logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Gosia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-11 12:57

Kochani, zwracam się do Was po poradę, po pomoc. Bo nie chcę sama czegoś zepsuć, tak po babsku przedobrzyć.
Jesteśmy 25 lat po ślubie. Dwoje dorosłych dzieci, zubożała działalność gospodarcza, wielki dom, którego nie możemy z niej utrzymać, dzieci na studiach, którym nie możemy pomóc. Ogólnie więc, trudno. W tym wszystkim ja, nawrócona na żywą, gorącą wiarę w 2012 roku, czerpiąca z Miłości Boga siłę i błogosławieństwo oraz mój mąż. Ponieważ moje nawrócenie było dość nagłe i spowodowało w pierwszej fazie wielką modlitwę uwielbienia trwającą często po 3 godziny (w kątku domu, na początku w ukryciu przed domownikami, ale potem już jawnie), wywołało to u męża reakcję odwrotną. Z obojętnego katolika, chodzącego do kościoła w niedzielę na Mszę Św. dla tradycji, stał się, no chyba wrogiem Boga.Powiedział mi, że moja modlitwa go odpycha od Boga i żebym nie robiła cyrku przed sąsiadami (bo modliłam się przy zapalonej świecy, przy oknie). Kompletnie z Bogiem zerwał. Dzieci też. Bolało. Z czasem przyzwyczaili się do mojej modlitwy i już nie reagowali. Natomiast przy tych kłopotach z dochodami postępowała nerwica u męża, potem depresja, uzależnienie od alkoholu. Podejrzewam, że wielu osób tutaj wie, co to znaczy agresja w upojeniu alkoholowym.? Nigdy nie zostałam uderzona, ale czasami się bałam. Jednak bardziej bałam się, że tę agresję skieruje przeciwko sobie i targnie się na swoje życie. To było bardzo realne zagrożenie. O leczeniu nie było mowy, bo do tego trzeba przecież przyznać się przed sobą do uzależnienia. Ale do meritum.
Ponad tydzień temu, w pierwszą sobotę m-ca, prowadziłam parogodzinne czuwanie w kościele, a mój mąż w tym czasie, w stanie głębokiego upojenia alkoholowego szalał w domu, rozwalał sprzęty. Córka uciekała przed nim, wzywała pomocy u syna (który przyjechał do niej), mąż atakował też przechodniów. Aż dziw, że nikt nie wezwał Policji?! Ja w błogiej nieświadomości, rozmodlona w kościele, a w domu apogeum nienawiści. Kiedy wróciłam leżał w kotłowni, brudny, upodlony, na węglu, ziejący nienawiścią, bluzgający na mnie i na wszystko. I tak bez przerwy 4 dni. Sprawdzałam co godzinę, co z nim. Wylałam cały alkohol jaki znalazłam, ale i tak gdzieś go jeszcze miał, bo pił potem dalej.
Przepraszam, że ujawniam tu takie szczegóły, ale to ważne, bo chcę dobrze zobrazować sytuację.
Pomógł mi mój brat, którego wezwałam we wtorek, w środę sam do niego przyjechał i tak, mąż odstawił na ten moment alkohol, wyszedł z tej kotłowni, doprowadził się do ładu. Nie odwróciłam się od niego, nie okazywałam wrogości, ale też nie pomagałam w nawiązaniu relacji. Po prostu czekałam, co teraz?. Przyszedł do mojego pokoju w czwartek wieczorem. Rozwalony emocjonalnie, złamany, z bardzo wyraźnymi objawami depresji. Takie wewnętrzne rozedrganie, niemożność skupienia uwagi, wrażliwość na najmniejszy hałas (mamy dwa psy),itp. Zaczął od słów: Gosiu, nie wiem co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła, nie wiem jak mam Cię przeprosić, nie wiem jak przeprosić dzieci, nie wiem jak żyć. Pomyślałam, dobry początek, ale pewnie on wie, że coś takiego na mnie zadziała. Na szyję mu się nie rzuciłam z ulgą i przebaczeniem, nie. Ale powiedziałam coś, czego nie miałam odwagi mówić przez tyle czasu, bo byłabym wykpiona i wyśmiana: Że życie bez Boga prowadzi człowieka do takiego upodlenia. Doświadczył tego teraz na własnej skórze. Jeśli chce mnie przeprosić, to może tylko w jeden sposób. Ma codziennie wieczorem klękać ze mną i odmówić jedną dziesiątkę Różańca. I tak właśnie od czwartku się dzieje. Sam pyta (np. wczoraj), czy już się modlimy, bo późno i chciałby się położyć? W piątek umówiłam go na wizytę u psychiatry (sam tego chciał), po świętach.

Nakreśliłam Wam sytuację i mam pytania, bo nie wiem jak poprowadzić męża do Boga. Może ktoś miał tego typu doświadczenia? Ja wiem, że Jezus wchodzi przez tę sytuację w jego życie, że w taki sposób pokazuje mu bezsilność człowieka, że wyciągnie z tego samo dobro. Ale wydaje mi się, że i ja mam tutaj swoje zadanie do wypełnienia. Nie chcę czegoś zepsuć, nie chcę wychodzić przed szereg przed Panem. Jeśli ktoś może, to proszę doradźcie!

