Autor: n (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2017-04-05 14:22
I to niby ma być z Bożego ducha? Nie rozumiem takiego czegoś i tego się właśnie boję w Kościele. Ludzie przeżywają jakieś niby mistyczne uniesienia, a psychika do niczego bo jakoś nagle dziwnie "rozwalona". Tyle nie raz z katolickich ust piękne słowa o Bogu wypływają, a w życiu, w obyciu takie jedne, wielkie dziwolągi chodzące oceniające każdego w w sercu głównie, a sami są jak groby pobielane którzy z życiem, z samymi sobą tak sobie radzą, że aż żal patrzeć. Widzą drzazgę w oczach innych, a swoich wielkiej belki, ale mają cudowne przecież przeżycia mistyczne, Chrystusa "znają" więc są super... w oczach własnych. Ważne żeby kamień własnego grobu odsunąć i pozwolić aby cuchnący Łazarz z niego wyszedł.Żebyśmy my, cuchnący Łazarze z niego wyszli. Tylko trzeba na to pozwolić. Myślę, że czasem lepiej zamiast tych przeżyć mistycznych, upadków w Duchu... zadzwonić do kogoś kto samotny i pogadać z nim? A może zapytać się kogoś kto chory czy nie kupić mu leki? A może wujka z którym się pokłóciliśmy poprosić o przebaczenie i przeprosić? To jest miłość. Te całe uniesienia są według mnie całkiem fajnym wytłumaczeniem na brak miłości do drugiego człowieka. Jeden z drugim upada sobie w Duchu i siedzi trzy dni w Kościele, a niedaleko kościoła może ktoś znajomy na Ciebie czeka i Ciebie potrzebuje?
|
|