Autor: xc (---.204.36.134.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data: 2013-02-03 08:46
Warto po prostu zacząć do tego, żeby każdego dnia (dobrze jeśli jest możliwe o stałej porze) znaleźć pięć minut na "medytację". Tak to nazwę, bo nie przychodzi mi lepsze określenie do głowy. Po prostu wyłączyć się na te pięć minut z otaczającego mnie świata, oderwać myśli od swoich problemów, od huku i hałasu. Wyłączyć się i po prostu nie robić nic tylko być. Ważne, żeby robić to regularnie, codziennie i starać się (powolutku) wydłużać czas poświęcony medytacji. Potem, gdy czas "medytacji" utrwali się w naszym dziennym rytmie, warto spróbować dedykować go na "coś". Np. fragment Pisma Świętego. Rozmyślać i rozważać fragment Psalmu albo Ewangelii. Lub czemuś innemu, co wypływa z naszej duchowości. Np. refleksji nad słowami "bądź wola Twoja" lub "powszechny i apostolski. Skupić nad czymś, co nie jest bezpośrednio związane z naszym bytowaniem, dniem codziennym. Chodzi o to aby będąc samym ze sobą sięgnąć do swojej duszy, dać jej się objawić. Na krótko, ale jednak. Wtedy jest szansa odczuwanie obecności Pana i nawiązania z Nim relacji. Pan bowiem jest, sęk w tym, że my nie potrafimy (nie mamy sposobności) odczuć Jego obecności. Chodzi o to, aby stworzyć warunki.
Powoli, regularnie, bez pośpiechu.
|
|