1. Czy ta jedna dziesiątka Różańca to nie za mało? - nie chcę go zarzucić od razu nie wiadomo czym? Przerażało go przecież to, że ja tak długo się modliłam. A z drugiej strony wiem, jak zbawiennie działa powtarzanie pozdrowienia anielskiego.

2. Za kilka dni święta. SPOWIEDŹ ! Czy nalegać na odbycie Spowiedzi? To obowiązek katolika. Jednocześnie wiem, że rachunek sumienia w tej chwili go przerasta. Wszelki wysiłek umysłowy jest w tej chwili trudny i wywołuje niepokój. Przecież nie zrobię tego za niego. Z drugiej strony zjednoczenie z Jezusem. To przecież najważniejsze ! Duch Święty mu pomoże ! Wczoraj była u nas Spowiedź i dzisiaj też wieczorem będzie. Mąż o tym wie, bo mu już powiedziałam, że powinien iść (raz i więcej nie nalegałam, ani nie przypominałam), ale wczoraj pominął to milczeniem. Zły już go tam pewnie odwodzi od tej myśli. Nalegać dzisiaj? Jest taka możliwość, że mogę go umówić z naszym wikarym.
Poradźcie, bo nie wiem jak postąpić?

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2017-04-11 16:42

Szczerze, z całą świadomością wagi słów: nigdy w życiu nie nalegałabym na modlitwę albo na sakramenty jako na formę przeproszenia mnie lub jakiejkolwiek innej osoby. Nigdy w życiu, ponieważ kojarzy mi się to:
1) z instrumentalnym traktowaniem kontaktu z Bogiem,
2) z rodzajem presji graniczącej z szantażem: nie dam się przeprosić, dopóki nie będziesz odmawiał różańca.
Nigdy w życiu. Tym bardziej nie przymuszałabym osoby (prawdopodobnie) chorej.

A poza tym zastanowiłabym się, czego brakowalo mężowi, skoro popadł w alkoholizm. I dlaczego miał wrażenie, że wielogodzinna modlitwa żony odpycha go od Boga. Mnie to wrażenie nie zdumiewa ani nie oburza.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: 77 (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2017-04-11 16:47

Podziwiam Twojego męża. Ja bym tak nie potrafiła.
Nie przyciskaj go, bo każdy ma swoją drogę do Boga. Jak będziesz naciskać, zaraz jak się poczuje lepiej, wróci "na stare śmieci". Ja bym tak zrobiła.
O spowiedzi i ewentualnym ułatwieniu możesz wspomnieć, ale on jest dorosły, i on podejmuje decyzje. Uszanuj jego wolność.
Módl się za niego i go prawdziwie, z całym szacunkiem, kochaj.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: 1268 (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-11 17:02

Uważam, że nie można dorosłego człowieka zmuszać do modlitwy.
Można go tylko zapraszać do wspólnej modlitwy. Ale szantaż jest poniżej pasa.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Gosia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-11 18:31

Widzę, że trzy osoby odebrały wezwanie do modlitwy, jako szantaż. Pewnie tak to wygląda. Tak naprawdę jednak nakłoniłam męża do zwrócenia się do Boga po pomoc. Tu nie chodziło o zaspokojenie moich ambicji i zasług w oczach Boga, tylko o to aby zwrócił się wreszcie ze swoją słabością do Niego. To zdaje egzamin, bo mąż nawet sam określa intencję, w jakiej się dzisiaj modlimy. Przed chwilą wyszedł do kościoła, do Spowiedzi :D Chwała Panu. Nie naciskałam. Uszanowałam jego wybór. Jestem zadziwiona działaniem Jezusa jego sercu. Od chwili mojego nawrócenia modlę się w intencji męża i dzieci, bo wiem od początku, że mam wprowadzić Boga w nasze życie. Nigdy niczego nie narzucałam i nikogo nie nakłaniałam. Po prostu, jak świeca, mam świecić wiarą i milczeć. To moje ultimatum to było pierwszy raz. W sytuacji, gdy mąż doszedł do swojej ściany.
Trochę dziwi mnie i - nie ukrywam - też boli, krytyczne nastawienie do mnie. Widać, im więcej człowiek obnaży swojej prywatności, tym więcej rzeczy można skrytykować i poprzekręcać wg swoich wyobrażeń. Dziwi mnie, że dzieje się to w gronie nas wierzących, żyjących prawdziwie Jezusem, Jego Słowem, Eucharystią. Ale OK. Jesteśmy tylko ludźmi.
Hanno, nie powiedziałam, że nie dam się przeprosić w innym wypadku.

