;)
ps moi rodzice tez sie zakochali, i mama mowi ze dalej jest zakochana w tacie, 33 lata po slubie
|
|