Autor: Gosia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-04-12 11:53
Widzę, że większość osób tutaj wyobraża sobie, że ja spędzam na klęczkach wiele godzin i nie wychodzę z Kościoła. Tak dobrze to nie ma. 4 lata temu wróciłam z rekolekcji i przez pierwsze miesiące czułam nieodpartą tęsknotę do Boga. Ja musiałam modlić się, trwać w Jego obecności.Nie mogłam bez Niego wytrzymać minuty. Nie wiem jak mam Wam to wyjaśnić ?. Dla mnie wcześniej byłoby to śmieszne, nierealne. A tu tak się ze mną porobiło. Sama tego nie rozumiałam. Przemożna tęsknota do trwania przy Nim. Tak sobie myślę, że w tym moim procesie nawracania Bóg zalewał mnie Miłością, na którą wreszcie umiałam odpowiedzieć. Oczywiście zaburzało to rytm moich zajęć i musiałam to jakoś poukładać i pogodzić. Dzisiaj modlę się często podczas obowiązków domowych, w drodze do pracy, a wieczorem dopiero mogę spokojnie uklęknąć przy moim oknie. Dziwne było to, że mąż początkowo szydził i wyśmiewał, potem wysprzątał mi ten pokój (bo to było pomieszczenie bez mebli, taki składzik wszystkich "przydasiów"), a gdy zmarli moi rodzice, meblami z ich domu urządził mi ten pokoik i teraz, nawet gdy ja się tu modlę, przychodzi tu posiedzieć i przejrzeć pocztę w internecie.
W Kościele śpiewałam od zawsze. Od dzieciństwa, kiedy tylko odkryto moje predyspozycje. Schole, zespoły, obecnie chór od 24 lat. To nie jest nic nowego dla męża. Co więcej bardzo mu się to podobało. W tę pierwszą sobotę rzeczywiście tak to wyglądało i tak było, że on szaleje, a ja w Kościele. Ale, czy mogłam coś takiego przewidzieć? W każdą pierwszą sobotę prowadzę te czuwania. Czy to moja ucieczka ? Pewnie tak. A może bardziej szukanie kogoś, kto mnie będzie kochał. Bóg tę miłość daje bezwarunkowo. Mąż szuka ładniejszej. W stanach upojenia wyzywa od różnych takich.
Piszecie o terapii. Przeszłam terapię dla współuzależnionych. Sama. Mąż przecież nie ma problemu. Pukał się w głowę, gdy mu powiedziałam. Przeszłam terapię indywidualną, grupową, stosowałam farmaceutyki. W końcu je odstawiłam, bo powodowały dodatkowe tycie i znieczulały wszystkie uczucia, nie tylko te złe. Brałam je dwa lata.
Ktoś zapyta, dlaczego nie schudniesz ? Oczywiście, całe życie się odchudzam. Mogłabym książkę o tym napisać. I efekty jo-jo burzą wszystko. Może gdybym miała wsparcie w domu. Ale go nie mam. Zatem poddałam się operacji zmniejszenia żołądka. W 4 m-ce schudłam 50 kg. Było cudownie. Przez 2 lata. Potem organizm się przyzwyczaił do tej malutkiej ilości jedzenia i zaczął znowu odkładać. Po 11 latach od operacji mam na sobie z powrotem 35 kg z tych 50 zrzuconych. Nie zrobię poprawki. To nie ma sensu. Przyjęłam "na klatę", że mam taka być. Mąż nie.
Dzieci. Możecie sobie tylko wyobrazić, co przeszły przez te 6 lat romansu męża. Gdy się to zaczęło syn miał 8 lat i szedł do I Komunii Św. a córka 3 latka. Chroniłam je jak umiałam, ale ja sama tego nie mogłam wytrzymać. Nie wszystko się udawało. Są poranione. Mąż jest poraniony. Ja jestem poraniona. Dzisiaj stawiacie mi tu zarzuty, że dzieci tyle przeżyły, że matka sobie śpiewa, a córka znosi ataki ojca. Uważacie, że człowiek na wszystko ma wpływ ? Że wszystko tak od ręki da radę ogarnąć, wszystko przewidzieć? Tak. W sobotę tak się zdarzyło. Nigdy wcześniej nie skierował swojej agresji na nią, ani na syna. Ona była jego córunią, choć nie umiał tego okazać. Dlatego nigdy nie czułam, że może jej coś grozić z jego strony. Dlatego ze spokojem poszłam na to czuwanie i śpiewałam z radością. Nie jestem jasnowidzem. Uważam, że w wychowaniu dzieci zrobiłam dobrą robotę, bo w tych wszystkich poranieniach nie odwróciły się od niego, choć nie mają od niego ciepła, ani serdeczności. Mąż nie potrafi tego okazywać. Jednak dbamy o nie. Mimo biedy syn studiuje, a córka wybiera się na studia od października. Ja mam dobry kontakt z nimi. A nawet ich wsparcie. Od kiedy są dorosłe ich stosunek do mnie stał się taki jakby bardziej opiekuńczy. Jakby to one mnie chciały chronić.