Czego brakuje mężowi, że pije? Szczupłej żony. Jestem mocno puszysta. Byłam taka od zawsze. I gdy mnie poznał, i gdy się pobieraliśmy po trzech latach. I całe nasze wspólne życie. 16 lat temu miał romans, 6-letni, z dzieckiem pozamałżeńskim w tle. Tamta kobieta walczyła o niego zaciekle, a właściwie o swoje lepsze życie u jego boku. Opiekowała się naszymi dziećmi, a gdy dostrzegła szansę, poszła na całość. Moja walka o męża i rodzinę polegała na tym, że dałam mu wolny wybór. Nic na siłę. Mógł odejść. W chwili, gdy wszystko wyszło na jaw, dla niego straciło chyba urok, bo nie chciał nas zostawić. I został. Mimo, że ja się nie zmieniłam. Generalnie, mąż jest człowiekiem bardzo pracowitym, zdolnym, ale bardzo skrytym, nie umiejącym wyrażać uczuć, kumulującym wszystkie stresy i przez to bardzo słabym psychicznie. A wydawało mu się, że nic go nie złamie, ze wszystkim sam sobie poradzi. Bóg to białobrody staruszek z kartek bajki. Też byłam bardzo daleko od Boga. A jednak wróciłam do Niego i wiedząc jak inne, jak wspaniałe jest życie z Jezusem, mimo wszystkich trudności, biedy, pragnę tego samego dla męża i dzieci.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Asia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-11 19:27

I co pomyślały twoje dzieci, że zamiast bronić je przed agresją pijanego ojca, przesiedziałaś kilka godzin w kościele. Mogę sobie wyobrazić jak bardzo córka się bała. Takie działania nie przybliżą ich do Pana Boga, wiara to bardzo osobista sprawa każdego człowieka. A taki szantaż raczej męża odstraszy a nie przybliży. Działaj delikatnie i z miłością, nie namawiaj i nic na siłę, daj mężowi czas i spędzaj trochę więcej czasu z rodziną zamiast w kościele, bo może to po prostu "ucieczka" przed życiem i problemami. Moja znajoma tak bardzo zatraciła się we wspólnocie, modlitwach i kościele, że z ich czworga dzieci tylko jedno jest wierzące. Dziś już dorośli ludzie, odwrócili się od Boga. Bądź wierna Bogu, ale mądrze.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Martha78 (---.protonet.pl)
Data:   2017-04-11 20:23

Nie jestem psychologiem, więc napiszę tylko o moich odczuciach. Wydaje mi się, że oboje uciekliście od problemów - ty w kilkugodzinne modlitwy, twój mąż w alkohol. Dobrze, że załatwiłaś mężowi psychiatrę. Ale szantażowanie go i wymuszanie modlitw? Mam wrażenie, że napawasz się teraz porażką męża - jeszcze niedawno się bałaś a teraz proszę: pokornie klęka i robi co mu każesz. Zakładam, że w dobrej wierze ustawiłaś się na miejscu Pana Boga i wymagasz - modlitwa już była, to teraz dołożysz jeszcze więcej modlitw no i koniecznie spowiedź. Czy to jest droga do prawdziwego Boga? Czy Bóg kogokolwiek w jakiejkolwiek sytuacji szantażuje?

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Estera (---.165.kosman.pl)
Data:   2017-04-11 20:50

Gosiu, Ty i Twój mąż potrzebujecie terapii. Każde z Was znalazło swój sposób na ucieczkę przed problemami: mąż w alkohol, Ty w pobożność i wielogodzinne modlitwy. Nie tędy droga. Problemy się rozwiązuje, czasem potrzebna jest pomoc osoby trzeciej w nauce rozwiązywania tych problemów.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2017-04-11 23:48

Cóż, Gosiu, zdania nie zmieniam. Nie akceptuję drogi wpływu na rodzinę, którą obrałaś. Uważam, ze obierasz blędne metody. To moja opinia, życie zaś Wasze.

W drugim poście piszesz: "Hanno, nie powiedziałam, że nie dam się przeprosić w innym wypadku."
Zaprzeczasz sama sobie. Sprawdziłam. Jednak napisałaś w pierwszej wypowiedzi, jasno, że jest tylko jeden sposób na to, żeby mąż mógł przeprosić. Cytat z Twojego posta mówi właśnie o tylko jednym sposobie:
"Jeśli chce mnie przeprosić, to może tylko w jeden sposób. Ma codziennie wieczorem klękać ze mną i odmówić jedną dziesiątkę Różańca".
Mamy sprzeczność.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: B. (---.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2017-04-11 23:53

