Autor: Verba Docent (---.nat.umts.dynamic.eranet.pl)
Data: 2009-08-04 18:55
Trochę uzupełnię wypowiedzi moich PT Poprzedników zwracając uwagę na pewien aspekt sprawy.
Czytanie, słuchanie mądrych ludzi, myślenie, refleksja są bardzo pożyteczne. Może jednak dojść do pewnej "racjonalizacji". Czytam dzieła filozofów lub teologów i wydaje mi się, że znalazłem z nich gotową receptę. Że już wiem, że wystarczy tylko zastosować jakiś gotowy przepis i już będę miał wiarę.
To taka gnostycka "czkawka", która odbija się w Kościele od jego samego początku. Gnostycy uważają (wierzą?), że istnieje gdzieś jakaś tajemna wiedza, dostępna nielicznym, ezoteryczna, wystarczy po nią sięgnąć już będzie. Poznanie prowadzi do wiary. To takie uproszczenie z mojej strony, bowiem "ojciec-założyciel" polskiego gnostycyzmu Robert Walter pod koniec swojego życia zafascynowany był postacią św. Faustyny i jej mistycyzmem.
Wiedza i wiara to dwa odrębne porządki, wzajemnie się uzupełniające, różne pod siebie. Nie ma wiary, którą można wyczytać, wyspekulować, wyeksperymentować, weryfikować naukowymi metodami. Lektura, także Pisma Świętego, może być natchnieniem, inspiracją, przewodnikiem. Znam trochę ludzi, którzy świetnie znają Pismo Święte, zachwycają się jego pięknem, stylem, wielkością. Ale pozostają agnostykami, beznamiętnymi czytelnikami. Zawsze pozostaje nadzieja na moc Słowa Objawionego, na cud, który może wydarzyć się w trakcie lektury, iluminację Augustiańską, nie można tego wykluczyć.
Jeśli wolno mi podzielić się własnym doświadczeniem, to zwracam uwagę na szukanie Boga w drugim człowieku. Na odnalezieniu sensu wiary w relacji z bliźnim, idąc śladami Mistrza nad Mistrzami, Jezusa Pana.
|
|