Uważam, że po tym co one przeszły, to jest mój cichy sukces.
Piszecie, nic na siłę, nic nie narzucaj, szanuj jego wybór. Szanuję. Nie narzucam. Przy jego uporze to nawet nie dałoby się niczego narzucić. Moje ultimatum, ta dziesiątka Różańca, to wskazanie kierunku w jakim ma iść. Hanna przestudiowała dokładnie moje słowa i wyszło jej, że na siłę go pcham w modlitwę. Wiem, że tak to wygląda. Ale z moim mężem nie zrobi się niczego na siłę. Nie przeforsuje się własnego zdania, dopóki on sam nie zechce. Po latach poniżania, zdrady, bólu uznałam, że dość, że mogę czegoś chcieć, czegoś oczekiwać. I to nie dla siebie, ale dla jego dobra. A on był w takim stanie, że oczekiwał każdej propozycji, byłe stanąć na nogi, byle poczuć się dobrze. On chciał w tym momencie, abym mu powiedziała, co ma zrobić? Sam chciał.
Podałam chyba najlepsze rozwiązanie, jakie mogłam.
Wbrew Waszej krytyce widzę, że Pan delikatnie w nim działa. To piękne. Naszej przyjaciółce powiedział, że chce się modlić. Myślę, że teraz muszę tylko go wspierać. Nie uprzedzać działania Jezusa. Nie chcę niczego zepsuć i bardzo się staram. Nie piszcie mi: "nie narzucaj", bo naprawdę tego nie robię.
Aga pisze: "To Ty musisz emanować szczęściem i światłem jakie daje Bóg, masz pokornie się modlić, nie afiszować absolutnie ze swoją wiarą bo nie na tym to polega."
Aga, uciekanie w najdalszy, nieużywany, zagracony kątek w domu, z modlitwą, nazywasz afiszowaniem się? Tylko przy parapecie okiennym było troszkę wolnego miejsca. Ja się nie afiszowałam i nie afiszuję ! Ja wtedy po prostu musiałam gdzieś spędzać ten czas z Bogiem. W sypialni, w każdym innym pokoju, by mnie widzieli. Ten czas z Bogiem to był wielki Jego dar i to był wstęp do mojego nawrócenia. Sama byłam zadziwiona tym, co się ze mną dzieje i również skrępowana. Gdy ktoś z domowników mnie szukał i wszedł tutaj, to ja się czułam, jak przyłapana na złym uczynku, wręcz zawstydzona. Z biegiem czasu nabrałam z Jezusem odwagi, aby przyznać się do tego, co się ze mną działo. Wiedziałam, że dotkną mnie szyderstwa i nie było to łatwe.
Modlę się za nich bez ustanku, od 4 lat. Myślę, że z mężem właśnie zaczyna się coś dziać. U Boga wszystko musi mieć swój czas. Zawierzyłam ich Jemu i wiem, że nie zostawi ich w grzechu.
Wiem też, że muszę też nauczyć się spędzać z mężem czas, bo do tej pory on uciekał przede mną, dziećmi. Całymi latami. Do pracy, do znajomych, do swojej piwniczki. Najgorsze były te niedziele, gdy nie miał do kogo wyskoczyć i musiał spędzić je z nami. Dal mnie to nowość, że on teraz szuka mnie i chce pogadać. Przychodzi i chce być przy mnie. Tego pragnęłam od zawsze.
B. - bardzo serdecznie dziękuję za te dobre słowa. Bo już myślałam, że mi się samej za dużo wydaje, że cośkolwiek mogę.
Panie przemieniaj nas, przemieniaj naszą rodzinę.
|
|