"Od chwili mojego nawrócenia modlę się w intencji męża i dzieci, bo wiem od początku, że mam wprowadzić Boga w nasze życie."
Tak Gosiu, bardzo dobrze myślisz, że masz wprowadzić Boga w Wasze życie. To jest celem żony, to powinno być celem każdego małżonka sakramentalnego. To dobrze, właściwie ustawiony priorytet życiowy.
Bardzo dobrze robisz. Łagodne, z miłością nakłanianie męża i dzieci do modlitwy, spowiedzi, niedzielnej Mszy Świętej to właściwe prowadzenie rodziny. Mądra kobieta z Ciebie. Myślę, że na początek ten dziesiątek różańca mężowi wystarczy. Pan Jezus nauczył nas bardzo krótkiej modlitwy (Ojcze nasz). Dobrze, że nakłoniłaś męża do spowiedzi. Sam może by na to nie wpadł :) Albo marnowałby dalsze lata bez pojednania z Bogiem.
Znam sytuację trochę podobną. Tam początkowo całkowicie oporny człowiek stopniowo pod wpływem systematycznych zachęt zaczął prowadzić dziesiątek różańca w rodzinie, chodzić w niedziele do kościoła, do spowiedzi, gdy zachorował bardzo uważnie i głęboko uczestniczył w sakramencie namaszczenia chorych. Nie żyje już, ale gdyby w tych sprawach został "pozostawiony sobie" - pewnie umarłby bez Boga.
"11 Dlatego zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich, jak to zresztą czynicie" 1 List do Tesaloniczan 5,11
Bardzo serdecznie Ciebie pozdrawiam. Niech Pan Jezus Cię wspiera Gosiu i prowadzi.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Aga (5.170.222.---)
Data:   2017-04-12 00:20

Gosiu, niedawno się nawróciłam, zbliżyłam do Boga. Ale z dłuższymi modlitwami sobie nie radzę, odpycha mnie to. Taka zmiana nie może nastąpić z dnia na dzień, to pewien proces. Zmienia się postrzeganie świata dzięki wierze, to nie dzieje się w momencie. Dziesiątka różańca to dla mnie nie lada wyczyn. Mogę tylko powiedzieć, przytoczyć przykład z życia, kiedy to mój dobry kolega nawrócił się rok temu. I to bardzo gorliwie. Wierzy, nikogo nie namawia do niczego, ale swoją właśnie neutralną postawą wiele działa. Ludzie widzą go, jaki jest pozytywny, jaka energię i siłę czerpie z modlitwy, od Boga, jaką ma w sobie nadzieję. Aktualnie dzięki tej właśnie cichej ale mocnej postawie, już dwie osoby postanowiły przyłączyć się do niego w modlitwie, chociaż on o to wcale nie prosił. To Ty musisz emanować szczęściem i światłem jakie daje Bóg, masz pokornie się modlić, nie afiszować absolutnie ze swoją wiarą bo nie na tym to polega. Bóg jeśli będziesz o to prosiła w modlitwie znajdzie sposób i na męża, jak go uratować. Ale Ty sama nie rób nic na siłę bo tylko go zrazisz.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2017-04-12 04:35

Gosiu, nie miej żalu do osób patrzących nieco krytycznie czy postrzegających Cię jako nawiedzoną neofitkę. Każdy radzi jak potrafi, z serca i według własnej duchowości. To nie jest forum eksperckie, w słowie pisanym pozostają niedopowiedzenia a ksiądz moderator czuwa by nikogo nie obrażono, jednocześnie dopuszczając różne punkty widzenia. To może być drogą do refleksji. No właśnie każdy radzi według własnej duchowości i Ty też masz prawo do własnej, do wielogodzinnych modlitw jeżeli nie godzi to w dobro rodziny. Do tego by nie kryć z wiarą przez sąsiadami, by dawać świadectwo, by trwać w tym co jest Ci duchowo bliskie.

"Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej". Łk 12, 49-53

"Potem mówił do wszystkich: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów" Łk 9, 23-26

Czyż nie tego doświadczyłaś?

W drodze nawrócenia, kiedy Pan Bóg w obfitości daje radość, uniesienie modlitewne i chęć nawracania całego świata dobrze jest korzystać z kierownictwa duchowego czy stałego spowiednika by nie popłynąć w wiarę emocjonalną, czy dewocyjną. Po czasie takich uniesień i fruwania ponad ziemią może przyjść Boże oczekiwanie na wzrost duchowy przez trudne doświadczenia ciemności. Gosiu, wspominam o tym absolutnie nie oceniając ale pomyśl czy nie jest to droga dla Ciebie w kontekście Twoich problemów rodzinnych.
Pytasz czy jedna dziesiątka Różańca to nie za mało? Dla jednego wystarczy a dla drugiego za mało. Najpiękniejszą modlitwą jest Słowo Boże wdrożone w czyn. Co prawda odmawiając Różaniec modlisz się Modlitwą Pańską Łk 11, 2-4; Mt 6, 9-15 i Pozdrowieniem Anielskim Łk 1, 28.42, ale dla chrześcijanina poznawanie Słowa Bożego jest konieczne by nie iść tylko za uczuciami a za nauką Pisma Świętego.
Gosiu, Twój mąż jest teraz jak bardzo kruchy lód. Jeżeli sama praktykujesz modlitwę Słowem Bożym to męża wprowadzaj bardzo ostrożnie raczej zaczynając od Nowego Testamentu. Jeżeli przyjmiesz podpowiedź to dobrą praktyką jest codzienny fragment Czytań z danego dnia np. z tej strony:
http://niezbednik.niedziela.pl/liturgia/2017-04-12
przechodząc potem do komentarzy zawartych na stronie. Komentuje tam między innymi ks. Krzysztof Wons SDS w szczególny sposób skłaniający do medytacji.
Niewierzący powiedzieliby o przypadku ale czytając Gosiu Twój post startowy w zalinkowanych dzisiejszych czytaniach z Księgi proroka Izajasza i Psalmie widzę Twoją historię.
Może jednocześnie krótkie fragmenty 1Listu św. Jana, nie sposób w nim nie pokochać Chrystusa. Swoje przeżyłaś ale mimo wszystko traktuj męża z ogromną delikatnością we wprowadzaniu w wiarę, karm go na razie taki Bożymi cukierkami. Nie nalegaj, nie wymuszaj. On już odnalazł drogę, Ty mu ją delikatnie rozświetlaj.
A może coś z tych propozycji dla małżeństw:
http://centrumkapucyni.pl/?page_id=247
sesje o. Piotra Zajączkowskiego
i dla osób w nałogach: http://oatzakroczym.pl/terminarz/aa/
Niech Cię prowadzi Duch Święty.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: justyna (---.sileman.net.pl)
Data:   2017-04-12 09:04

