Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data: 2020-08-01 00:30
Może to jakaś indywidualna cecha związana z lękami społecznymi. Zamykanie się w przestrzeni osiedla nie jest lekarstwem. Rozpacz, o której piszesz (mocne słowo), jest destrukcyjna. Na pewno źle Ci z tym. To - wydaje się - rzecz do przepracowania pod okiem przygotowanej osoby.
Ty szukasz wystarczająco silnych ludzi, czyli nie masz siły w sobie. To jest do poprawienia. Nauczyć się własnej wartości i szukania siły nie w innych ludziach (wystarczająco silnych, by Cię nie zgnietli swoją biedą), ale w wartościach duchowych. Jeśli nie jesteś napełniona, nie możesz rozdawać, ale i nie możesz spokojnie istnieć (np. w realiach miasta). Boisz się więc, że spotkanie ze słabym coś z Ciebie ostatecznie wyssie...
Samotność na ulicach miasta nie jest standardem. Lęk też nie. Ludzi jest mnóstwo, nie znamy ich i nie da się zresztą znać ich wszystkich, ale to, czy jesteśmy - czy czujemy się wśród nich samotni, nie zależy od miasta, ale i od naszych relacji z pewną grupą ważnych dla nas osób. Od przyjaźni i miłości. Te osoby nie muszą być na wyciągnięcie ręki, może nas dzielić kilkaset kilometrów. Więzi nosimy w sobie, miłość niesiemy w sobie - ale i ona nas niesie.
Całe życie mieszkam w ponadpółmilionowym mieście, choć nie w samym centrum, ale niecałe 15 minut od niego. Miasto to moja codzienność, i nie, nie zmagam się z miastem. Jest moim domem, choć kocham las.
To oczywiste, że spotykamy ludzi cierpiących. Wszędzie, nie tylko w mieście, ale i w dziurze zabitej dechami. Ubogich zawsze będziemy mieć... (por. Mk 14,7).
Pamiętajmy, kto jest Zbawicielem świata.
|
|