Autor: Tadeusz (213.25.39.---)
Data: 2001-10-30 09:17
Wyzwanie ogromne, ale gdy Pan Jezus wspomoże..., wszystko staje się możliwe. Św. Franciszkowi zarzucano to samo, chociaż czasy były nieporównywalnie inne. Jedno jest pewne: przedsięwzięcie może się powieść jedynie wtedy, gdy zostanie zaakceptowane przez kompetentną władzę duchowną. Zaakceptowane, to znaczy ogarnięte pewnym rodzajem wsparcia. Gdy podam przykład, wyjaśnię o co chodzi. Wiem, iż uzyskanie tego jest trudne, ale trzeba próbować: wychodzić i przemadlać. Trzeba wreszcie modlić się o sposób realizacji, który wiązałby nadzieję z trwałością przedsięwzięcia. Nie widzę możliwości realizacji w formie nowej wspólnoty zakonnej, gdyż od dłuższego czasu nie powstały nowe – nawet takie o bardziej racjonalnym podejściu.
Osobiście bardzo podoba mi się franciszkańskie ubóstwo, ale by ta idea wbrew światu zaczęła żyć w czasach dzisiejszych, trzeba stawać się samą modlitwą. Trzeba prosić o modlitwy wstawiennicze. Znam kogoś, kto poznał wartość ubóstwa w skrajnych sytuacjach. Otóż w chwilach ciężkich duchowych zmagań, w pewnej chwili, gdy wszystkie środki zawiodły, odwołał się on do ubóstwa św. Franciszka. Niemało był zaskoczony, gdy okazało się to skuteczne i natychmiastowe. Z chwilą, gdy zaczął je kontemplować, złe moce utraciły zdolność oddziaływania. I tak miał dłuższą chwilę spokoju.
Znam pewną pustelnię w Czatachowie k. Żarek, która w wielkich bólach urodziła się przed ponad dziesięcioma laty. Z Bożą pomocą trwa dotąd. Tę historię pokrótce opowiem, gdyż znam ją od początku. Pewien kapłan zakonny pragnął czegoś więcej niż ofiarował macierzysty zakon. Po dużych trudach, uzyskawszy zgodę zarówno władzy zakonnej jak i miejscowego Ks. Arcybiskupa, rozpoczął budowę. Arcybiskup wziął tę inicjatywę pod swoją opiekę, na początku na okres próbny. Zaraz otrzymał wiano: Opatrzność Boża w cudowny i nieprzewidziany sposób już na samym początku sprawiła, że nieodpłatnie kapłan – inicjator uzyskał w darowiźnie duży kawałek zalesionego terenu. Zaraz też spotkał na swojej drodze trzech kandydatów na pustelników, którzy pomogli zakładać podwaliny przyszłej pustelni. Toteż jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać pustelnicze chatki. Została zbudowana kaplica, a dzisiaj jest tam niewielki, ale przepiękny kościółek, który w sobie zamyka ową kaplicę jak kwoka pisklę w gnieździe. Pomoc często przychodziła nadzwyczajnie, tak iż można powiedzieć: było to dzieło Boże.
Podobnie też może stać się i w tym przypadku. Św. Franciszek na początku też miał trudności, a pierwsza reguła – ta najbardziej radykalna - nie została zatwierdzona. Tu dobrze byłoby rozpoznać misję sióstr Klarysek Kapucynek i ewentualnie usiłować znaleźć się obok niej przy duchowym, a może i materialnym wsparciu z ich strony, najpierw na okres próby, z następnym przedłużaniem tych okresów. Forma dojrzeje i zaowocuje treścią.
Nie ukrywam, że jest to bardzo trudne i trzeba dobrego przygotowania, i pewnego stopnia świętości, żeby się powiodło. Jeżeli nawet w jakiś sposób uda się rozpocząć dzieło, dalej same dobre chęci nie wystarczą. O ile bowiem człowiek we wspólnocie zmaga się z określonymi problemami i pokusami, w samotności te i inne problemy potęgują się, a szatan dokłada wszystkich starań, aby zniszczyć dzieło w zarodku, a skoro mu się to nie uda, później kusi w sposób bardziej subtelny i zwodniczy. Zawsze łatwiej jest mu pokonać samotnego człowieka niż grupę osób zjednoczonych we wspólnym dziele. Św. Makary Wielki, który ten przydomek uzyskał jeszcze za życia, zanim został wielkim, próbował stopniowo oddalać się od pobliskiej wsi w kierunku pustyni, jednak czynił to małymi krokami, aby nie upaść.
Pozdrawiam.
|
|