Twoim powołaniem jest bycie żoną i matką i z tego rozliczy Cię Bóg. To tak jak ksiądz zamiast w konfesjonale i kościele, siedziałby na jakiś kursach czy przy hobby, bo zaprowadził go tam sam Bóg. Modlimy się pracą, służeniem bliskim, sąsiadom. Nie ten, kto woła "Panie, Panie" wejdzie do nieba, ale ten, kto wypełnia wolę Ojca. Wybierzcie się razem na terapię. Masz wielkie problemy i topisz je w infantylnej religijności. Wielbić Boga można w drugim człowieku, a nie uciekać w różne formy modlitewne. Co na to spowiednik? Nikogo nie wolno zmuszać do modlitwy, ani do sakramentów.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: 1268 (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-12 09:46

Twój drugi post przeczy pierwszemu ("Nigdy niczego nie narzucałam i nikogo nie nakłaniałam.")
Który jest prawdziwy?

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Gosia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-12 11:53

Widzę, że większość osób tutaj wyobraża sobie, że ja spędzam na klęczkach wiele godzin i nie wychodzę z Kościoła. Tak dobrze to nie ma. 4 lata temu wróciłam z rekolekcji i przez pierwsze miesiące czułam nieodpartą tęsknotę do Boga. Ja musiałam modlić się, trwać w Jego obecności.Nie mogłam bez Niego wytrzymać minuty. Nie wiem jak mam Wam to wyjaśnić ?. Dla mnie wcześniej byłoby to śmieszne, nierealne. A tu tak się ze mną porobiło. Sama tego nie rozumiałam. Przemożna tęsknota do trwania przy Nim. Tak sobie myślę, że w tym moim procesie nawracania Bóg zalewał mnie Miłością, na którą wreszcie umiałam odpowiedzieć. Oczywiście zaburzało to rytm moich zajęć i musiałam to jakoś poukładać i pogodzić. Dzisiaj modlę się często podczas obowiązków domowych, w drodze do pracy, a wieczorem dopiero mogę spokojnie uklęknąć przy moim oknie. Dziwne było to, że mąż początkowo szydził i wyśmiewał, potem wysprzątał mi ten pokój (bo to było pomieszczenie bez mebli, taki składzik wszystkich "przydasiów"), a gdy zmarli moi rodzice, meblami z ich domu urządził mi ten pokoik i teraz, nawet gdy ja się tu modlę, przychodzi tu posiedzieć i przejrzeć pocztę w internecie.

W Kościele śpiewałam od zawsze. Od dzieciństwa, kiedy tylko odkryto moje predyspozycje. Schole, zespoły, obecnie chór od 24 lat. To nie jest nic nowego dla męża. Co więcej bardzo mu się to podobało. W tę pierwszą sobotę rzeczywiście tak to wyglądało i tak było, że on szaleje, a ja w Kościele. Ale, czy mogłam coś takiego przewidzieć? W każdą pierwszą sobotę prowadzę te czuwania. Czy to moja ucieczka ? Pewnie tak. A może bardziej szukanie kogoś, kto mnie będzie kochał. Bóg tę miłość daje bezwarunkowo. Mąż szuka ładniejszej. W stanach upojenia wyzywa od różnych takich.

Piszecie o terapii. Przeszłam terapię dla współuzależnionych. Sama. Mąż przecież nie ma problemu. Pukał się w głowę, gdy mu powiedziałam. Przeszłam terapię indywidualną, grupową, stosowałam farmaceutyki. W końcu je odstawiłam, bo powodowały dodatkowe tycie i znieczulały wszystkie uczucia, nie tylko te złe. Brałam je dwa lata.
Ktoś zapyta, dlaczego nie schudniesz ? Oczywiście, całe życie się odchudzam. Mogłabym książkę o tym napisać. I efekty jo-jo burzą wszystko. Może gdybym miała wsparcie w domu. Ale go nie mam. Zatem poddałam się operacji zmniejszenia żołądka. W 4 m-ce schudłam 50 kg. Było cudownie. Przez 2 lata. Potem organizm się przyzwyczaił do tej malutkiej ilości jedzenia i zaczął znowu odkładać. Po 11 latach od operacji mam na sobie z powrotem 35 kg z tych 50 zrzuconych. Nie zrobię poprawki. To nie ma sensu. Przyjęłam "na klatę", że mam taka być. Mąż nie.

Dzieci. Możecie sobie tylko wyobrazić, co przeszły przez te 6 lat romansu męża. Gdy się to zaczęło syn miał 8 lat i szedł do I Komunii Św. a córka 3 latka. Chroniłam je jak umiałam, ale ja sama tego nie mogłam wytrzymać. Nie wszystko się udawało. Są poranione. Mąż jest poraniony. Ja jestem poraniona. Dzisiaj stawiacie mi tu zarzuty, że dzieci tyle przeżyły, że matka sobie śpiewa, a córka znosi ataki ojca. Uważacie, że człowiek na wszystko ma wpływ ? Że wszystko tak od ręki da radę ogarnąć, wszystko przewidzieć? Tak. W sobotę tak się zdarzyło. Nigdy wcześniej nie skierował swojej agresji na nią, ani na syna. Ona była jego córunią, choć nie umiał tego okazać. Dlatego nigdy nie czułam, że może jej coś grozić z jego strony. Dlatego ze spokojem poszłam na to czuwanie i śpiewałam z radością. Nie jestem jasnowidzem. Uważam, że w wychowaniu dzieci zrobiłam dobrą robotę, bo w tych wszystkich poranieniach nie odwróciły się od niego, choć nie mają od niego ciepła, ani serdeczności. Mąż nie potrafi tego okazywać. Jednak dbamy o nie. Mimo biedy syn studiuje, a córka wybiera się na studia od października. Ja mam dobry kontakt z nimi. A nawet ich wsparcie. Od kiedy są dorosłe ich stosunek do mnie stał się taki jakby bardziej opiekuńczy. Jakby to one mnie chciały chronić.
Uważam, że po tym co one przeszły, to jest mój cichy sukces.

Piszecie, nic na siłę, nic nie narzucaj, szanuj jego wybór. Szanuję. Nie narzucam. Przy jego uporze to nawet nie dałoby się niczego narzucić. Moje ultimatum, ta dziesiątka Różańca, to wskazanie kierunku w jakim ma iść. Hanna przestudiowała dokładnie moje słowa i wyszło jej, że na siłę go pcham w modlitwę. Wiem, że tak to wygląda. Ale z moim mężem nie zrobi się niczego na siłę. Nie przeforsuje się własnego zdania, dopóki on sam nie zechce. Po latach poniżania, zdrady, bólu uznałam, że dość, że mogę czegoś chcieć, czegoś oczekiwać. I to nie dla siebie, ale dla jego dobra. A on był w takim stanie, że oczekiwał każdej propozycji, byłe stanąć na nogi, byle poczuć się dobrze. On chciał w tym momencie, abym mu powiedziała, co ma zrobić? Sam chciał.
Podałam chyba najlepsze rozwiązanie, jakie mogłam.

Wbrew Waszej krytyce widzę, że Pan delikatnie w nim działa. To piękne. Naszej przyjaciółce powiedział, że chce się modlić. Myślę, że teraz muszę tylko go wspierać. Nie uprzedzać działania Jezusa. Nie chcę niczego zepsuć i bardzo się staram. Nie piszcie mi: "nie narzucaj", bo naprawdę tego nie robię.
Aga pisze: "To Ty musisz emanować szczęściem i światłem jakie daje Bóg, masz pokornie się modlić, nie afiszować absolutnie ze swoją wiarą bo nie na tym to polega."
Aga, uciekanie w najdalszy, nieużywany, zagracony kątek w domu, z modlitwą, nazywasz afiszowaniem się? Tylko przy parapecie okiennym było troszkę wolnego miejsca. Ja się nie afiszowałam i nie afiszuję ! Ja wtedy po prostu musiałam gdzieś spędzać ten czas z Bogiem. W sypialni, w każdym innym pokoju, by mnie widzieli. Ten czas z Bogiem to był wielki Jego dar i to był wstęp do mojego nawrócenia. Sama byłam zadziwiona tym, co się ze mną dzieje i również skrępowana. Gdy ktoś z domowników mnie szukał i wszedł tutaj, to ja się czułam, jak przyłapana na złym uczynku, wręcz zawstydzona. Z biegiem czasu nabrałam z Jezusem odwagi, aby przyznać się do tego, co się ze mną działo. Wiedziałam, że dotkną mnie szyderstwa i nie było to łatwe.

Modlę się za nich bez ustanku, od 4 lat. Myślę, że z mężem właśnie zaczyna się coś dziać. U Boga wszystko musi mieć swój czas. Zawierzyłam ich Jemu i wiem, że nie zostawi ich w grzechu.
Wiem też, że muszę też nauczyć się spędzać z mężem czas, bo do tej pory on uciekał przede mną, dziećmi. Całymi latami. Do pracy, do znajomych, do swojej piwniczki. Najgorsze były te niedziele, gdy nie miał do kogo wyskoczyć i musiał spędzić je z nami. Dal mnie to nowość, że on teraz szuka mnie i chce pogadać. Przychodzi i chce być przy mnie. Tego pragnęłam od zawsze.

B. - bardzo serdecznie dziękuję za te dobre słowa. Bo już myślałam, że mi się samej za dużo wydaje, że cośkolwiek mogę.
Panie przemieniaj nas, przemieniaj naszą rodzinę.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2017-04-12 15:07

Gosiu, trwaj w Tym który daje Ci umocnienie.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: kobieta (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2017-04-12 17:21

W tym temacie słuchałabym spowiednika. Żeby niczego nie zepsuć swoimi pomysłami.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2017-04-12 22:51

Gosiu, podzielę się z Tobą moim doświadczeniem. Nie będę wchodzić w żadne szczegóły. Napiszę tylko, że chodzi o bliską mi osobę, którą powierzałam Bogu w modlitwie. Prosiłam też Boga o mądrość dla siebie, bo chciałam do niej jakoś trafić. Podczas jednej z naszych trudnych rozmów straciłam panowanie nad sobą. Powiedziałam rzeczy, które nigdy nie powinny wyjść z moich ust. A na pewno nie w takiej formie, jaką się posłużyłam. Ewidentnie postąpiłam źle. Byłam przekonania, że zniweczyłam tym cały mój wcześniejszy wysiłek. Okazało się jednak, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, że po tamtej nieszczęsnej rozmowie sprawy zaczęły iść w dobrym kierunku. Dla mnie wniosek był jeden: Pan Bóg, znając moje dobre intencje (i fatalne działanie), udzielił nam wyjątkowych łask.

Pomyślałam, że może coś podobnego ma miejsce w Twoim życiu (ogrom Bożych łask), bo jestem głęboko przekonana o Twoich dobrych intencjach, a jednocześnie zauważam pewne błędy (bynajmniej nie podpisałabym się pod każdym krytycznym postem).

Dostrzegłaś dobre owoce po jednorazowym przymuszeniu męża do różańca. Rzecz w tym, że jeśli nie uznasz tego przymuszenia za swój błąd, to może to zrodzić pokusę, żeby tę metodę stosować po każdym małżeńskim konflikcie. A przed tym chcę Cię przestrzec.
Gosiu, naprawdę jest zasadnicza różnica między wskazaniem różańca jako najlepszego rozwiązania a powiedzeniem, że jest to jedyny sposób, w jaki można Cię przeprosić. Wierzę, że miałaś dobre intencje, ale wybrałaś nie tę argumentację, co należało.

Wygląda na to, że Twoje długie modlitwy przy zapalonej świecy w oknie nie stanowią już punktu zapalnego. Ale to wcale nie znaczy, że pomysł ze świecą był dobry. Przeszłaś z jednej skrajności (ukrywania się modlitwą) w drugą (manifestacji na całe osiedle). Dlaczego nie zachowałaś po prostu umiaru? Czy bez świecy, bez wystawiania się na widok publiczny Twoja modlitwa byłaby gorsza?
(Dla jasności przytoczę Twoje słowa z innego wątku:
"Mąż zrobił mi raz uwagę, że sąsiedzi pokpiwają ze mnie, że jakieś "czary i egzorcyzmy" (ha, ha!) uprawiam, bo jak się z tą modlitwą przestałam kryć, to zaczęłam klękać do modlitwy przy parapecie okiennym i ustawiać na nim zapaloną świecę. Szok na całe osiedle. A ja sobie myślę, "a na zdrowie!" Może Bóg chce, abym im coś w ten sposób uświadomiła").

Gosiu, jeśli możesz, wróć na terapię. Możliwe, że ta, którą przeszłaś, przyniosła Ci już poprawę, ale chyba jeszcze sporo masz do przepracowania. Twoje wpisy wyraźnie świadczą, że nie umiesz z pożytkiem dla siebie odebrać życzliwej krytyki.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Gosia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-04-13 12:56

administrator nie zamieścił tu mojego wpisu
/.../

Formuła forum pomocy to 'pytanie-odpowiedź'. Do internetowej rozmowy zapraszam tutaj: (klik), natomiast do internetowych dyskusji tutaj: (klik).
moderator

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: karola (178.218.232.---)
Data:   2017-04-13 14:03

Czytając Gosiu komentarze pod Twoim postem myślę że powinnaś całkowicie zaufać Bogu i wierzyć że On działa w tej i każdej chwili Waszego życia. Aha i chciałam zauważyć, że życzliwa krytyka nie istnieje "W mowie potocznej wyraz krytyka oznacza zwykle wystąpienie (słowne lub pisemne) przeciwko jakiemuś zjawisku, osobie, faktowi lub sposobowi rozwiązania problemu i jest powiązane z negatywną oceną tych faktów. Trudno wobec tego o życzliwą negatywną ocenę.
Aha w naszym kraju są sami psycholodzy i specjaliści od rad wszelkich.
Gosiu powtarzaj za Św. Faustyną "Jezu ufam Tobie" a wszystko będzie tak jak ma być.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2017-04-13 14:36

Nie wprowadzajmy w błąd. Negatywna ocena może oczywiście wynikać z życzliwości. Z troski o dobro danej osoby lub osób. Jedynka (kiedyś dwójka) dla ucznia nie jest wyrazem nieżyczliwego niszczenia dzieciaka, ale sygnałem, że coś jest nie tak, że trzeba coś zmienić. Zakładanie, że każda sugestia zmiany czegoś, co zostało skrytykowane, uznane za złe, jest kształtem braku życzliwości, to nieporozumienie (przy dobrej woli) albo nadużycie (gdy ktoś manipuluje lub probuje to czynić) .
Uznanie czegoś za zło, za fałsz, za grzech, za nieprawidlowość, za zaniedbanie, za błąd itp. jest oceną negatywną. Nie znaczy to, że jest nieżyczliwe.
Istnieje i życzliwa, i konstruktywna krytyka.
Utożsamienie życzliwości z samymi pochwałami jest co najmniej nieporozumieniem.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2017-04-13 23:38

Karola, nie wiem, skąd zaczerpnęłaś definicję "krytyki", bo nie podałaś źródła (zgubiłaś też cudzysłów domykający). Jeśli z Wikipedii (przytoczony przez Ciebie fragment tam się znajduje: klik), to zapewne zwróciłaś także uwagę na pierwsze zdanie: "Krytyka (łac. criticus – osądzający) – analiza i ocena dobrych i złych stron z punktu widzenia określonych wartości (np. praktycznych, etycznych, poznawczych, naukowych, estetycznych, poprawnych) jako niezbędny element myślenia".

Ponadto Słownik Języka Polskiego:

krytyka
1. «surowa lub negatywna ocena kogoś lub czegoś»
2. «analiza i ocena książki, filmu lub czyichś dokonań»
3. «tekst lub wypowiedź zawierające taką ocenę»
4. «dział piśmiennictwa obejmujący oceny utworów literackich, muzycznych, dzieł sztuki itp.»
5. «grupa ludzi zajmująca się formułowaniem takich ocen»

http://sjp.pwn.pl/szukaj/krytyka.htm

Zatem to, co napisała na temat krytyki Hanna, jest spójne z definicją tego słowa.


Wydaje mi się, że jesteś na forum nową osobą. Ja czytam je od lat. I nie wątpię w życzliwość przynajmniej niektórych osób kierujących do Gosi krytyczne uwagi. Szkoda, że starałaś się przekonać Gosię, że jest inaczej. Jej samej jest trudno w tę życzliwość uwierzyć, a co dopiero, kiedy otrzymuje takie "wsparcie" jak Twoje.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: 9834 (---.free.aero2.net.pl)
Data:   2017-04-14 07:37

"Bo już myślałam, że mi się samej za dużo wydaje, że cośkolwiek mogę."

Dodałabym jeszcze, że faktycznie nic nie możesz - wszystko, co się zadziało, jest zasługą Boga, nie Twoją, w najmniejszym nawet stopniu. Trzymaj się mocno tej prawdy, a nie pobłądzisz.
Wspieram modlitwą.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Maggy (---.centertel.pl)
Data:   2017-04-17 10:11

Poważnie, robiłaś takie cyrki? Wcale się nie dziwię, że mąż Twój zareagował tak a nie inaczej. Ja bym chyba umarła gdyby tak mój mąż zaczął przy świecy w oknie i trzy godziny uwielbienia. Całkowicie rozumiem reakcję Twojego męża mimo, że z Bogiem mam osobistą relację. Może właśnie dlatego, że taką relację mam z Nim nie opartą na uniesieniach, egzaltacjach tylko na staraniu się wprowadzać w życie Jego słowo rozumiem Twojego męża i dzieci? Twój mąż i tak chyba anioł cierpliwości, że nie zabrał Cię na jakieś badania psychiatryczne gdy zaczęłaś tak w tym oknie ze świecą;). A co z tego ma wynikać? Nie wiem;) ale jedna myśl mi chodzi po głowie i muszę to napisać "Nie staraj się być Bogiem bo Nim nie jesteś." Nie wiem dlaczego tak mam napisać ale napisałam.

 Re: Jak poprowadzić męża do Boga?
Autor: Magdalena (---.centertel.pl)
Data:   2017-04-17 17:38

Na tytułowe:

Nie było, nie ma, i nie będzie sprawdzonego sposobu, gotowego, opracowanego nawet przez zespól mędrców. Człowiek sam tego uczynić nie może. No, nie.
Nadzieja jedynie w Bogu; w gorącej modlitwie do Niego. Proś o dar wiary dla męża.
Pozdrawiam

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: